REKLAMA

Recenzja Football Manager 26. Ważny wykład o życiu

Przyjeżdżasz na stare śmieci, a tu wszystko się pozmieniało - choć nostalgia uderza, to musisz przyznać, że jednak jest lepiej. Taki jest właśnie Football Manager 26.

football manager
REKLAMA

Nie ma chyba bardziej wyświechtanego hasła w piłce nożnej jak "wierność". I równie skompromitowanego. Jeżeli piłka czegoś mnie nauczyła, to tego, że wierność nie istnieje. Ze złudzeń skutecznie obdarły sceny, kiedy w stronę Luisa Figo leciały świńskie łby – tak dawno temu kibice Barcelony odwdzięczyli się Portugalczykowi za przejście do ich największego wroga, Realu Madryt. Obrazki zapadły w pamięć – mam wrażenie, że oglądałem to na żywo w telewizji, ale obawiam się, że to nie może być prawda – a w poglądzie utwierdziły wszelkie inne gwizdy, buczenia i tym podobne wyrazy niezadowolenia kierowane w stronę tych, którzy zdecydowali się zmienić barwy. I nie chodziło przecież o to, że odeszli – ważniejsze było to, kogo wybrali. Tylko co z tego? Triumfowali jednak zdradzający, bo zarabiali więcej, więcej też wygrywali.

A jednak kiedy nowy zawodnik już w pierwszym meczu całuje herb klubu czy opowiada w wywiadach, że choć mieszka dopiero trzy tygodnie, to już zdążył się zakochać w mieście, wielkie oczekiwania odżywają. Oto ten, który zostanie tu na lata, odrzuci większe pieniądze i pokusę gry w zagranicznej lidze, będzie trwał na dobre i na złe, razem z nami. Nieliczne przykłady zawodników, którzy zostali na zawsze wcale nie są traktowane jako wyjątek, a raczej utwierdzają w przekonaniu, że coś takiego jest możliwe.

REKLAMA

Kończy się zazwyczaj tak samo, ale z takich nauczek i tak nie wyciąga się wniosków, po prawdzie również dlatego, że wyciągać się ich nie chce. Co tam bolesne lekcje, ważniejsza jest głupia naiwność, tym karmimy się my, kibice.

Tylko czy te wzorce piłkarskiej wierności, jak np. Totti w Romie, rzeczywiście są tak idealne i nieskazitelne jak może się nam uroczo naiwnym – głupiutkim, nazwijmy rzeczy po imieniu - wydawać? Łatwo jest gwizdać na transfer do Realu, kiedy żyje się w pięknym mieście i gra w całkiem niezłym klubie. Może i nie zdobywa się Ligi Mistrzów, a i medale za mistrzostwo kraju nie zdobią szyi co sezon, ale to jednak topowy europejski klub. "Łatwo być buntownikiem, kiedy wszystko masz" – śpiewał zespół Analogs i pewnie dałoby się wykorzystać sparafrazowane hasło w związku z futbolem. Łatwo być wiernym, kiedy brakuje pokus.

Serii Football Manager wierny jestem od dawna. Zacząłem, gdy jeszcze nosiła nazwę Championship Manager. Z edycją 03/04 zapoznał mnie szkolny kolega, pokazując grę w swoim oblepionym plakatami pokoju. Na ścianach obok siebie wisieli klubowi wrogowie – piłkarze Realu tuż przy graczach Barcelony, zawodnicy Interu blisko Milanu, może nawet gwiazdy Legii znajdowały się pod piłkarzami Widzewa; ściany piłkarskich fanów godziły wówczas wszystkich, miało się idoli i wrogów, ale plakat to plakat, od razu był przyczepiany bez względu – i obserwowali, jak zachwycam się nowym, magicznym światem. Już nie będę sterował wirtualnymi zawodnikami, będę nimi zarządzał, ustawiał skład, planował transfery. Brzmi to pompatycznie, ale naprawdę wszystko się wtedy zmieniło.

W międzyczasie Championship Manager stał się Football Managerem, twórcy ze Sports Interactive rozstali się z wydawcą i stworzyli nową markę. Gracze nie byli jak dzieci po rozwodzie rodziców. Nie musieliśmy wybierać, z kim wolimy zostać, to było oczywiste. CM przez chwilę się jeszcze ukazywał, ale był co najwyżej średni. Nie miał startu do FM-a. Zatrzymując się przy rodzicielskim porównaniu – twórcy FM-a byli jak rodzic obsypujący nas prezentami i na każdym kroku ukazujący miłość. Autorzy CM-a nie wiedzieli, do której klasy chodzimy i kilkukrotnie zapomnieli odebrać nas ze szkoły.

Żadna gra nie była w stanie zbliżyć się do Football Managera, a przecież ze swoją serią próbowali zrobić to twórcy ówczesnej serii FIFA, EA Sports. Mieli pieniądze, ładniejszą grafikę, ale co z tego – ich FIFA Manager nie była Football Managerem. Nigdy.

Wszystkie Football Managery zlały mi się w całość. Dla mnie to jedna i ta sama gra. Owszem, są weterani i fanatycy, którzy np. trzymają się edycji 17 albo spróbowali FM 24 i prędko wrócili do FM 23. Nigdy do takich nie należałem. Zajmowałem się ocenianiem wielu odsłon serii, wskazywałem różnice, pisałem, że coś podoba mi się bardziej albo względem poprzednika twórcy popełnili błąd, ale koniec końców nie miało to znaczenia. Zaczynając grę jesienią wiedziałem, że odciągnie mnie dopiero następna wersja. Zupełnie inaczej miałem choćby z FIFĄ, z którą rozstawałem się czasami nawet po miesiącu.

Aż w końcu twórcy zaburzyli coroczny cykl. Premiera Football Managera 25 była przesuwana, ale ostatecznie autorzy uznali, że nie są w stanie dostarczyć gry, której by oczekiwali i pod którą mogliby się w zgodzie z własnym sumieniem podpisać. Nie chcieli zawieść fanów, więc zrobili przerwę. Nowy FM miał być rewolucją, z zupełnie nowym silnikiem graficznym. Sports Interactive bało się, że padną ofiarą swoich zapędów. Woleli w spokoju dopracować grę. A że przy okazji odwołali święta, sprawili, że w kalendarzu pojawiła się olbrzymia wyrwa?

Na dodatek powracały pytania: a co, jeśli rok przerwy nie wystarczy? Albo jeżeli zmiany się nie udadzą, rewolucja nie wypali. Czy nowy wygląd gry to coś, czego seria potrzebowała? Pytania się mnożyły, a niepewność rosła im bliżej było wydania bety. Co z nami będzie, jeżeli FM przestanie być tak magiczny, jak zawsze był.

Pierwszy kontakt z nową edycją jest rzeczywiście szokujący

Przyznaję, bałem się. Przyznaję: nie czułem się swojo.

Jakby weszło się do ulubionej kawiarni, w której miało się swój wysiedzony fotel, dobrze znany kącik, gdzie piło zawsze tak samo dobrą kawę. I nagle zarządzany jest remont, wystrój się zmienia, są nowe, modniejsze siedziska – tamte były za bardzo wyniszczone – a na dodatek na tablicy z menu w gąszczu dziwnie brzmiących nazw trudno odnaleźć swój napar. Od zmian może zakręcić się w głowie, ale rozglądasz się, patrzysz i po chwili dochodzisz do kluczowego wniosku: w sumie to nie jest źle.

Znany excelowy wygląd Football Managera to już przeszłość. Jest nowocześnie, są duże okienka, aż chciałoby się zagrać na dotykowym wyświetlaczu. Choćby ta zmiana boli weteranów. Piszą na grupkach, że nie mogą się odnaleźć, nie wiedzą gdzie co jest. Pojawiają się spiskowe teorie: to wszystko po to, żeby konsolowcom było łatwiej! Tak, na początku też byłem w lekkim szoku, ale im dłużej przeklikuję się przez menu, tym bardziej mam wrażenie, że wszystko jest logicznie poukładane. Interesujące mnie informacje i statystyki są na widoku, a drogę do innych łatwo sobie utorować. Być może teraz miałbym problem, żeby wrócić do poprzedniego Football Managera i to w nim się odnaleźć.

Bardzo podoba mi się taktyka. Teraz możemy ustalić formację w momencie, gdy drużyna jest przy piłce oraz drugą, gdy jest bez futbolówki i się broni. W końcu w rzeczywistości zespoły też grają płynnie, przechodzą np. z 3-5-2 do 4-4-2 itd., a nam pozwala się to odwzorować.  

Dużo prościej zarządzać poleceniami dla drużyny. Łatwiej wyznaczyć rolę poszczególnym piłkarzom. Mam wrażenie, że nowy Football Manager to poważny krok do przodu, jeżeli chodzi o możliwość tworzenia własnej wizji wirtualnego futbolu. Sam jestem ciekaw efektów nie po kilku godzinach gry, a miesiącach. Z ciekawością oglądam jak grają rywale - jak są ustawieni przy piłce, a jak bez. Niektórzy mają odmienny styl, inni zachowują się podobnie. Potrzeba czasu, aby te wszystkie różnice wychwycić.

Na razie FM 26 to beta – pełna wersja zaplanowana jest na 4 listopada. Twórcy codziennie wrzucają poprawki, zmienia się mnóstwo rzeczy. Dlatego z dystansem podchodzę do wielu dziwnych i niezrozumiałych zachowań zawodników. Obrońcy bywają powolni, a pierwszy lepszy skrzydłowy z Ekstraklasy za często uruchamia tryb Messiego. Pędzi z piłką przez połowę boiska, a moi defensorzy specjalnie mu nie przeszkadzają. Zasada piłka "może przejść, zawodnik nigdy" nie obowiązuje. Za to powszechna jest reguła: "piłka przechodzi, przeciwnik też, na dodatek po czerwonym dywanie".

Łapałem się za głowę widząc takie statystyki: moja drużyna oddała 40 strzałów w meczu ligowym, z czego 11 celnych. Wiecie, jaki był końcowy wynik? 1:0. Po karnym. I tak dziwne, że nie w drugą stronę, bo klasyczny FM powinien uraczyć mnie kontrą i jedynym celnym strzałem przeciwnika zakończonym golem.

No właśnie – takie rezultaty i statystyki zdarzały się już wcześniej, więc to nic nowego. Ba, historia piłki zna przecież takie mecze, gdzie bramka jednego zespołu była niemiłosiernie obijana, a i tak nie dochodziło do szczęśliwego dla ofensywnych graczy zakończenia.

Graficzna rewolucja się udała. Football Manager nadal nie jest tak piękny jak EA FC, ale widzimy więcej, ruchy piłkarzy bardziej przypominają to, co znamy z prawdziwych meczów. A jednocześnie nie ma głupich wpadek, które były zmorą początkowych tygodni pierwszych edycji. Piłka nie mija bramkarza lecąc w wolnym tempie, nie ma głupich samobojów czy karnych z czapki, choć nie jest też ich mało. Jedyne, co przeszkadza, to powtórki spalonych - kamera nie pokazuje momentu podania futbolówki, więc wydaje się, że bramka nie powinna zostać uznana.

Szkoda, że usunięto możliwość pokrzykiwania na biegających po murawie zawodników. Wprawdzie wielokrotnie łapałem się za głowę, kiedy w poprzedniej edycji piłkarze irytowali się na mnie, gdy ich chwaliłem albo zalecałem skupienie. Czy okrzyki z ławki cokolwiek dawały? Trudno powiedzieć, ale działał efekt placebo. Brakuje mi teraz możliwości zganienia grajków po kolejnym niechlujnym podaniu. Chciałbym mieć choć złudzenie, że coś robię. Musi wystarczyć krzyczenie do ekranu: "panowie, ogarnijcie się wreszcie, nie widzicie jak z nami jadą?!". Tęsknię za losowaniami pucharów. Niby była to zapchajdziura, czasami pomijałem ceremonię, ale nieraz śledziłem i z napięciem czekałem na to, kogo wylosuję.

Ale czy mogę wściekać się na brak tych funkcji? Albo tego, że jak wciskam spację, to wiadomości w skrzynce odbiorczej nie odczytują się jedna po drugiej? Na początku to przeszkadza, fakt, ale po 10 minutach już wiem, że trzeba robić to myszką. I tyle.

Konferencje prasowe są nudne, tak jak były – nie może być inaczej, skoro kwestie się powtarzają, co znaczy, że już znam je na pamięć. Rozmowy z piłkarzami wykastrowane z emocji – czy to dlatego, że nie mogę wcisnąć, że chcę uścisnąć rękę zawodnikowi albo go uściskać? Nie podobało mi się, że kapitan witał mnie radośnie, na pierwszym spotkaniu z zespołem wolałem podejrzliwość drużyny z poprzedniej odsłony. Tylko że to wszystko detale, które nie liczą się już po kwadransie gry.

Dla mnie to wciąż ten sam Football Manager, którego znam

Na którego będę się irytował, że moja drużyna przegrała i od którego nie będę mógł odejść, bo los się odmieni i będzie 10 meczów bez porażki. Syndrom kolejnego meczu dalej obowiązuje. Tak jak myślenie o taktyce, planach na mecz, transferach na zimę. Także – szczególnie! – wtedy, gdy nie gram i zajmuję się codziennymi obowiązkami.

Skończyłem posiedzenie po dwóch porażkach ligowych z rzędu. Mecz pucharowy nieco uśpił moją czujność, rozgrywany był pomiędzy jedną przegraną a drugą, więc zlekceważyłem objawy zadyszki. Trzecioligowiec padł gładko i skończyło 7:0, ale w Ekstraklasie wcześniej lepszy był Górnik, a potem liderujący Raków. Wiedziałem, że popełniłem błąd - trochę losowo podszedłem do taktyki, zbyt eksperymentalnie, powiedzmy sobie szczerze: na ślepo. Zawodnicy mieli prawo czuć się zagubieni. Musiałem zrobić przerwę, ale dwie porażki w lidze nie dawały mi spokoju. Nasza gra była zbyt nieprzewidywalna i niepoukładana. Byłem z dala od FM 26, ale kombinowałem, jak ustawić piłkarzy. I wymyśliłem: bez piłki będziemy grać na dwóch defensywnych, napastnik też lekko się cofnie, zagęszczony środek pola zajmie się odbiorem piłki i będziemy wychodzić szybkimi kontrami. Zadziałało, maszyna ruszyła. Jeśli miałbym opisać esencję Football Managera, to właśnie w takich momentach, kiedy trzech twoich pomocników wymienia piłkę krótkimi podaniami, aż w końcu uruchamiają skrzydłowych i napastnika.

Napisałbym, że to wszystko wróciło, gdyby nie fakt, że nie odeszło – w FM 24 grałem jeszcze przecież ponad tydzień temu. Po prostu płynnie przeniosło się na nową część.

Przyznaję, mogę być fanatykiem, który akceptuje wszystko, co podsunie mu się pod nos. Być może. Mam jednak wrażenie, że te wszystkie zmiany prowadzą w dobrą stronę i nowy FM będzie dawał jeszcze więcej frajdy niż poprzednia odsłona. Chcę się uczyć, podoba mi się obwąchiwanie. Odkrywam każdy zakamarek, patrzę, co się stanie, jak przesunę zawodnika albo wymienię mu funkcję. Może to efekt tego, że przez długą przerwę pomiędzy odsłonami w FM 24 grałem na autopilocie. A tu wszystko jest nowe (poza konferencjami) i intrygujące.

