Kierowcy już nie są najgorsi. Przebili ich hulajnogarze i rowerzyści na elektrycznych potworach
"A ja mam paszport Polsatu" - rzucił filmowy Grucha wyjaśniając, dlaczego jak gdyby nigdy nic może wejść do budynku. Dzisiaj wystarczyłoby, że wjechałby do środka elektryczną hulajnogą. Też nikt by go nie zatrzymał.
Nie będę ukrywał: nie przepadam za samochodami w mieście. Owszem, zdarza mi się od czasu do czasu do jakiegoś wsiąść, więc śmiało nazwijcie mnie hipokrytą, ale jest z nimi sporo problemów. Na Twitterze obserwuję, jak jeden z użytkowników regularnie wrzuca zdjęcia ze spacerów jedną z łódzkich ulic. Bohaterami fotografii stale są źle zaparkowane samochody. Zajmując 4/5 chodnika uniemożliwiają przejście i trzeba się nagimnastykować, żeby je ominąć. A takie manewry dla rodziców z wózkiem, osób z niepełnosprawnościami czy mających problemy z poruszaniem się są zwyczajnie niebezpieczne.
M.in. przez samochodową samowolkę chodniki wyglądają, jak wyglądają – jak tor przeszkód.
Kto by się jednak tym przejmował? Wszyscy zatrzymują się przecież tylko na chwilę. Albo mają Bardzo Ważną Sprawę do Załatwienia. Słowem: im wszystko wolno.
Obserwując tego typu zdjęcia i mając własne doświadczenia, utwierdzałem się w przekonaniu, że kierowcy to w Polsce grupa mająca wyjątkowe przywileje. Mogą pędzić po ulicach. Mogą parkować, gdzie chcą. Mogą łamać przepisy. Bo czemu nie?
Zmieniam zdanie: to nie kierowcom pozwala się na wszystko
Okazuje się, że pełną anarchią mogą cieszyć się właściciele… elektrycznych hulajnóg. Nieważne, ile masz lat – chodniki są twoje. Z drogi śledzie, hulajnoga jedzie.
Przykład? Policjanci w Świeciu zatrzymali 12-letniego chłopca poruszającego się chodnikiem na hulajnodze elektrycznej. Przekroczył prędkość. Wraz z nim jechał ojciec, który prosił dziecko, aby zwolniło. Urwis był jednak nieusłuchany.
Może się wydawać, że to niewinna historyjka. Powinna taka być, wszak ile mógł jechać 12-latek po chodniku? Przepisy mówią, że wśród pieszych trzeba poruszać się z podobną prędkością do nich, czyli ok. 5 km/h. Czyli powiedzmy, że jechał 15 km/h i przez to zwrócił uwagę służb. Bo przecież nie 22 km/h lub co gorsza 28 km/h.
Jest jeszcze gorzej
12-latek sunął po chodniku... 44 km/h!
Policjanci przeprowadzili z 12-latkiem i jego ojcem rozmowę. Przypomnieli o zasadach bezpieczeństwa i obowiązujących przepisach.
Aha, jak tak, to wszystko dobrze się skończyło. Na pewno wyciągnął solidną nauczkę. Na pewno. Też bym miał poszanowanie do przepisów, gdyby po jawnym naruszeniu prawa usłyszał, że tak nie wolno.
Pal licho kary - chodzi o symbol. Sytuacja z 12-latkiem pędzącym po chodniku 44 km/h jest dobitnym przykładem tego, że ta forma transportu jest w Polsce albo niekontrolowana, albo ewentualne kary są śmiesznie niskie.
Policjanci na swojej stronie internetowej przypomnieli jakie „prawa i obowiązki wiążą się z używaniem hulajnóg elektrycznych”
Kopiuj-wklej i spokój, bo wiadomo, że trzeba mieć naprawdę pecha, żeby ktoś zwrócił uwagę na łamanie przepisów podczas jazdy hulajnogą. A nawet jeśli cię złapią, to kara jest śmiesznie niska
Niedawno pisałem o 25-latku, który po ścieżce rowerowej jechał 55 km/h. Policja wręczyła mu mandat w wysokości 300 zł.
Bezkarnie czują się też same firmy umożliwiające wypożyczanie pojazdów. Oczywiście dużo mówią o tym, że zależy im na porządku, że prowadzą różne akcje, że zachęcają użytkowników do odpowiedzialnego korzystania i uczulają współpracujące z nimi firmy, jak powinno się ustawiać pojazdy. A potem jestem świadkiem takich widoków:
„Skoro oni mogą, to my też”
Tak zapewne pomyśleli właściciele elektrycznych rowerów. One również są masowo przerabiane, by osiągać prędkości porównywalne do tych samochodowych. Gigantyczne, ciężkie pojazdy suną więc nie tylko po ścieżkach rowerowych, ale też chodnikach. Ewentualne zderzenie nawet przy małej prędkości może skończyć się dla pieszego bardzo źle, bo to prawdziwe molochy.
Na problem zwróciło dziś uwagę Miasto Jest Nasze. Organizacja skierowała pytanie do Komendy Stołecznej Policji w sprawie liczby ujawnionych pseudorowerów elektrycznych w tym i ubiegłym roku oraz działań podjętych w stosunku do ich użytkowników. Ciekawy jestem ewentualnych statystyk, bo mam wrażenie, że posiadanie takiej przeróbki i jeżdżenie nią po drogach dla rowerów czy chodniku nie wiąże się z żadnymi konsekwencjami. I dlatego takich pojazdów przybywa.
To naprawdę duża sztuka, żeby w plebiscycie „wrogowie pieszych na chodniku” przebić kierowców samochodów. A jednak to się udało. Życie ciągle zaskakuje.
Zdjęcie główne: Victor Velter / Shutterstock.com