REKLAMA

Znajomy pokazał mi swojego Facebooka. To pole minowe, na którym oszustwo goni oszustwo

Znajomy pokazał mi swoje aktualności na Facebooku. Jest on typowym użytkownikiem internetu, który zazwyczaj wierzy, w to co widzi. To zupełnie normalna postawa. Nie możemy przecież zakładać, że każdy chce nas oszukać, bo życie stałoby się nieznośne. W mediach społecznościowych to zaufanie do świata powinno być bardzo ograniczone.

Znajomy pokazał mi swojego Facebooka. To pole minowe, na którym oszustwo goni oszustwo
REKLAMA

U wspomnianego znajomego, niemal jedna po drugiej, wyświetliły się reklamy prowadzące do stron wyłudzających dane. W pierwszej magnesem była rewelacyjna promocja w znanym dyskoncie. Problem w tym, że sieciówka takiej promocji nie zorganizowała, a link prowadzi na manowce. Zgłosiliśmy tę reklamę, ale nie mamy złudzeń, że nic to nie da. Kilka przewinięć dalej pojawiła się kolejna reklama, również fałszywa.

REKLAMA

Wystarczyło zjechać jeszcze trochę niżej, by wyświetlił się przesłodki film pokazujący dziewczynkę tańczącą z kotkiem. Opis zachęcał do polubień. Oczywiście był to twór stworzony przez sztuczną inteligencję i nie miał wiele wspólnego z rzeczywistością. Tysiące lajków wskazywało, że użytkownicy Facebooka nie byli tego świadomi.

Ten przykład z mediów społecznościowych pokazuje, że nie ma przesady w ostrzeżeniu szefa Instagrama (tak, tak!), by nie wierzyć we wszystko, co się widzi. Mało tego, jak pokazują aktualności mojego znajomego, ale też moje własne, próby oszustwa nie są odosobnione. Jeżeli na 8-10 postów, 3 stanowiły fałszywki, to można powiedzieć, że duży odsetek tego, co można zobaczyć w społecznościówkach stanowią – użyjmy tego słowa – zwykłe kłamstwa i oszustwa.

Przestańmy mówić o dezinformacji i fake newsach, wróćmy do nazywania rzeczy po imieniu

Spójrzcie, co się stanie, gdy zamienimy wyrażenia „dezinformacja” i „fake news” na „kłamstwo” i „oszustwo” – przestaną być abstrakcyjne, za to nabiorą osobistego charakteru. Może to klucz do tego, by w edukacji nie nadużywać tego typu określeń.

Gdy powiedziałem znajomemu wprost, że ktoś próbuje go oszukać, zrozumiał od razu. Gdybym robił mu wykład o dezinformacji i fake newsach, przekaz zostałby stępiony przez słowa, które nie mają już tego osobistego ciężaru gatunkowego.

Oczywiście naszej rozmowy nie zakończyliśmy na nazywaniu rzeczy. Po pierwsze pokazałem znajomemu, w jaki sposób rozpoznać fałszywkę. W tym przypadku była to reklama (zatwierdzona przez system Facebooka) randomowej użytkowniczki o anglosaskim imieniu i nazwisku. Czyli mamy sytuację, w której kobieta z zagranicy reklamuje promocję w dyskoncie w Polsce - już to budzi wątpliwości. Oszustwo było o tyle proste, że również link był podejrzany już na pierwszy rzut oka. Nie zawsze tak jest. Problem z tą reklamą był taki, że dość dobrze spreparowano grafikę dyskontu. Przewijając aktualności, często nie zwracamy uwagi na szczegóły, a w tym przypadku najsilniejszym magnesem był obrazek.

Czytaj także:

REKLAMA

Oszuści nie śpią. Wykorzystują coraz większe możliwości SI, by tworzyć wiarygodne fałszywki. Dlatego edukacja mniej świadomych użytkowników internetu powinna być ciągłym procesem. Nie wystarczy, że raz ich ostrzeżemy. W każdej rodzinie znajdziemy osoby, którym przydałaby się taka pomoc.

Moja rozmowa trwała może 5 minut i naprawdę niewiele potrzeba, by uświadomić innym zagrożenia. Niestety musimy radzić sobie sami, bo społecznościówki to rak internetu. Skoro bowiem Faceboook zatwierdza te wszystkie fałszywe reklamy, to znaczy, że uczestniczy w oszukańczym procederze.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Aktualizacja: wczoraj
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA