Google lobbuje wśród polityków w Polsce. I ostrzega ich przed nami - mediami
Google nie marnuje czasu. Najwyraźniej lekko poruszony buntem polskich mediów wystosował dwustronicowy dokument do setki polskich senatorów i senatorek. A w nim ogromne wypłaty dla wydawców mediów. I głupie marudy, takie jak Spider’s Web. Problem w tym, że ów dokument nie jest kompletny.
- W ostatnich tygodniach, wydawcy, wykorzystując swoją uprzywilejowaną pozycję w dostępie do mediów, budują fałszywą narrację o negatywnej roli, którą Google i inne platformy rzekomo odgrywają w ekosystemie medialnym. Straszą m.in. rychłym bankructwem polskich wydawców, jeśli ustawodawca nie spełni ich żądań - jak można przeczytać w dokumencie autorstwa Marty Poślad, dyrektorki ds. polityki publicznej Google'a w Europie Środkowo-Wschodniej, który trafił do setki polskich senatorów i senatorek.
Ci uprzywilejowani, budujący fałszywą narrację to oczywiście my i znaczna grupa innych polskich mediów, które będą dotknięte odrzuceniem ważnych dla nich poprawek podczas prac nad wdrożeniem do polskiego prawa europejskiej dyrektywy o prawie autorskim i prawach pokrewnych na jednolitym rynku cyfrowym.
Te poprawki dotyczyły gwarancji uczciwych negocjacji z platformami cyfrowymi pokroju Google’a czy tych od Mety i ustanawiały UOKiK w roli mediatora pomiędzy mediami a dużymi firmami technologicznymi. Innymi słowy, zapewniały polskim mediom dodatkową gwarancję, że te będą wynagradzane za swoje treści, jeżeli te będą wykorzystywane przez usługi tych firm. Szerzej i szczegółowo ów problem i jego istotę opisał Adam Bednarek.
Czytaj też:
Google informuje polskich polityków o tym, ile pieniędzy zapewnił już polskim mediom
- Jako jedyna platforma uruchomiliśmy tak szeroko zakrojony program, który umożliwia nam dostosowanie się do nowych przepisów, jednocześnie nadal udostępniając użytkownikom linki do źródeł wiadomości i generując ruch do wydawców prasowych. Każde kliknięcie przynosi wydawcom od 25 do 60 gr, przy czym wydawcy regionalni, których odbiorcy mają większą wartość dla reklamodawców, cieszą się wyższymi wskaźnikami – jak można przeczytać w jednym z losowych fragmentów dokumentu.
- Jednocześnie Google wspiera wydawców informacyjnych, oferując im narzędzia reklamowe, które umożliwiają skuteczną monetyzację treści. Wydawcy korzystający z naszych produktów reklamowych zachowują zdecydowaną większość przychodów, ponad 80 proc. W latach 2021-2023 wypłaciliśmy z tego tytułu pięciu największym polskim wydawcom informacyjnym kwotę ponad 1 mld zł - jak można przeczytać w innej jego części. O dokumencie jako pierwsza napisała Interia.
Takich fragmentów jest więcej. I choć nie weryfikowaliśmy jeszcze tych liczb, to raczej są one prawdziwe. Na pewno brzmią bardzo wiarygodnie i faktycznie Google podejmuje te i wiele innych inwestycji, by przekonać do siebie i do współpracy ze sobą rynek polskich mediów. Problem w tym, że w tym dokumencie zabrakło kilka istotnych informacji.
Prosimy polskich senatorów i pozostałych polityków o uzupełnienie swojej wiedzy o dodatkowe zagadnienia w sprawie Google vs polskie media
Konkretniej, prosilibyśmy o zapoznanie się z informacjami w kwestii następujących zagadnień:
- Strat, jakie polskie media poniosły w wyniku cytowania ich materiałów w usługach Google;
- Przychodów i zysków, jakie te materiały wygenerowały dla firmy Google;
- Jawności zasad działania algorytmów pozycjonujących materiały polskich mediów w usługach Wyszukiwarka Google, Wiadomości Google, Google Discover;
- Liczebności i rozmiaru obecnych na polskim rynku usług konkurencyjnych dla Wyszukiwarki Google, Wiadomości Google, Google Discover;
- Sposobu, w jaki generatywna sztuczna inteligencja Google Gemini pobiera informacje do swojej bazy wiedzy;
- Preferencji czytelniczych polskich internautów (jak wielu płaci za media, jak wielu korzysta z darmowych źródeł, jak wielu odwiedza tytuły medialne bezpośrednio zamiast polegać na usługach Google).
Wtedy i tylko wtedy politycy będą mogli podjąć właściwe decyzje, znając stanowiska obu stron. Google nie mówi w żadnym miejscu nieprawdy, a przynajmniej niewiele na to wskazuje. Przełkniemy nawet wymierzone w nas przytyki.
Jedyne o co prosimy to o świadome decyzje podparte wszystkimi istotnymi dla problemu danymi.