Lotnisko szkoli spadochroniarzy. Mieszkańcy świętują, kiedy pada
Kiedy pada, mieszkańcy okolic wsi Bednary świętują – deszcz oznacza, że samoloty pozostaną uziemione. Można otworzyć okno, bo nie będzie hałasów.

"Chcemy ciszy!" – domagają się mieszkańcy skarżący się na hałas lotniska w Bednarach, gm. Pobiedziska. Działa tam klub spadochroniarski, więc samolot z adeptami jest widoczny na niebie. I słyszalny.
Od godziny 8 w każdą niedzielę, każde święto, samolot do godziny 21, 22 cały czas krąży nad nami. Mamy przerwy po 5 minut na godzinę, kiedy nie ma ryku samolotu – relacjonuje w rozmowie z TVP 3 Poznań Maciej Wołoszyn, mieszkaniec Stęszewka.
Nie tylko hałas jest problemem. Na działce jednej z mieszkanek wylądowała… spadochroniarka.
Jak opisuje TVP 3 Poznań, starostwo powiatowe zleciło firmie przeprowadzenie badań oddziaływania na środowisko. Wyniki wykazały, że w trakcie "najbardziej intensywnych lotów" najwyższy rezultat to 48,2 decybela. Maksymalna dopuszczalna wartość to zaś 60 decybeli.
- Mieszkańcy mają prawo protestować, ale z nami kontaktuje się wiele osób, które mówią, że w ogóle tych samolotów nie słyszą, bo są przyzwyczajeni – odpowiada Marta Molińska, strefa spadochronowa Sky Camp.
W rozmowie z Radiem Poznań dodawała, że firma zainwestowała "duże pieniądze" w nowe i cichsze śmigło samolotu wynoszącego skoczków.
Na lotnisku przez 50 dni w roku odbywa się średnio po 10 lotów dziennie. Klub powołując się na wyniki badań twierdzi, że jego działalność nie szkodzi. Mieszkańcy się nie poddają i zapowiadają przeprowadzenie następnej analizy.
Lotnisko w Bednarach jest stosunkowo niewielkie, a i tak dla części sąsiadów bywa utrapieniem. Problem jeszcze większy jest w przypadku dużych portów, obsługujących znacznie większe maszyny. Lotniska zdają sobie z tego sprawę i organizują specjalne programy wymiany okien w pobliżu.
Tyle że dźwięki mogą być uciążliwe nawet w dalszej odległości. Mieszkańcy Pruszkowa skarżą się, że nie mogą w ciągu dnia oglądać telewizji, a wieczorami spokojnie odpoczywać, bo startujące z lotniska Chopina samoloty skutecznie to uniemożliwiają.
- Wydaje się, że w chwili przelatywania nad miastem są jeszcze na dość niskiej wysokości, więc huk silników niesie się po okolicy bardziej niż zwykle. Słychać je nawet przy zamkniętych oknach – mówiła w rozmowie z tvn24.pl jedna z mieszkanek przy ulicy Szkolnej.
Warto też zauważyć, że ten huk słychać nie tylko, kiedy samoloty lecą bezpośrednio nad Pruszkowem. Kiedy przelatują nad sąsiednimi miejscowościami, dźwięk i tak niesie się nad miastem – dodawała.
Piotr Rudzki ze spółki Polskie Porty Lotnicze przekazał serwisowi, że lotnisko stara się przestrzegać ciszy nocnej – trwającej w godzinach 23:30-5:30 – ale nie zawsze jest to możliwe. Czasami zdarzają się opóźnione rejsy albo przeloty humanitarne, wojskowe, rządowe czy medyczne. "Lotnisko Chopina funkcjonuje całą dobę i jest często wybierane jako zapasowe właśnie w nagłych, awaryjnych przypadkach" – wyjaśnił.
Dlaczego hałas nagle staje się problemem?
Niektórych może to dziwić – przecież lotniska istnieją od dawna, ludzie muszą być świadomi takiego sąsiedztwa. Z drugiej strony o hałasie mówi się coraz więcej i głośniej, co akurat w tym przypadku jest zaletą. Niedawno przechadzałem się ścieżką wzdłuż torów. Dopiero jakiś czas temu – może dwa, góra trzy lata temu – na tym szlaku zamontowane zostały ekrany akustyczne, odgradzające pobliskie domy od torów. Na odsłoniętym fragmencie minął mnie pociąg towarowy, z oczywistych względów bardzo hałaśliwy. Zanim zamontowano duże panele to była codzienność dla okolicznych mieszkańców. Wygłuszający mur musiał być więc przywitany z ulgą i radością, choć pewnie wielu z nich nie znało innej rzeczywistości. Hałas był normalnością, kwestią, z którą nic nie dało się zrobić. Tak jest i tak musi być. Dopiero teraz okazuje się, że są inne możliwości.
Na dodatek żyjemy w coraz głośniejszym otoczeniu. Zdecydowanie łatwiej o przebodźcowanie i nagle rzeczy, które dawniej były normalne, zaczynają przeszkadzać. Wszystkiego jest za dużo i chcemy się bronić. Czasami prowadzi to trudnych konfliktów, jak ostatnio na wsi, gdzie kombajny obwiniane były za łamanie ciszy nocnej.
To niełatwe spory. Rozumiem obie strony – i tych, którzy mówią, że tak było od zawsze, i tych, którzy chcieliby zmian.
Zdjęcie główne: Konwicki Marcin / Shutterstock