Bez tego sprzętu nie wyobrażam sobie już mojego ogrodu. 9 powodów, dla których robot koszący zostaje u mnie na stałe
Gdybym nigdy nie skorzystał z robota koszącego - pewnie kręciłbym nosem, że na co to, po co i komu. Mając jednak opcję testowania takiego rozwiązania kolejny rok z rzędu, przyznaję wprost - to naprawdę działa i efekty są świetne.

Do tego stopnia, że nie wyobrażam sobie, żeby takiego robota - i to najlepiej dokładnie tego, który przez ostatnie tygodnie jeździł u mnie w ogrodzie - mogło u mnie zabraknąć. Dlaczego? Już odpowiadam.
Najpiękniejsza cisza na świecie
Nie da się przegapić tego, że sąsiad kosi trawę - przeważnie akurat wtedy, kiedy wy chcieliście odpocząć w ogrodzie. Gwarantuję zresztą, że waszą kosiarkę też słychać na całe osiedle, nawet jeśli macie napęd elektryczny.

A robot koszący? Nie przesadzę, jeśli napiszę, że moja testowa Stiga A 1500 jest tak cicha, że - w i tak cichej okolicy - z ciekawości czasem szedłem do ogrodu, żeby sprawdzić, czy w ogóle pracuje. I gdyby nie bardzo jaskrawy kolor obudowy, jej namierzenie byłoby ekstremalnie trudne, bo hałas, jaki generuje, jest znikomy. W rezultacie mój trawnik koszony jest codziennie, ale na dobrą sprawę nikt o tym nie wie - i to nawet pomimo tego, że robot koszący startuje, zgodnie z harmonogramem, bladym świtem. Przejeżdża przy tym niemal bezpośrednio pod oknem mojej sypialni i niedaleko okna sypialni sąsiadów - i nic.
Może poza tym, że w każde sobotnie przedpołudnie myślę sobie, o ile byłoby przyjemniej i ciszej, gdyby wszyscy w ten sposób kosili swoje trawniki.
Nie muszę robić absolutnie nic
Można się oczywiście spierać, czy koszenie trawnika zajmuje dużo czasu, czy może udaje się z tym uwinąć w pół godziny albo godzinę. I owszem, w przypadku mojego trawnika pewnie wystarczyłoby 30 minut, ale... jakoś nigdy nie mogłem znaleźć na to czasu. Ładna pogoda - idę na rower albo jadę w góry. Brzydka pogoda - wiadomo, nie ma co kosić. Efekt? Trawnik był skandalicznie wręcz zaniedbany, a koszenie odbywało się może raz albo dwa w sezonie.

Natomiast od czasu, kiedy dotarła do mnie Stiga A 1500, właściwie nie ma dylematu, czy jednak kosić, czy wybrać jakąś przyjemniejszą aktywność, bo koszenie nie leży już po prostu w zakresie moich obowiązków. Wychodzę z domu - trawnik jest idealnie skoszony. Wracam do domu - trawnik wygląda jak przycięty od linijki. Nie ma mnie w tydzień w domu - trawnik zadbany jak trzeba. Nie chce mi się w weekend nawet myśleć o pracach w ogrodzie - trawnik i tak jest zaopiekowany.
Efekt tego, przyznaję, zaskoczył nawet mnie, bo:
Mój trawnik nigdy nie wyglądał tak dobrze
Przy koszeniu raz na sezon trudno raczej uzyskać estetyczny i elegancki zielony dywan, nie wspominając już o tym, że całość wyglądała po prostu dziko i mało estetycznie. Z nierówną, miejscami bardzo wysoką trawą, masą mchu, chwastów i ubytków. Wystarczyło jednak zainstalować robota koszącego, dorzucić do tego ćwierć jednego popołudnia na proste zabiegi pielęgnacyjne i... mój trawnik nigdy nie wyglądał tak wspaniale, jak wygląda teraz.

