Nie śpię, bo szukam kuponów do zeskanowania. Jestem nowym łowcą okazji
Oto nowa rzeczywistość - promocje już nie wpadają do telefonu, trzeba za nimi chodzić. Rozglądać się za kodami QR, które dadzą dostęp do ekskluzywnych zniżek. Ukryte promocje w Biedronce pokazują, że jeżeli chodzi o oszczędności, to wygodnie już było.
Kilkanaście lat temu niezwykle popularną formą promocji były kupony, które wycinało się z gazet i przynosiło do sklepu. Najpierw trzeba było więc nabyć dany tytuł, potem pobawić się nożyczkami, a na końcu pokazywało się go przy kasie i zgarniało zniżkę. Inwestycja była jednak konieczna – nie tylko pieniędzy na periodyk, ale i czasu na wizytę w kiosku i wycięcie kuponu. Jeszcze w 2016 r. portal wiadomoscihandlowe.pl donosił, że nie brakuje klientów, którzy „co tydzień wertują w poszukiwaniu kuponów gazetki promocyjne i kolorowe magazyny”.
Internet zrobił wiele, żeby promocje zdemokratyzować. Zniżki dla każdego
Owszem, sklepy internetowe miały kody rabatowe dla swoich – nowych klientów, tych stałych, korzystających z newslettera, zrzeszonych w grupkach. Z czasem jednak i na to znaleziono odpowiedź. Powstały strony informujące o zniżkach i tajemnych kodach rabatowych. Doczekaliśmy się nawet wtyczek do przeglądarek. Narzędzie buszowało po sieci w poszukiwaniu sekretnej kombinacji i automatycznie ją dodawało. Korzystający z takiego rozwiązania robili zakupy, a w podsumowaniu czekał na nich gotowy rabat. Proste i wygodne.
Wygląda jednak na to, że wracamy do czasów nożyczek. Lekko zmodyfikowanych, bo zamiast narzędzia wystarczy telefon. I tak jednak trzeba znowu nieco się postarać.
W Biedronce od niedawna klienci mogą korzystać z tzw. ukrytych zniżek. W teorii są ekskluzywne i trafiają do tych, którzy w swojej pocztowej skrzynce znaleźli ulotkę z kodem QR. Internauci podzieli się znaczkiem ze wszystkimi, ale to pokazuje, jak zmienia się filozofia sklepów.
Najpierw żeby zdobyć promocję należało mieć aplikację. To jednak nie wszędzie i nie zawsze wystarczy. W Biedronce niektóre zniżki odblokowuje się poprzez Shakeomat - czyli trzęsąc telefonem aż w aplikacji wypadnie zniżka - a w innych sklepach trzeba np. aktywować kupon.
Teraz dochodzi do tego kolejna czynność, bo żeby oferta zadziałała, wcześniej należy zeskanować kod QR, wpisać numer swojej karty i dopiero wtedy zniżki są odpalone. Na razie tylko w Biedronce, ale zdziwię się, jeśli podobny wariant nie pojawi się w innych sieciach. Zanim pójdzie się na zakupy należy zrobić przegląd programów i sprawdzić, czy gdzieś nie wypada lepsza obniżka. Kupujemy taniej, ale płacimy czymś innym - czasem i uwagą.
Hasło „łowca okazji” znowu nabiera dosłownego znaczenia
Promocję trzeba sobie wywalczyć. Jak za nie aż tak odległych czasów. Może i w rękach nie ma się już nożyczek, ale i tak aktywność jest wymagana. Warto sprawdzić skrzynkę, wyczekiwać na SMS-a albo liczyć na szczęście w loterii, zdrapce czy innej czynności wykonywanej w aplikacji.
Trudno sklepom się dziwić. W końcu promocje nigdy nie organizowane są z dobroci serca w trosce o domowe budżety klientów. Trzeba przyciągnąć do siebie i zarobić.
Sklepy jednak sprytnie nas sobie wychowały, zachęcając najpierw do zainstalowania aplikacji. Bez niej zniżek nie ma. A że na skanowaniu programu przy kasie można sporo zaoszczędzić wykazał nasz test:
Z promocji, do których dostęp dają aplikacje, nie opłaca się rezygnować. Wręcz przeciwnie, chce się mieć więcej i więcej. Ciekawe więc, co sklepy wypuszczą, aby dawać dostęp do nowych, ukrytych wyprzedaży. Wiemy, że zaczną pojawiać się spersonalizowane oferty. Akcja Biedronki pokazuje, że wracamy do pomysłu na wycinane kupony – tym razem się je skanuje. Co dalej? Jedno jest pewne: coś, co będzie wymagało naszej aktywności. Wygodnie już było. Teraz kupony nie będą przychodziły do waszych telefonów. Trzeba będzie je zdobyć. Upolować. Zachować czujność, żeby żadna zniżka nie umknęła.
- Konsumenci dostają wygodę, a biznes ich dane – zauważał Rafał Pikuła na łamach Spider’s Web+ pisząc, że jesteśmy pokoleniem „pod aplikacje”. Ta walka o uwagę wykracza jednak coraz dalej.