Dzień bez Helldivers 2 dniem straconym. Jednak nie jestem za stary na multiplayer
Helldivers 2 pozostaje najciekawszym zjawiskiem tego roku. Sieciowa gra jest rewelacyjnie rozwijana, a twórcy poradzili sobie z nieoczekiwanym sukcesem we wzorowy sposób. Inni wydawcy mogą się wiele nauczyć od studia Arrowhead.
Wieczór bez godzinki z Helldivers 2 wieczorem straconym - takie motto towarzyszy mi i moim znajomym na PS5 od kilkudziesięciu dni. Chociaż minęły ponad dwa miesiące od premiery sieciowej strzelaniny, niemal codziennie jesteśmy zaskakiwani jakąś nowością. Czasem to nowa broń, innym razem nieoczekiwana inwazja zupełnie nowego gatunku przeciwnika.
Szef studia odpowiedzialnego za Helldivers 2 w pojedynkę robi połowę dobrego PR-u.
Chociaż szwedzkie Arrowhead Game Studios zatrudnia niewiele ponad 100 pracowników, wydaje aktualizacje do Helldivers 2 z częstotliwością godną Fortnite’a. Gdy odpalam wieczorem PS5, powiadomienie o aktualizacji Helldivers przyjmuję już jako normę. Szwedzi strzelają patchami jak z karabinu. W tym samym czasie prezes studia prowadzi bezpośrednią komunikację z fanami.
CEO Arrowhead Johan Pilestedt kupił sobie uznanie graczy opowieściami z czasu premiery, gdy całe studio pracowało po kilkanaście godzin dziennie, próbując zwiększyć przepustowość serwerów. Chętnych do zabawy było bowiem 10-krotnie więcej niż zakładały najbardziej optymistyczne scenariusze. Szwedzi stawali więc na rzęsach, prowadząc jednocześnie otwartą komunikację z fanami.
Otwartość prezesa Pilestedta jest fenomenem samym w sobie. Johan z rozbrajającą szczerością przyznaje, że chciałby wydać Helldivers 2 na inne konsole, ale to kompetencja Sony. Innym razem tłumaczy, iż szybkie zatrudnienie nowych osób nie rozwiąże kwestii serwerów, bo samo wdrożenie pracownika to kwestia kilku tygodni. Prezes prowadzi z fanami burze mózgów na Twitterze, dumając nad idealnym modelem wyrzucania trolli z drużyny.
W czasach, gdy branża gier bywa bardziej sformalizowana od branży filmowej, a prezesi giełdowych spółek produkujących gry mają kije sami wiecie gdzie, rozbrajająca szczerość Pilestedta jest przyjemnie odświeżająca. Skraca się dystans, jaki dekadami rósł między graczem i wydawcą. Ponownie ma się wrażenie, że wszystkich - twórców i odbiorców - łączy ten sam budulec: czysta miłość do gier.
Dzięki lawinie aktualizacji Helldivers 2 w zasadzie codziennie mnie czymś zaskakuje.
Chociaż twórcy gry informują o zawartości aktualizacji, dokumentacja zazwyczaj nie jest kompletna. Przykładowo, w grze pojawił się nowy typ latającego przeciwnika, chociaż CEO Pilestedt zarzekał się: robale nie potrafią latać. Raptem wczoraj zobaczyłem, że inny typ kosmicznego insekta nauczył się nowej sztuczki: razi kwasem z odwłoku na duże dystanse, niczym artyleria na tyłach wrogiej armii. Gdy pierwszy raz widziałem opadające ku nam fale kwasu, byłem przerażony.
Na innym froncie, gdzie gracze Helldivers 2 walczą z robotami i cyborgami, niespodzianek jest jeszcze więcej. Fani zaczęli dostrzegać olbrzymie maszyny kroczące przypominające AT AT z Gwiezdnych wojen, a także latające myśliwce przeciwnika. W tym samym czasie Arrowhead zaprzecza by roboty otrzymały wsparcie. Producenci jawnie bawią się ze społecznością graczy w kotka i myszkę, przez co odkrywanie kolejnych elementów H2 jest bardzo satysfakcjonujące.
Moim ulubionym wątkiem jest próba rozszyfrowania języka robotów, czym w wolnym czasie zajmuje się część fanów. Jeśli ich interpretacja jest poprawna, cyborgi nie chcą zniszczyć ludzkości ani dręczyć naszych planet. Robotom marzy się po prostu odzyskanie ich stolicy - Cyberstanu - który został im odebrany właśnie przez ludzi. Takich smaczków jest w grze znacznie więcej.
W Arrowhead doskonale wiedzą, jak budować napięcie. Wielu graczy czuje się… obserwowanych podczas realizacji misji.
Pewien helldiver zauważył, że na niebie pojawiają się błękitne ślady laserów. Żadna dostępna w grze jednostka nie korzysta z tego typu broni. Inny uważny żołnierz dostrzegł nad głową nietypowe kształty, minimalnie odznaczające się na tle chmur. Kształty okazały się kosmicznymi krążownikami nieznanego pochodzenia, z włączoną technologią maskującą.
W ten sposób producenci subtelnie, umiejętnie i metodycznie budują napięcie przed wprowadzeniem do gry zupełnie nowej frakcji, obok robali i robotów. Zamiast oficjalnej zapowiedzi i jednej dużej aktualizacji, twórcy skrupulatnie budują napięcie, w czasie rzeczywistym prowadząc własną zabawę ze społecznością. To się właśnie nazywa gra-usługa.
Helldivers 2 ma dopiero miesiąc, a w grze już powstała niesamowita mitologia.
Ważnym elementem Helldivers 2 jest galaktyczna mapa wojenna, z Super Ziemią w jej centrum. Mapa uwzględnia konflikty z robalami i robotami, prowadzone w czasie rzeczywistym. Widzimy planety pod kontrolą przeciwników, a także te wyzwolone przez helldiverów. Cele do zrealizowania płynące z głównego sztabu są ograniczone czasowo i bierze w nich udział cała społeczność: każdy dokłada cegiełkę ku chwale Super Ziemi.
Kosmiczna kampania Helldivers 2 to nie tylko zwycięstwa. Społeczności zdążają się porażki, jak na planecie Malevelon Creek. Ta została zalana taką liczbą robotów, że mimo rozpaczliwych wysiłków graczy, była nie do obrony. Fani nazwali Malevelon Creek „kosmicznym Wietnamem”, wycofując się wgłąb galaktyki. Gdy kilka tygodni później odbili Creek w kontrataku, wiwatowali. Twórcy doskonale czują nastroje, podsycając płomień zwycięstwa darmowymi nagrodami kosmetycznymi.
Dzięki stale ewoluującej wojennej galaktyce gracze tworzą mity i opowieści w świecie Helldivers 2. Społeczność żyje grą nawet wtedy, kiedy nie strzela do robali, czując wspólnotę wykutą w wojennym ogniu. Artyści dokumentują wydarzenia plakatami, kronikarze piszą wirtualny biuletyn i tak dalej.
Dzień bez Helldivers 2 dniem straconym. Bardzo się cieszę, że wciąż powstają takie gry.
Helldivers 2 jest trudne, taktyczne i wymusza współpracę. To idealna produkcja na godzinkę dziennie, w przerwie między epickimi przygodami w grach single player. Za tym tytułem stoją fantastyczni ludzie, mający rewelacyjny pomysł na długofalowe wsparcie produkcji. Nieustannie ewoluujące, zaskakujące graczy Helldivers 2 powinno być wzorem dla innych chcących wydawać gry w modelu GaaS.
Kiedy nie strzelam w Helldivers 2, uwielbiam przeglądać grupę na Reddicie poświęconą grze, czytając o odkryciach społeczności. Już dawno żadna produkcja wieloosobowa nie zaangażowała mnie tak silnie. Sądziłem wręcz, że zrobiłem się zbyt stary na tytuły multiplayer. Dopiero Helldivers 2 udowodniło mi, że jest inaczej. Problem nie leżał we mnie, tylko w aktualnej kondycji takich serii jak Call of Duty czy Battlefield.