Kupił bilet w aplikacji i... dostał mandat. Mieli walczyć z oszustami, a dostaje się uczciwym
Kontrolerka stwierdziła, że pasażer oszukał system i zrobił to za późno. Przewidywaliśmy problemy i niestety się pojawiły – tak zniechęca się do komunikacji miejskiej, a przy okazji do aplikacji.
Łódzkie MPK pod koniec 2023 r. wkurzyło mieszkańców zmieniając regulamin obowiązujący przy zakupie biletów w aplikacji. Stawiając na cyfrowy bilet trzeba zakupić go „przed rozpoczęciem podróży, jednak najpóźniej po wejściu do pojazdu”.
MPK Łódz tłumaczyło, że w ten sposób uda się wyeliminować sytuacje, w których niektórzy kupowali bilet dopiero wtedy, gdy w pobliżu pojawiali się kontrolerzy. W praktyce oznaczało to, że niektórzy pasażerowie zaliczali przejazd na gapę. Aplikację odpalali dopiero w kryzysowej sytuacji.
W czym problem dla mieszkańców? Ano w tym, że samo określenie „najpóźniej po wejściu do pojazdu” jest bardzo nieprecyzyjne. Na dodatek wcześniejszy zakup oznacza stratę cennych minut. W końcu pojazd nie zawsze rusza chwilę po tym, gdy wejdą pasażerowie. Stoi w korku, czeka aż ruszą inne autobusy czy tramwaje. Niby 2-3 min różnicy to niedużo, ale czasami mogą decydować o tym, że potrzebny będzie 40, a nie 20 min bilet.
Zamiast ze spokojem wsiadać i kupować bilet w aplikacji, użytkownicy smartfonów będą musieli na przystanku obliczać i szacować: czy kliknąć kupuję jak tramwaj podjeżdża, czy może dopiero wtedy, jak otworzą się drzwi? Zupełnie niepotrzebne dylematy uderzające w uczciwych pasażerów. Znając życie ci, którzy i tak nie chcą płacić, znajdą na to sposób
– komentowałem decyzję łódzkich radnych.
Niestety czarny scenariusz bardzo szybko się spełnił
Łódzka „Wyborcza” informuje, że jeden z mieszkańców otrzymał mandat za jazdę bez ważnego biletu. Chciał go kupić i nawet nabył, ale kontrolerka uznała, że odbyło się to zbyt późno.
Jako że jestem osobą z niepełnosprawnością ruchową, musiałem usiąść, by dokończyć płatność, co na całe szczęście mi się udało. Pani kontroler spisywała wtedy siedzącego obok mnie mężczyznę, gdy chciałem pokazać swój bilet powiedziała, że później.
- relacjonuje pasażer.
Po zakończonej kontroli uznała, że transakcji dokonano „po czasie”. Pasażer twierdzi, że „płatność przez aplikację mobilną przeszła równo z czasem, gdy zająłem miejsce”. Mimo to wystawiony został mandat w wysokości 289 zł.
Pasażer wysłał odwołanie, a MPK Łódź zapowiada, że sprawa zostanie rozpatrzona na podstawie wniosku. Nawet jeśli mandat zostanie anulowany, to wcale nie rozwiązuje to problemu. Do podobnych sytuacji będzie zapewne ciągle dochodziło. A to oznacza dodatkowy stres i irytację podróżnych ukaranych niesłusznym mandatem. I trudno będzie im się dziwić: ktoś stawia na komunikację miejską zamiast na samochód, wydaje mu się, że wybiera nowoczesną formę zakupu biletu, a dostaje nerwy i kłopoty. I tak tworzy się w mieście dodatkowe korki. Kto ma siłę kopać się z koniem? To już lepiej kupić auto i spędzić minuty pośród innych stojących, ale przynajmniej na własnych zasadach.
Łatwo sobie wyobrazić sytuację, że nie od razu uda się kupić bilet
Internet będzie miał chwilowe problemy. Aplikacja się zatnie. Telefon odmówi posłuszeństwa. Takie rzeczy się zdarzają. I wszystkie te nieprzewidziane zdarzenia będą działać na niekorzyść pasażera. Bo przecież wystarczyło kupić bilet 10 min wcześniej, prawda?
A technologia bywa zawodna, o czym przekonują się ci, którzy próbują kupić bilet w biletomacie znajdującym się w pojeździe. Zdarza się tak, że maszyna nie działa. Co w wyniku kontroli? Niby ma się wytłumaczenie i w razie czego można kupić bilet u kontrolera, ale czasami sytuacja się komplikuje.
Taką sprawą zajął się wrocławski sąd. Pasażer w czerwcu 2020 r. nie mógł kupić biletu w autobusie z powodu awarii biletomatu. Kontrolerzy byli głusi na argument, że sprzęt nie działał, przez co nie dało się dokonać transakcji. Podobnie postąpiło wrocławskie MPK, które nie przyjęło odwołania. Sąd uznał, że jedyne, za co powinien zapłacić „gapowicz”, to bilet. Na dodatek zwrócono uwagę, że w podobnych sytuacjach pasażer zawsze jest na straconej pozycji ze względu na źle opracowany system.
W każdym mieście panują inne zasady, więc niestety pasażerowie muszą liczyć się ze stresem i problemami, gdy zechcą udowodnić, że są niewinni i chcieli uczciwie podróżować. Nie tak to powinno wyglądać.
Rozumiem, że faktycznie niektórzy chcieli oszukiwać system i korzystali z aplikacji na ostatnią chwilę. Można jednak rozwiązać ten problem bardziej po ludzku, zdając sobie sprawę z tego, że technologia bywa zawodna albo że czasami ważniejsze jest własne bezpieczeństwo. I najpierw pasażer chce zająć miejsce w pojeździe, chwycić się poręczy i dopiero potem uruchomić aplikację. Zamiast tego mamy polowanie na czarownice i robienie krętaczy z tych, którzy postawili na wygodę.
Chociaż coraz częściej trudno mówić tu o wygodzie, skoro innego wyjścia w zasadzie nie ma – punktów, w których kupić da się bilet, w polskich miastach brakuje. Dla telefonów alternatywy nie ma, więc kontrolerzy mogą rozpocząć żniwa.
Na Spider's Web piszemy więcej o komunikacji miejskiej:
Zdjęcie główne: im_coco/shutterstock.com