Sekret? Najzwyczajniej w świecie - regularne koszenie. W aplikacji Stiga.GO ustawiłem prosty harmonogram - który zresztą podpowiedziała mi aplikacja - i od tego momentu cała praca robota jest w pełni zautomatyzowana. Rano wyjeżdża, kosi, wraca do stacji i czeka na kolejny dzień pracy. W efekcie ścinane są nie tyle spore kawałki trawy, które potem trzeba zgrabić, a niewielkie końcówki, które mogą zostać na trawniku i pełnić jednocześnie funkcję nawozu. Do tego samo koszenie pobudza wzrost trawy, więc naprawdę trudno się dziwić, że już po kilku tygodniach mój trawnik jest dużo gęstszy, zadbany i... równy.
Jeśli znudzi mi się wygląd trawnika, to mam spore pole do popisu
Wyższa trawa w jednym sektorze ogrodu, niższa w drugim. Trawnik przed domem skoszony w równe pasy, trawnik za domem skoszony tak, żeby nie było widać, jakim śladem jeździ po nim robot koszący. A jeśli uznam, że jednak chciałbym mieć wszystko skoszone w równe pasy albo w kratkę - dwa kliknięcia w Stiga.GO i załatwione. Tak, to jest naprawdę takie proste.
Aczkolwiek trzeba tutaj zaznaczyć jedną rzecz. O ile na przykład różną wysokość koszenia w strefach można ustawić również dla robotów korzystających z przewodu ograniczającego, tak już koszenie we wzory (czyli np. w kratkę albo równe pasy) jest raczej domeną robotów wyposażonych w systemy lokalizacyjne, np. takie jak testowany przeze mnie system Stiga AGS. Warto o tym pamiętać, wybierając sposób, w jaki naszrobot koszący będzie się odnajdował w przestrzeni.
Instalacja wszystkiego zajęła może 5 minut.
Wyjmij robota z opakowania, wyjmij stację referencyjną, postaw w wybranym miejscu, podłącz do prądu, pobierz aplikację - gotowe. Tak właściwie wygląda proces pierwszej instalacji robota koszącego - przynajmniej w sytuacji, kiedy tym robotem jest, jak u mnie, Stiga z serii „A”. Nie trzeba nawet wykonywać czasochłonnego marszu dookoła trawnika, sterując jednocześnie robotem i pokazując mu, gdzie są granice koszonego obszaru. Możemy te granice nakreślić wygodnie z poziomu komputera, przesłać do robota, a potem tylko skontrolować, czy wszystko jest idealnie tak, jak należy.

W porównaniu do czasów, kiedy trzeba było własnoręcznie instalować przewód ograniczający i modlić się o to, żeby przypadkiem coś się nie zmieniło w ogrodzie - gigantyczna różnica. Pamiętam zresztą, że pierwsza instalacja takiego przewodu lata temu zajęła instalatorowi w moim ogrodzie naprawdę sporo czasu. I żeby było smutniej, to dzisiaj już z tego przewodu nie mógłbym korzystać, bo w wielu miejscach ogród zmienił się tak, że zakopany przewód wprowadzałby robota prosto na przeszkody.
Co prowadzi do kolejnego punktu:
Jeśli zmienię coś w ogrodzie, to... nic się nie stanie.
W przypadku robotów z systemem lokalizacji - w tym przypadku Stiga AGS - żadna zmiana w ogrodzie nie jest problemem. Nowe drzewo, ścieżka albo altanka może w kilka chwil „trafić” do aplikacji i mapy naszego ogrodu, a robot będzie już wiedział, żeby ten teren ominąć. Nie ma więc w takiej konfiguracji powodu, żeby o się czymkolwiek martwić - w tym na przykład o to, czy zmieścimy się w nowej lokalizacji ze „zwykłą” kosiarką.
Nie musimy się też martwić o to, że koszenie przeszkodzi nam w relaksie, bo...
Robot koszący kosi wtedy, kiedy ja chcę.
I czasami jest to konfiguracja dość skomplikowana, bo na przykład w tygodniu nie przeszkadza mi koszenie do godziny 11, natomiast w weekend chciałbym mieć od rana trawnik dla siebie (i dla psa) i bardziej odpowiada mi koszenie wieczorem, kiedy już nikogo na trawniku nie ma.
Rozwiązanie? Kilka kliknięć i już wiem, że w sobotę rano nie spotkam kosiarki na trawniku, natomiast ta i tak wykona swoją pracę - po prostu tego dnia o innej godzinie.
Gdyby nawet w moim rozkładzie dnia pojawiła się jakaś spontaniczna zmiana i musiałbym na trawniku przeznaczonym do koszenia rozstawić grilla i stół ogrodowy, wystarczy, że skorzystam z funkcji „Odjedź stąd”, która dookoła mnie - lub innego wskazanego punktu - utworzy tymczasową strefę bez koszenia.
Nie muszę myśleć, kiedy warto kosić i jak kosić.
Pada deszcz? Oczywiście w tym czasie nie należy kosić i robot - a przynajmniej przebywający u mnie model Stiga A 1500 - doskonale o tym wie. Wbudowany czujnik deszczu informuje robota o tym, że pada i dopiero po 4 godzinach (albo 8 lub 12 - zależnie od ustawień) wyjedzie znowu na trawnik.

Mało tego - możliwe jest aktywowanie funkcji, która sprawi, że w przypadku wysokiej trawy robot sam dopasuje wysokość koszenia, żeby uzyskać najlepszy możliwy efekt.
I to wszystko bez najmniejszego wysiłku.
Nawet teraz - w trakcie pisania tego tekstu - gdybym wyjrzał przez okno, zobaczyłbym pewnie robota koszącego, który niemal bezgłośnie sunie po trawniku, dbając o to, żeby ten każdego dnia wyglądał idealnie. Dzięki temu wiem, że po pracy nie muszę planować maszerowania z kosiarką po ogrodzie - zamiast tego mogę się zająć dużo ciekawszymi sprawami.