W Polsce miały być pomarańcze, a są... poparzone jabłka. Nawet za nie zapłacimy więcej
Warto przypominać o tych wszystkich sugestiach, że na ociepleniu się klimatu skorzystamy, bo w Polsce wyrosną tropikalne owoce. Nie dość, że to mrzonki, to jeszcze ucierpią nasze uprawy. Istnieje ryzyko, że szarlotka będzie naprawdę luksusowym deserem.
Coraz częściej wśród skutków katastrofy klimatycznej wymienia się produkty, których będzie mniej, a których cena znacząco wzrośnie. Zagrożona jest choćby kawa, kakao czy wino. „Cóż, nie nasze problemy” – można byłoby powiedzieć. Najwyżej zapłaci się więcej. Albo ograniczy się spożycie.
Sęk w tym, że już cierpią jabłka. Nasze polskie jabłka
Krzysztof Kurzeja, sadownik z Łącka w powiecie nowosądeckim, w rozmowie z wyborcza.biz opisał, jak upalne lato odbiło się na jabłkach. Owoce dosłownie gotują się od środka. Wszystko przez wysokie temperatury. Tegoroczne lato było piekielne. Jest wrzesień, a rekordy temperatur ciągle są bite.
Wystawienie owoców na palące słońce to nie jedyny poważny kłopot. Drugi wiąże się z panującymi warunkami: suszą.
Gleba wysycha na wiór. Trawa wysycha w sadzie, a co dopiero owoce. Za chwilę drzewa będą pobierać z owoców wodę. Skutki ekonomiczne są drastyczne. Staramy się zbierać podpsute jabłka, bo jak się w nich już nawet miąższ zepsuje, to nie sprzedamy ich nawet do przetwórstwa na koncentraty
– relacjonuje Kurzeja.
Za jabłka zapłacimy więcej. Przez zmiany klimatu
Jak radzą sobie sadownicy? Kurzeja opowiada, że jabłka są… schładzane. Ale to kosztuje, bo trzeba wykorzystywać więcej komór chłodzących.
- Kiedyś, żeby je schłodzić, wystarczył mi wsad do jednej komory, a teraz 30-40 skrzyń muszę kłaść aż w trzy komory schładzające i włączać aż cztery agregaty prądu – opisuje sytuację sadownik.
Wysokie temperatury szkodzą również ziemniakom. „Na wielu etapach wegetacji panowały mało korzystne warunki dla rozwoju ziemniaków. Szkodziły im głównie upały” – donosił kilka tygodni temu portal farmer.pl.
Pogoda oszalała, a to są konsekwencje
Przypomnijmy, że kilka miesięcy temu mieliśmy problem z bardzo dużymi przymrozkami. W kwietniu odnotowano wręcz letnie temperatury, po których przyszły srogie mrozy. Różnice były naprawdę duże, więc uprawy ucierpiały.
To konsekwencje zmian klimatu – mówił PAP o kwietniowych mroźnych nocach Ireneusz Ochmian, współwłaściciel winnicy Pałacu Rajkowo. - Minus dwa czy minus trzy stopnie to nie byłby problem, problemem jest minus siedem stopni, a mieliśmy takie momenty.
W kwietniu pędy wyglądały jakby były z końca maja. Wegetacja ruszyła miesiąc wcześniej, więc przymrozki okazały się zabójcze. Mrozy wiosną się zdarzały, ale nienormalne było stadium rozwoju roślin – relacjonowali winiarze.
Ta nienormalność – czy raczej: nowa normalność? – ciągle się utrzymuje, czego dowodem jest wyjątkowo gorący początek września. Jak zauważył autor profilu Pogoda w Łodzi:
Upały we wrześniu to dość nowa tradycja. Pierwsza 30-tka w tym miesiącu pojawiła się dopiero w 2005 r., wcześniej nie było o tym mowy. Wczorajszy dzień jest dopiero 9. wrześniowym upalnym dniem w Łodzi. I tylko raz zdarzyło się, że mieliśmy dwa takie dni jednego roku (wrzesień 2005 r. właśnie), a patrząc w prognozy możemy z łatwością to prześcignąć w tym roku.