Miliarderzy przycisnęli Facebooka. A kto wstawi się za nami?
Jeśli masz głośne nazwisko i sporo pieniędzy na koncie, istnieje szansa, że do walki z technologicznym gigantem staniesz jak równy z równym. A co w sytuacji gdy jesteś po prostu szarym użytkownikiem społecznościowego portalu? Fikcyjny konkurs z głośnikiem za 9 zł dalej może być twoją rzeczywistością.
Może się wydawać, że presja ma sens. Rafał Brzóska, szef inPostu, wypowiedział wojnę Facebookowi. Pierwsze bitwy są wygrane. Zdążył już zainterweniować prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych wydając postanowienie zakazujące firmie Meta wyświetlania reklam z wizerunkiem i danymi Omeny Mensah. Na razie tymczasowo, na 3 miesiące, ale to i tak sukces.
Fałszywe wpisy sugerowały m.in., że Rafał Brzoska pobił swoją żonę Omenę Mensah, a potem jeszcze ją aresztowano. Posty miały przyciągać uwagę i służyć do wyłudzania danych czy pieniędzy od osób, które kliknęły w sensacyjny nagłówek.
Meta nadal bierze pieniądze za reklamy, które powielają fake newsy i deepfake. Nie poddajemy się. Walczymy dalej z poczuciem bezkarności osób, którym wydaje się, że są anonimowe. Dzisiaj pokazaliśmy, że potrafimy skutecznie przeciwstawić się temu problemowi, a duże platformy mogą odpowiadać za reklamy, które przyjmują do wyświetlania na swoich portalach. Za złamanie zakazu właścicielowi Facebooka i Instagrama grozi kara do nawet 4% światowego przychodu! (w samym 1 kwartale 2024 przychód wynosił ponad 36,5 miliarda dolarów)
– napisał Rafał Brzoska na portalu Linkedin.com.
Facebook ma problem, bo więcej miliarderów mówi dość i również zapowiada pozwanie Mety. Z tych samych powodów: nie podoba im się fakt, że na Facebooku czy Instagramie ich wizerunki wykorzystywane są w fałszywych reklamach.
Naprawdę chciałbym wierzyć, że dla Mety będzie to poważne ostrzeżenie
Chciałbym, ale… jakoś nie mogę.
Problem z fałszywymi reklamami i oszustwami nie jest nowy. To nie jest coś, co zaczęło się kilka miesięcy temu i szefowie nie wiedzą, jak sobie z tym poradzić. Proceder trwa i trwa. W końcu granica została przekroczona, bo oszuści zaczęli wykorzystywać wizerunki bardzo znanych osób.
Musieli jednak tupnąć nogą, żeby wymusić jakąkolwiek reakcję. Wcześniej Facebookowi nie przeszkadzały fałszywe profile dużych i popularnych sklepów. To nie tak, że taki profil wisiał kilka godzin, góra dobę. Podrobione reklamy wyrastały jak grzyby po deszczu. Jak gdyby nigdy nic możesz nazwać swoje konto „MediaMarkt” czy „xKom” i wprowadzać ludzi w błąd. Dziurawe sito zabezpieczeń tego nie filtrowało. A potem nikt nie reagował na zgłoszenia. I podkreślmy: złodzieje nie podrabiali sklepu Tech-Pol z Jeleniej Góry, a ogromne spółki działające na świecie. A Facebook machał ręką.
Oszustwa z głośnikiem za 9 zł są szczególnie ciekawym przykładem. Nie tylko podszywano się pod znane marki, ale wykorzystano tożsamość zwykłych ludzi. Do wzięcia udziału w „konkursie” czy „promocji” zachęcały konta istniejących osób. Nie przejęto ich profili, a bezczelnie je skopiowano. Każdy z nas mógł być jak celebryta, którego twarz nakłania do fałszywej inwestycji. I nawet o tym nie wiedział.
Właśnie przez to trudno mi wierzyć, że działania miliarderów odmienią Facebooka. Pewnie gigant nie będzie miał wyjścia i zacznie lepiej chronić wizerunek tych, którzy będą mieć siłę, czas i przede wszystkim pieniądze na ewentualne sądowe batalie czy spory w mediach. Niestety, głosy reszty po prostu się nie przebiją.
Skoro Facebooka nie odmieniły na lepsze afery związane z wpływaniem na wybory w Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii, to trudno oczekiwać, że głos miliarderów będzie silniejszy. Częściowo – pewnie tak, bo osiągną korzyść, na której im zależy. Ale co z resztą użytkowników? Zagrożenie jest tymczasem ogromne, bo przecież dziś łatwo podrobić nie tylko głos, ale i całą twarz. Zabraknie miliarderów, bo ci będą lepiej chronieni, więc oszustwa "reklamować" będą ci mniej znani.
Czy za nami będzie miał kto się wstawić?
Wydawać by się mogło, że taką rolę powinno pełnić państwo. Unia Europejska próbuje utemperować zapędy molochów i w wielu przypadkach im się to udaje. W wielu jednak walka trwa. Wkroczenie do akcji miliarderów dobrze pokazuje, w jakiej rzeczywistości żyjemy. W świecie korporacji tylko inna silna firma może uspokoić drugą. A to ostatecznie bardzo zła wiadomość dla nasz wszystkich. Bo jaki interes firma będzie mieć w tym, żeby chronić użytkowników, którzy nie są z nią związani? Co innego prezesi czy akcjonariusze – o nich warto będzie zadbać i ich chronić, żeby nie szkodzić własnemu wizerunkowi.
A reszta niech klika w fałszywe reklamy, do których zachęcają kradzione profile zwykłych ludzi.
Zdjęcie główne: gioele piccinini / Shutterstock