Ubrania zasypały kontenery. Kraków znalazł sposób i ma się czym chwalić
Wyniki dużo lepsze niż przed rokiem - czyli zmiana przepisów jednak miała sens?

Nowe przepisy, które weszły w życie w 1 stycznia 2025 r., wywołały niemałe zamieszanie. Eksperci zwracali uwagę na chaos komunikacyjny, w wyniku którego część osób nawet z ubrudzoną skarpetką chciała jechać na PSZOK, by oddać nienadającą się do niczego odzież. Dopiero z czasem resort zaczął wyjaśniać, że zniszczone tekstylia mogą lądować w czarnych pojemnikach, ale to było gaszenie pożaru.
A ten miał naprawdę poważne konsekwencje. Nagle kontenery na używaną odzież wypełniły się nie tylko darami, ale też zwykłymi śmieciami. Organizacje takie jak PCK miały poważny problem, bo firmy zajmujące się segregacją tekstyliów wypowiedziały umowy. Aż 60 proc. zawartości kontenerów zaczęły stanowić odpady. Jednym słowem: chaos.
Miasta reagowały na różne sposoby. Jedne dostawiały kontenerów, inne otwierały nowe PSZOK-i i wydłużały godziny otwarcia istniejących. W niektórych na ulice wyjechały specjalne mobilne punkty. Niebawem mieszkańcom Gliwic wręczone zostaną nowe worki. W fioletowe torby zapakowane zostaną znoszone ciuchy, a miasto je odbierze.
Czy to wszystko zadziała? Kraków pokazuje, że tak
Mieszkańcy mogą oddawać tekstylia na trzy sposoby. To nie tylko PSZOK-i, ale też program "100 proc. korzyści" organizowany we współpracy z PCK. Odzież nadająca się do ponownego użycia jest bezpłatnie odbierana z domów po zgłoszeniu telefonicznym lub online. Do tego dochodzi zbiórka odpadów wielkogabarytowych. Zapakowane w worki zniszczone tekstylia (np. dziurawe skarpetki) są zagarniane, następnie przetwarza się je na czyściwo.

fot. krakow.pl
Efekt? Od początku roku ilość tekstyliów oddanych do PSZOK-ów wzrosła o ok. 40 proc. w porównaniu do tego samego okresu w roku ubiegłym – informuje miasto na swoich stronach internetowych.
To dowód na rosnącą świadomość ekologiczną krakowian i krakowianek, a także skuteczność dotychczasowych rozwiązań – nie mają wątpliwości władze.
Oczywiście ktoś może powiedzieć: "ale jakim kosztem!"
Jeśli np. wizyta w PSZOK-u jest źródłem wielu nerwów, jak w przypadku doświadczeń Pawła, to niektórzy mogą nie czuć się zachęceni do powtórki. Wygląda jednak na to, że w Krakowie za sprawą zamawianego odbioru sprawa jest nieco prostsza i łatwiej zorganizować odbiór odpadów tekstylnych. Sądząc po statystykach ludzie nie zostali zniechęceni, tylko zwracają to, czego już nie potrzebują.
A w końcu o to chodzi. Ministerstwo powoływało się na unijne dane, według których Europejczycy co roku kupują 26 kg ubrań, z czego aż 87 proc. jest albo spalanych, albo składowanych na wysypiskach. Tylko 22 proc. poddane jest selektywnej zbiórce, a tylko 1 proc. recyklingowi. Jasne, powinno chodzić w tym wszystkim o to, aby kupować mniej i częściej sięgać np. po rzeczy z drugiej ręki. Liczenie na to, że recykling nas uratuje, nie jest idealną strategią, bo ciągle mowa o wytwarzaniu kolejnych towarów. Lepiej jednak, żeby już zużyte surowce się nie marnowały i miały szansę być ponownie przetworzone niż spoczęły np. na dzikim wysypisku.
Wcześniej sukcesem chwalono się w Warszawie
Tamtejsze MPO podsumowywało, że między styczniem a sierpniem do 26 kontenerów akcji (poza lokalizacjami MPO można je znaleźć również w Śródmieściu, na Woli, Żoliborzu, Wilanowie oraz Bemowie) mieszkańcy dostarczyli ok. 150 tys. kg odzieży używanej, z czego ok. 100 tys. kg zebrano w PSZOK-ach spółki. Do dalszego obiegu, po niezbędnej selekcji pod względem m.in. jakości, wróciło aż 92 proc. zebranych przez spółkę ubrań.
- Zaangażowanie PSZOK-ów było trafionym pomysłem, bowiem akcja stała się naturalnym rozszerzeniem ich codziennej działalności. Nie zbieramy już wyłącznie odpadów, teraz można nam dostarczać również odzież używaną, która trafi do kogoś innego, wydłużając tym samym cykl życia danego produktu. To istotne w kontekście ograniczania konsumpcjonizmu, który jest przecież motorem napędowym wytwarzania wielu odpadów - dodawał Jakub Turowicz z MPO.
Cieszy, że odzież, która jeszcze może do czegoś się nadawać, powraca. Na mnie potężne wrażenie robią jednak liczby. W szafach zalega nam naprawdę mnóstwo materiałów. A nowe przepisy i sposoby, jak ułatwić zbiórkę, pokazały tylko skalę.







































