Nikon Zf to powrót do korzeni fotografii w cyfrowym świecie. Test w Japonii
Spędziłem 3 tygodnie w Japonii z pełnoklatkowym bezlusterkowcem Nikon Zf. I tak jak ten aparat stylem nawiązuje do tradycyjnych aparatów sprzed lat, tak moja podróż była dla mnie powrotem do fotograficznych korzeni.
Moja podróż do Japonii miała być pigułką inspiracji. Czasem na odkrywanie nowych smaków, pasji, natury, ale i przypomnienie sobie, dlaczego kiedyś pokochałem fotografię. Chciałem zabrać ze sobą aparat, który znam, który jest nieduży, piękny i taki, który zachwyci jakością obrazu i plastyką. Najlepiej jeszcze taki, który będę mógł przetestować. Zrobiłem listę. Była krótka.
Na pierwszym miejscu był najbardziej pożądany aparat 2023 roku, czyli Fujifilm X100V. Rok temu sprzedałem jego poprzednika, X100F i teraz żałuję, bo bym go zabrał. X100V nigdzie nie ma, ja jak się pojawi to kosztuje dwa razy tyle, co kiedyś. Druga na liście była Leica Q3. Moje fotograficzne marzenie. Byłem blisko, ale mimo wszystko nie czułbym się spokojnie nosząc blisko 30 tys. zł na ramieniu. Nawet w bezpiecznej Japonii.
Na trzecim miejscu był Nikon Zf. Jankowi z Nikon Polska spodobał się pomysł i wysłał mi aparat na 3-tygodniowe testy. To był strzał w dziesiątkę i już tłumaczę, dlaczego.
Nikon Zf to dla mnie powrót do przeszłości
W 2005 r. kupiłem swój pierwszy poważny aparat: lustrzankę cyfrową Nikon D70s. Potem miałem jeszcze modele D300 i D300s. Tamte lata to był dla mnie okres rozkwitu pasji do fotografii. Znam aparaty Nikon jak własną rękę - to na nich uczyłem się fotografować i świetnie mi się kojarzą. Gdy wziąłem Nikona Zf w dłonie, poczułem się trochę jak w domu, ale też trochę jakbym odkrywał nowy świat. Z wyglądu Nikon Zf nie przypomina bowiem żadnego współczesnego aparatu cyfrowego, jaki znam, ale ma dobrze mi znane menu.
Nikon Zf bezbłędnie udaje aparat sprzed lat
Jak podaje sam producent, Nikon Zf jest inspirowany stylem retro i odzwierciedleniem kultowego modelu Nikon FM2, który powstał w 1982 roku. Widać to nie tylko po ogólnym kształcie, wzornictwie, ale też detalach: po logo firmy Nikon z lat 70., pokrętłach, spuście migawki.
Będąc w Tokio, gdzie testowałem Zf w praktyce, postanowiłem przekonać się o tym na własne oczy. Odwiedziłem wszystkie największe i najważniejsze sklepy fotograficzne w stolicy Japonii, także te, w których można było kupić tradycyjne aparaty. Trochę przypadkiem, w dużym koszu z uszkodzonymi aparatami, natrafiłem na starego Nikona. Przyłożyłem go jeden do jednego z Zf.
Sami możecie się przekonać, że gdyby nie upływ czasu, trudno byłoby rozpoznać, który z nich to model cyfrowy, a który tradycyjny. Moim zdaniem, Nikon Zf to najbardziej autentyczny cyfrowy aparat retro jaki stworzono. No może pomijając aparaty Leica M, które po prostu z biegiem lat, prawie się nie zmieniają.
Wrażenie robi też wysoka jakość wykonania oraz dbałość o detale. Wszystkie pokrętła wykonano z precyzyjnie frezowanego mosiądzu, który zapewnia użytkownikom poczucie wysokiej jakości, a z biegiem czasu, powinien się estetycznie obcierać i starzeć z klasą. To drobiazg, ale w tej klasie sprzętu, bardzo istotny.
Warto też wspomnieć, że aparat ma klasyczny układ ustawiania parametrów czasu i czułości tarczami u góry. Po odpowiednim ustawieniu, możemy jednak także sterować tymi parametrami poprzez tarcze poziomie.
Wyróżnia się rownież malutki, czarno-biały ekranik u góry, na którym wyświetla się wartość przysłony. Uwielbiam wybrzuszenie u góry, które przypomina pryzmat: w Zf go nie ma, bo aparat wykorzystuje cyfrowy wizjer.
