REKLAMA

Nazwą cię goblinem jeśli nie kupujesz telefonu co roku. Z normalnego zachowania robią modę

W tym przypadku bycie goblinem jest w teorii pozytywne – mieszkanie na bagnie jako ucieczka od pędzącego, konsumpcyjnego świata. Szkoda, że trzeba szukać tak kreatywnych określeń by nazwać coś, co powinno być normalnością.

las
REKLAMA

Niedawno na polskim rynku ukazała się książka „Wejdź w tryb goblina”. Autorka McKayla Coyle zaznacza, że gobliński styl życia zaprzecza wyobrażeniu, że aby zaistnieć należy być pięknym i gładkim. Gobliński tryb oznacza umiłowanie przyrody, pozytywne zbieractwo, odmawianie kupowania nowych rzeczy, naprawianie, a nie wyrzucanie. Jak dodaje wydawca: „gobliny wszakże są antykapitalistami”.

REKLAMA

Gobliny to więc przekleństwo szefa Apple’a (i każdej dużej firmy)

W końcu nie tak dawno Tim Cook twierdził, że kupowanie co roku nowego iPhone’a jest… ekologiczne. Głównie dlatego, że jest wykonany z materiałów pochodzących z recyklingu, nie zawiera szkodliwych surowców, jest bardziej odporny. Oczywiście to bajdurzenie, bo najbardziej ekologiczne jest powstrzymanie się przed zakupem nowego modelu i zostanie przy tym telefonie, który ma się teraz.

(…) czym różni się wasz obecny smartfon od poprzedniego. Gdy zastanawiam się nad tym w swoim przypadku, dochodzę do wniosku, że zmiany są tak nieliczne lub mało istotne, że spokojnie mógłbym pozostać przy poprzednim modelu. Bo nowości o których mowa zmierzone mogą być tylko przymiotnikami - lepsze zdjęcia, wydajniejsza bateria - takie cechy mógłbym wymienić. Pytanie, czy owo "lepsze" to rzeczywiście wystarczające uzasadnienie wymiany sprzętu na nowy? W kapitalizmie jest tak, że liczy się nieustanny wzrost. W tej nomenklaturze brak wzrostu oznacza kurczenie się, kurczenie z kolei oznacza spadek cen akcji, a dalej... Wiadomo. Akcjonariusze wymają większych przychodów, zysków, wzrostu sprzedaży itp. Taki paradygmat zmusza Apple'a, jak i inne firmy, do pompowania balonika.

- zauważał niedawno na łamach Spider's Web Rafał Gdak.

Mogłoby się wydawać, że redakcyjny kolega przemówił goblińską modą, ale sęk w tym, że nie.

Na tym polega cały mój problem z goblińskim ruchem i pewnie kolejnymi podobnymi, które będą wyrastać jak grzyby po deszczu w naszym zmęczonym świecie.

W teorii nie ma w nich niczego złego. Zachęcanie do spędzania czasu na łonie natury? Kontemplowanie przyrody? Dostrzeganie tego, co na pierwszy rzut oka niewidoczne? Docenienie tego, co żyje obok nas i radość z małych rzeczy? To wszystko brzmi pięknie i wręcz nie da się tego skrytykować.

Tyle że to nie żaden gobliński styl, a… normalność

Tak żyło się jeszcze nie tak dawno temu. Nie wyrzucało, a naprawiało. Szukało zastosowania dla starych przedmiotów. Z szacunkiem do przyrody może nie zawsze było tak kolorowo, ale nie da się ukryć, że relacja z naturą była bliższa niż obecnie.

„Jeżeli pragniesz życia skrojonego na ludzką miarę, niewątpliwie jesteś zmuszony spoglądać w przeszłość” – notował autor „Wyznań otrzeźwiałego ekologa”. Wracam do tej książki myślami regularnie, szczególnie do eseju o kosie. Dla Paula Kingsnortha kosa to przykład technologii „odpowiedniej”, którą przez wieki sprawdzano, testowano, udoskonalano i doszlifowano. Żeby kosić dobrze, należy dostroić ciało do kosy.

Czuwasz, żeby twe ruchy dopasowały się do rzeźby terenu, pilnujesz, aby nóż był odpowiednio naostrzony, dookoła słyszysz śpiew ptaków i widzisz, jak co rusz coś przemyka w trawie. Wszystko musi być ze sobą powiązane, a jeśli tak nie jest, to nie działa.

Jak widać to wcale nie opis pracy goblina – choć przecież pasowałby jak ulał - a naszych dziadków czy pradziadków. Nie sądzę, aby pracujący w polu zawsze tak podchodzili do tych zadań, ale mimo wszystko można sobie wyobrazić, jak trudna, ale też satysfakcjonująca była to praca. I pewnie uczucie bycia „tu i teraz”, powiązania z przyrodą, występowało bardziej.

Pozornie wyimaginowany opis goblińskiego podejścia do życia ze spoglądaniem w przeszłość otrzeźwiałego ekologa spotykają się i podają sobie ręce

Skrajnie się jednak różnią. Autorka „Wejdź w tryb goblina” już na pierwszej stronie zwraca się do osób, których „męczy nieustanne afiszowanie się z gustami oraz stylami”, po czym zachęca, aby dołączyli do... goblińskiego ruchu. Ucieczką od świata mód ma być stworzenie nowej. Niby alternatywnej, ale wciąż trzymającej się ustalonych zasad gry: wszystko ma być nowe, z chwytliwą nazwą, podkreślające wyjątkowość naszego ja.

Takie wynajdywanie koła na nowo, nadawanie nowych nazw starym zjawiskom sprawia, że nie trzeba zadawać pytań, dlaczego od takiego trybu odeszliśmy. A to bardzo ważne, wywrotowe pytanie, bo zmuszające do poszukiwania winnych.

Na przykładzie kosy Kingsnorth pokazuje zaś, że postęp i korzystanie z nowinek technologicznych nie zawsze jest dla człowieka lepsze. Spalinowe kosiarki są głośne, emitują zanieczyszczenia, przeszkadzają, są niebezpieczne i zwyczajnie nieprzyjemne. Ale w opinii wielu lepsze, bo… „nowoczesne”? Bo zastąpiły coś, co funkcjonowało od wieków? Kingsnorth zauważa, że takie podejście ma w sobie coś z religii – choć może lepiej byłoby nazwać to fanatyzmem – skoro zakładamy, że plastik zawsze jest lepszy od drewna, a coś co hałaśliwe musi wyprzeć ciche.

Właśnie dlatego wymyśla się "gobliński tryb życia" i szuka widowiskowych pojęć, by nie zostać posądzonym o kurczowe trzymanie się przeszłości, męczącą nostalgię czy coś, co trąci konserwatyzmem.

REKLAMA

Nie chodzi o to, aby potępić w czambuł wszystko, co pochodzi z XX i XXI w. Należy – i tu znowu muszę zacytować Kingsnorth - zastanowić się nad tym, co maszyny nam dają, a co zabierają. Przeanalizować, dlaczego znaleźliśmy się w obecnej sytuacji: kryzysu klimatycznego, zmęczenia pędzącym światem, nadmierną konsumpcją.

Można wskoczyć do bagna i z radością wpaść w objęcia nowej mody, a może też spojrzeć w przeszłość i zastanowić się, co poszło nie tak. Mnie ta druga opcja pociąga bardziej. A pierwsza niepokoi, bo odciąga od zadawania pytań.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA