Wojsko zamieni Forda Transita w wyrzutnię dronów. Zaskoczą przeciwnika

Brytyjskie ministerstwo obrony (Ministry of Defence) chce systemu, który pozwoli na wystrzelenie co najmniej pięciu dronów uderzeniowych w czasie nie dłuższym niż cztery minuty od momentu startu pierwszego z nich. Wszystko z jednego samochodu.

Cały system musi zmieścić się w pojeździe wielkości większego vana – mowa o samochodach typu Mercedes Sprinter czy Ford Transit, bo te pojazdy są brane pod uwagę. To kluczowe – możliwość szybkiego przemieszczenia i zaskoczenia przeciwnika to dziś jeden z najważniejszych atutów taktycznych.

Co ważne cały proces, od zatrzymania się pojazdu, do odjazdu po starcie dronów, ma zakończyć się pełnym zabezpieczeniem wyrzutni w maksymalnie 10 minut. To oznacza nie tylko błyskawiczną akcję, ale też szybkie zniknięcie z miejsca działania.

I nie, nie chodzi tutaj o drony ważące kilka kilogramów. System ma być zdolny do wystrzeliwania maszyn ważących do 125 kg, z prędkością co najmniej 60 m/s, czyli ponad 210 km/h. A to już poważny kaliber – takie maszyny mogą przenosić różnego rodzaju głowice wybuchowe.

Czytając o wymaganiach i planach Brytyjczyków nie sposób odnieść wrażenia, że jest to pokłosie ostatniego udanego ataku Ukraińców, na rosyjskie bombowce strategiczne. Tam w ataku wzięły udział właśnie drony odpalane z cywilnych ciężarówek.

Ministerstwo jasno zaznacza przy tym, czego nie chce. Odpadają wszelkie pomysły wykorzystujące rakiety wspomagające start, czy systemy, które są sterowane przez człowieka. Całość ma być możliwa do obsłużenia przez jedną osobę, z jak najmniejszym nakładem pracy i czasu.

Projekt VOLLEY musi być banalnie prosty w montażu i odporny na trudy pola walki. Do tego musi pracować w skrajnych warunkach – od -20 stopni C do +55 stopni C, w dzień i w nocy, przy każdej pogodzie. Nie jest to więc projekt dla delikatnych gadżetów. Tu liczy się brutalna skuteczność i niezawodność.

Więcej na Spider's Web:

Termin? Nieubłagany. Prototypy muszą być gotowe do pokazów polowych już w październiku 2025 r., a pierwsze dostawy mają ruszyć najpóźniej w styczniu 2026 r. Całość ma być tania (jak na standardy obronności): cena jednej wyrzutni nie może przekroczyć 300 tys. funtów, czyli około 1,5 mln zł. Ministerstwo zaznacza, że potrzebuje ponad 20 takich zestawów już w ciągu pół roku od startu projektu.

Szykuje się więc gorący wyścig zbrojeń w mikro skali — bo choć mowa o bezzałogowcach, to gra toczy się o duże pieniądze i ogromne znaczenie operacyjne.

Brytyjskie ministerstwo jest otwarte także na firmy i zespoły, które zaproponują jedynie część gotowego rozwiązania. Jeśli ktoś potrafi stworzyć idealny system sterowania kątem nachylenia wyrzutni (który musi się mieścić w przedziale od 8 do 30 stopni), ale nie ma całej wyrzutni – też może zgłosić swój projekt. W grę wchodzą nawet małe firmy i startupy. Byle zdążyć w wyznaczonym terminie.

Wszystko wskazuje na to, że Brytyjczycy przygotowują się do zupełnie nowej taktyki użycia dronów – błyskawicznych, wielokrotnych ataków lub rozpoznania, które można zrealizować z jednego, małego punktu, w ciągu kilku minut.

W sytuacji zagrożenia, kiedy liczy się każda sekunda, taka możliwość może dać ogromną przewagę – zarówno w obronie, jak i w działaniach ofensywnych.