Paradoksalnie rozumiem też tych, którzy nie mogą się przyzwyczaić

Kręcą nosem. Coś im nie pasuje i sami nie wiedzą, czy zacznie. To nie oni zdradzili serię, to twórcy przestali być wierni dawnym ideałom. Przecież przez lata Football Manager był bezpieczną przystanią. Zmiany były i jeśli nawet bardziej niż kosmetyczne, to mimo wszystko jako całość gra była znajoma. Odpalając nową część wracaliśmy do miejsc, gdzie nic się nie zmieniło, jak w piosence 2+1. FM 26 to jednak jest zamach na nasze przyzwyczajenia, nawyki, by nie powiedzieć: wspomnienia.

Jeśli futbol to tylko pretekst, by mówić o rzeczach znacznie ważniejszych, to FM 26 dobrze wpisuje się w to podejście. Obserwując reakcje na nową odsłonę mam wrażenie, że to bardziej opowieść o samych ludziach, którzy zmagają się z utratą bezpiecznego, dobrze znanego miejsca. Wszystko musi się zmieniać, unowocześniać, a teraz padło na nich. Nawet grę o byciu trenerem zabiorą i zrujnują! A oni chcieliby po staremu, jak było. Trochę tak, jakby ukochany klub nagle zmienił herb, ściągnął zawodników, z którymi nie sposób się utożsamia i na dodatek promował hasła i postawy, które dla nas są niegodne.

Tyle że to nietrafione porównanie, bo choć faktycznie herb odświeżono, a na stadionie są nowe krzesełka i ekologiczne oświetlenie, to nadal to te same trybuny i znajoma atmosfera.

Pójście naprzód naprawdę twórcom nowego Football Managera się udało. Chociaż to beta, wcale nie sądzę, bym w okolicach stycznia musiał odwoływać te słowa. Lekcja zakończona: zmiany bywają potrzebne. Zmian nie trzeba się bać. Zmiany mogą dać początek czemuś nowemu. I, kto wie, być może znacznie lepszemu.

Największe zalety:

  • To ciągle Football Manager. Po prostu
  • Sporo taktycznych możliwości
  • Nowy silnik to zmiana na lepsze. Mecze wyglądają bardzo dobrze
  • Odświeżony wygląd

Największe wady:

  • Kilka opcji zniknęło - losowania, prowadzenie reprezentacji
  • Rozmowy z mediami i zawodnikami potraktowano po macoszemu
REKLAMA

Ocena recenzenta: 8/10

Wystawianie oceny Football Managerowi jest trochę jak chwalenie nowego zawodnika, który dopiero co przyszedł do klubu. Nawet jeżeli pokazuje się z dobrej strony, to mądrzejsi będziemy po sezonie, wiedząc ile asyst i bramek zaliczy. Można się irytować, że patrzymy na grę, która stale będzie się zmieniać, ale dla mnie najważniejsze jest to, że już o FM 24 zapomniałem. A miałem przecież duże obawy, że to się nie uda. Tymczasem to dalej Football Manager, który zabierze mi setki godzin. Wcale mi to nie przeszkadza.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-11-10T13:49:30+01:00
Aktualizacja: 2025-11-10T12:59:22+01:00
Aktualizacja: 2025-11-10T12:01:21+01:00
Aktualizacja: 2025-11-10T09:08:27+01:00
Aktualizacja: 2025-11-10T08:05:17+01:00
Aktualizacja: 2025-11-10T06:34:45+01:00
Aktualizacja: 2025-11-09T17:00:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-09T07:44:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-09T07:11:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-08T16:50:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-08T16:30:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-08T16:20:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-08T07:40:00+01:00
Aktualizacja: 2025-11-08T07:30:00+01:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA