To może być przyszłość twojego zawodu. Sprzątanie tego, co wypluły boty
Zawody kreatywne miały odejść do lamusa, ale wróciły oknem. Boom na generatywną AI rozpalił popyt na "slop fixerów", którzy poprawiają buble wyplute przez czatboty.

Gdybym dostawała złotówkę za każdą publikację mówiącą, że w erze AI nie ma miejsca dla zawodów kreatywnych, prawdopodobnie mogłabym kupować masło bez promocji "kup trzy sztuki, każda za 4,75 zł". Artystom wszelkiej maści na prawo i lewo wróży się upadek i zastąpienie przez generatywną sztuczną inteligencję. Mimo to branża kreatywna trzyma się dzielnie. Bo zarabia na poprawianiu ochłapów, które wygenerowały boty.
"Slop fixer" to kreatywny zawód przyszłości
Jak podaje NBC News, coraz więcej freelancerów na całym świecie wykonuje dziś pracę "slop fixerów" - osób, które zatrudnia się, by poprawiały niedoskonałe projekty stworzone przez generatywną sztuczną inteligencję. Nowy sposób zarobku dotyczy zarówno grafik, tekstów, jak i kodu programistycznego.
Ilustratorka Lisa Carstens z Hiszpanii przyznaje, że znaczną część jej zleceń stanowi obecnie poprawianie logotypów, które klienci najpierw próbowali uzyskać za pomocą narzędzi AI. Zamiast czystych linii i czytelnych napisów dostaje często pliki pełne rozmazanych kształtów i dziwnych literopodobnych ciągów.

Niekiedy wystarczy kilka poprawek, ale coraz częściej trzeba projektować od zera - przy zachowaniu "ducha" pierwotnego projektu. Paradoksalnie, bywa to bardziej czasochłonne niż tradycyjna praca twórcza.
Tam, gdzie miała być rewolucja i pełna automatyzacja, szybko okazuje się, że bez człowieka produkt końcowy zwyczajnie nie nadaje się do użycia
Z podobnym zjawiskiem spotykają się copywriterzy. Amerykańska freelancerka Kiesha Richardson podkreśla, że połowa jej zleceń to dziś edycja treści stworzonych przez AI. Poprawia nie tylko nadużywane zwroty ("delve", "deep dive"), ale i całe akapity pozbawione sensu czy szczegółów. Copywriterka oprócz samego pisania, czas poświęca na dokonywanie dodatkowego przeszukania zasobów internetowych i encyklopedycznych z danej dziedziny, by tekst w ogóle odpowiadał na pytania czytelników. Firmy jednak za poprawki płacą mniej, zakładając, że naprawienie tekstu wygenerowanego przez AI jest prostsze niż napisanie artykułu od nowa.
Problemu nie unikają także branże techniczne. Harsh Kumar, programista z Indii, przyznaje, że regularnie dostaje do naprawy aplikacje i strony stworzone przy użyciu tzw. "vibe codingu" - czyli generowania kodu programistycznego poprzez wydawanie tekstowych instrukcji AI. W praktyce oznacza to wadliwe czatboty, systemy rekomendacyjne wypluwające bezsensowne informacje czy wręcz wycieki danych. Naprawa takich błędów bywa żmudniejsza niż stworzenie oprogramowania od początku.
Eksperci zwracają uwagę, że ta "ukryta gospodarka poprawiania AI" ma swoją cenę - i to nie tylko dla firmy zlecającej zadanie. Freelancerzy często pracują za stawki niższe niż w przypadku tradycyjnych zleceń, bo klienci w erze post-ChatGPT traktują AI jako tańszą alternatywę dla wprawnych w fachu grafików czy copywriterów. Jednak rzeczywistość boleśnie weryfikuje te kalkulacje: końcowy produkt wymaga ingerencji człowieka.
Jak podkreślił Kumar, "na dłuższą metę ludzie i tak są niezbędni - to przecież my stworzyliśmy sztuczną inteligencję".
Może zainteresować cię także: