Ameryka mówi, że Europa ją dyskryminuje. Nadchodzi cyfrowa zimna wojna
Rosną napięcia polityczne między Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską. Amerykańska FCC zajęła właśnie dość frapujące stanowisko. Jak deklaruje jej szef, komisja będzie walczyć legislacyjnie z władzami Unii Europejskiej, by bronić amerykańskich firm. W imię wolności słowa. Zaraz… co?

Przewodniczący Federalnej Komisji Łączności (FCC) Brendan Carr podczas tegorocznego Mobile World Congress w Barcelonie jednoznacznie określił stanowisko administracji Trumpa wobec unijnych regulacji cyfrowych, zapowiadając zdecydowaną obronę interesów amerykańskich gigantów technologicznych. Jego wystąpienie, które spotkało się z szerokim odzewem międzynarodowym, podkreślało fundamentalne różnice w podejściu do wolności słowa, konkurencji rynkowej i roli państwa w regulacji sektora technologicznego.
Unia Europejska, dążąc do stworzenia bezpieczniejszej i bardziej konkurencyjnej przestrzeni cyfrowej, wprowadziła w 2023 r. Digital Services Act (DSA) oraz Digital Markets Act (DMA). DSA koncentruje się na zwalczaniu nielegalnych treści, wzmocnieniu transparentności algorytmów i ochronie praw użytkowników, podczas gdy DMA ma na celu ograniczenie dominacji tzw. strażników dostępu (gatekeepers) poprzez nakładanie na nich obowiązków zapewnienia uczciwej konkurencji.
Czytaj też:
Komisja Europejska podkreśla, że regulacje te stosują się równo do wszystkich podmiotów działających na jednolitym rynku cyfrowym, niezależnie od kraju pochodzenia. Jak stwierdził rzecznik KE, Thomas Regnier, celem DSA jest ochrona praw podstawowych, w tym wolności wypowiedzi, przy jednoczesnym zapewnieniu bezpieczeństwa w sieci.
Stany Zjednoczone nie będą tolerować przeszkód dla amerykańskich firm technologicznych
Administracja Trumpa oraz republikańscy legislatorzy zarzucają UE protekcjonizm i dyskryminację amerykańskich firm. W liście skierowanym do unijnej komisarz ds. konkurencji Teresy Ribery, kongresmeni Jim Jordan i Scott Fitzgerald wskazali, że DMA faworyzuje europejskie przedsiębiorstwa, nakładając na amerykańskich gigantów niewspółmierne kary (do 10 proc. globalnych przychodów) i zmuszając je do globalnego stosowania europejskich standardów.
Brendan Carr posunął się nawet do porównania DSA do cenzury, argumentując, że wymogi dotyczące moderowania treści naruszają Pierwszą Poprawkę do Konstytucji USA. - Europa zmierza w kierunku, który jest fundamentalnie sprzeczny z amerykańską tradycją wolności słowa - stwierdził na konferencji w Barcelonie, wzywając firmy technologiczne do zaprzestania cenzury obserwowanej w latach 2020-2021.
Administracja Trumpa a wolność słowa
Wprowadzenie DSA zbiegło się z odnowionym naciskiem Białego Domu na walkę z cenzurą online. Prezydent Trump wielokrotnie zapowiadał, że priorytetem jego administracji będzie ochrona wolności wypowiedzi w Internecie, co obejmuje zarówno naciski na platformy społecznościowe, jak i przeciwdziałanie zagranicznym regulacjom.
Wiceprezydent JD Vance podczas szczytu AI w Paryżu ostro skrytykował unijne przepisy, określając je mianem autorytarnej cenzury. Jego zdaniem wymuszanie przez UE usuwania nielegalnych treści prowadzi do arbitralnego ograniczania debaty publicznej, co stoi w sprzeczności z amerykańskimi wartościami.
Konflikt zyskał dodatkowy wymiar dzięki zaangażowaniu takich postaci jak Elon Musk i Mark Zuckerberg. Musk, który od lat krytykuje europejskie podejście do moderacji treści, otwarcie wsparł administrację Trumpa w jej staraniach o zniesienie nadmiernych regulacji.
Zuckerberg podczas wystąpienia w podcaście Joe Rogana posunął się do porównania unijnych kar nakładanych na Big Tech do taryf celnych w nowej odsłonie, sugerując, że służą one głównie wzmocnieniu europejskiej konkurencji. Jego zdaniem, nałożone przez UE w ciągu ostatnich dwóch dekad kary przekraczające 30 mld dol. dowodzą systemowego uprzedzenia wobec amerykańskich firm.
To dopiero początek. Nieprzewidywalna polityka Stanów Zjednoczonych to ryzyko eskalacji. Czyli droższe produkty w sklepach
W odpowiedzi na unijne działania administracja Trumpa rozważa nałożenie ceł odwetowych na produkty z UE. Biały Dom postrzega kary nakładane na firmy takie jak Google, Meta czy Apple jako formę zagranicznego wymuszenia, które wymaga zdecydowanej odpowiedzi. Z kolei UE przygotowuje się do wykorzystania narzędzia antyprzymusowego, pozwalającego na reakcję w przypadkach ekonomicznego zastraszania państw członkowskich. Ten mechanizm, przywołany przez Carra podczas jego wystąpienia, może prowadzić do błędnego koła wzajemnych sankcji.
Amerykańskie korporacje stoją przed trudnym wyborem - dostosować się do unijnych przepisów ryzykując konflikt z administracją Trumpa, czy też zignorować regulacje UE narażając się na gigantyczne kary. Niektóre firmy rozważają geofencing - tworzenie oddzielnych wersji platform dla różnych regionów. Jednak, jak zauważył Carr, takie rozwiązanie może być technicznie i ekonomicznie nieefektywne.
Kluczowym punktem sporu pozostaje różnica w podejściu do wolności słowa. Podczas gdy Stany Zjednoczone traktują ją jako niemal absolutne prawo (z wąskimi wyjątkami), Europa preferuje model odpowiedzialnej wolności, gdzie ochrona przed mową nienawiści czy dezinformacją ma pierwszeństwo.
Carr wielokrotnie podkreślał, że DSA narzuca platformom obowiązki wykraczające poza amerykańskie standardy, zmuszając je do prewencyjnego usuwania treści, które w Stanach Zjednoczonych byłyby chronione. Z drugiej strony unijni urzędnicy wskazują, że ich regulacje nie ograniczają legalnej wypowiedzi, a jedynie zwalczają treści niezgodne z prawem.
Federalna Komisja Łączności wydaje się dość mgliście pojmować koncepcję suwerenności i niezależności
UE, zaniepokojona dominacją amerykańskich i chińskich firm w sektorze cyfrowym, dąży do budowy suwerenności technologicznej. Inicjatywy takie jak GAIA-X (europejska chmura danych) czy zwiększone finansowanie dla lokalnych startupów mają zmniejszyć zależność od zagranicznych rozwiązań.
Administracja Trumpa postrzega te działania jako przejaw protekcjonizmu, sprzecznego z zasadami wolnego rynku. W liście kongresmenów Jordana i Fitzgeralda czytamy: DMA wydaje się projektowany tak, by faworyzować europejskie firmy, takie jak Spotify czy Zalando, kosztem amerykańskiej konkurencji.
Pomimo ostrych deklaracji obie strony deklarują otwartość na dialog. Carr zaproponował utworzenie międzynarodowego forum ds. regulacji cyfrowych, które wypracowałoby wspólne standardy respektujące różnice kulturowe. KE z kolei zapowiedziała przegląd istniejących przepisów w celu zwiększenia przejrzystości. Co i tak wydaje się wyrazem daleko posuniętej dobrej woli.
*Ilustracja otwierająca wygenerowana przez AI