Skoro o wizjerze mowa to ten w Nikonie Zf zaczerpnięto z modelu Z6 II. Celownik ma rozdzielczość 3,6 mln punktów z powiększeniem 0,8x i robi świetne wrażenie. Do tego mamy równie dobry odchylany i obracany ekran dotykowy o rozdzielczości 2,1 mln punktów i przekątnej 3,2 cala. Po zamknięciu, widać, że wyświetlacz jest pokryty piękną okleiną imitującą skórę, co dodaje charakteru i chroni panel.
Nikon Zf niestety nie ma joysticka AF, ale w praktyce nie przeszkadzało mi to zbyt mocno. Punkty AF ustawiałem uniwersalnym wybierakiem z tyłu albo robił to sam aparat.
Nikon Zf dobrze leży w dłoniach z niedużymi obiektywami, a tych niestety nie ma wielu
Nikon Zf sam w sobie dobrze leży w dłoniach, chociaż nie ma obszernego gripa z przodu. To powoduje, że lepiej podpinać do niego mniejsze, lżejsze szkła. W czasie mojej podróży, miałem do dyspozycji trzy obiektywy: malutki, leciutki i niedrogi Nikkor Z 40 mm f/2, genialny optycznie, ale większy i cięższy Nikkor Z 35 mm f/1.8, oraz największy z nich Nikkor Z 17-28 mm f/2.8. Ten ostatni służył mi w zasadzie tylko do niektórych zdjęć krajobrazowych czy nagrania niektórych ujęć wideo.
Najchętniej korzystałem z tego pierwszego, ponieważ najlepiej leży w korpusem. Nikkor Z 40 mm f/2 jest leciutki, malutki, ma niezłą jakość obrazu. Zestaw z Nikonem Zf, waży mało i zupełnie mi nie ciążył, nawet kiedy spędzałem z nim cały dzień na nogach przemierzając Tokio czy Kioto. Ze sobą miałem normalną wersję, ale obiektyw jest też dostępny w wersji retro, wyglądającej jak stare szkło.
Co innego Nikkor Z 35 mm f/1.8. Ten zestaw daje lepszą jakość obrazu, bo „trzydziestka piątka” ma fantastyczną plastykę, ale jest też wyraźnie dłuższa i cięższa, co sprawia, że nie sprawdza się najlepiej na dłuższe wypady. Aparatem nie da się komfortowo fotografować jedną dłonią, ponieważ szkło jest zbyt długie, przez co nieprzyjemnie obciąża nadgarstek.
W środku Nikona Zf drzemie nowoczesna matryca z wysokiej półki
W przypadku takich aparatów, jak Nikon Zf, nie liczy się prędkość zdjęć na sekundę, czy najwyższe rozdzielczości wideo. Najważniejsze są jakość obrazu, plastyka, rozmiary, waga i może praca AF. To sprzęt do fotografii ulicznej, reportażowej, podróżniczej, może portretów, a nie nowoczesna hybryda do wszystkiego.
Mimo to, Nikon Zf to prawdziwy wilk w owczych szatach. Ma nowoczesne wnętrze i ogromne możliwości. Jego sercem jest pełnoklatkowa matryca CMOS BSI o rozdzielczości 24.5 Mpix, wyjęta wprost z jednego z lepszych aparatów na rynku: Nikon Z6 II. Do tego, matryca jest sparowana z procesorem obrazu EXPEED 7.
Zestaw ten pozwala na wykonywanie zdjęć seryjnych z prędkością do aż 30 kl./s, w tym z rejestracją zdjęć w pętli, co pozwala na zapisanie pewnej ilości klatek sprzed wciśnięcia spustu migawki. Zakres czułości ISO to 100-64000 z możliwością rozszerzenia do ISO 50-204800. Nikon Zf posiada klasyczną migawkę mechaniczną, w której dostępne czasy migawki sięgają od 30 do 1/8000 s.
Jakość obrazu do przeszłości już nie nawiązuje
Nikon Zf korzysta ze świetnego sensora z modelu Z6 II, zatem jakość zdjęć i filmów, jest na podobnym, bardzo wysokim poziomie. Zdecydowanie w tej kwestii nie nawiązuje do startych aparatów: zarówno tych cyfrowych, jak i tradycyjnych.
Wiele oczywiście zależy od podpiętego szkła, ale moim zdaniem, dostajemy tu topową jakość obrazka. Zdjęcia są naturalne, mają piękną plastykę, wysoką szczegółowość. To sprzęt, który pod względem obrazu, może konkurować z najlepszymi aparatami tej klasy, jak Sony A7 IV, Canon EOS R6 Mark II czy Panasonic Lumix S5 II.
O szumy nie musimy się martwić do ISO 6400. Powyżej pojawia się ziarno, ale jest przyjemne.
Detale są na wysokim poziomie, jak na matrycę o tej rozdzielczości. Ze zdjęć można też sporo wyciągnąć w postprodukcji: zarówno z cieni jak i prześwietleń.
Nikon Zf zapewne będzie przez wielu porównywany do aparatów Fujifilm, które królują w segmencie retro, street czy podróży. Tu Nikon Zf ma zaletę w postaci pełnej klatki, która pozwala na głębsze rozmycie tła, piękny bokeh czy niższe szumy.
Pytanie oczywiście, czy w takich rodzajach fotografii, rzeczywiście tego potrzebujemy. Fujifilm z kolei wygrywa unikalnymi kolorami prosto z aparatu, oraz masą udanych i małych obiektywów, których brakuje w systemie Nikon Z.
Autofokus i stabka
Autofokus i system stabilizacji to dwa obszary, które są wyraźnie lepsze niż w Z6 II. System AF naprawdę daje radę. W czasie testów, nie miałem z nim żadnych problemów. Aparat szybko i precyzyjnie wykrywał twarze, oczy czy określone przedmioty. W menu aparatu, możemy wybrać, czy Zf ma śledzić człowieka, zwierzę, pojazdy czy samoloty. System ten nie jest oparty na sztucznej inteligencji, ale i tak sprawuje się dobrze - szczególnie, że Nikon Zf to nie jest aparat, który będziemy fotografować sport.
Miłośnicy manualnych szkieł ucieszą się, funkcja wykrywania obiektów działa również w trybki MF. Oczywiście funkcja ta nie ustawia ostrości, ale aparat ustawia ramkę AF na wykrytym obiekcie, a następnie automatycznie przybliża to miejscem by móc precyzyjnie i szybko ręcznie ustawić ostrość.
Patrząc na specyfikację, widać, że mamy do dyspozycji 299 pól AF na powierzchni 89x96% kadru, podczas gdy w Z6 II jest to 81 punktów na powierzchni 80 x 80%.
Nikon Zf świetnie radzi sobie natomiast w ciemnościach. Producent podaje, że aparat potrafi automatycznie ustawić ostrość nawet przy -10 EV w trybie foto. Moje testy to potwierdzają.
Nikon Zf ma także wyraźnie lepszy system stabilizacji obrazu, który ma oferować skuteczność aż do 8 EV, czyli najwięcej ze wszystkich aparatów marki Nikon. Ciekawą nowością, jest tu możliwość skupienia się systemu stabilizacji na punkcie ostrości. Klasyczne „stabki" są skupione na jak najlepszym wystabilizowaniu centrum kadru, kosztem boków. W Nikonie Zf można włączyć tryb, który skupia się na obiekcie, nawet jeśli ten zmienia położenie w kadrze. Ta funkcja działa niestety tylko w trybie fotograficznym, oraz przy obiektywach bez systemu stabilizacji VR.
Pokochałem tryb zdjęć czarno-białych
Moim odkryciem w Nikonie Zf jest tryb zdjęć czarno-białych. Niby nic nowego, ale w Zf działa to naprawdę świetnie. Na dźwigni trybów mamy trzy pozycje: foto, wideo i właśnie zdjęcia B&W. Dzięki temu, na bieżąco w szybki intuicyjny sposób, można zmieniać tryby wedle potrzeb. Już to rozwiązanie sprawiło, że w ogóle zacząłem z tego typu korzystać. I się w nim zakochałem!
W trybie zdjęć czarno-białych, obraz pokazywany w wizjerze także jest pozbawiony kolorów, dzięki czemu możemy od razu widzieć gotowe kadry i inaczej pracować nad kompozycją, czy światłem. Wiele scen zupełnie inaczej wygląda w kolorze, niż w czerni i bieli.
Poza tym, fotografie są zapisywane B&W i mają piękną plastykę oraz charakter. Moim zdaniem, już same pliki JPEG, nadają się do dalszej publikacji i nie trzeba z nimi nic robić. To bardzo ułatwia życie i zachęca. Pliki RAW standardowo są zapisywane w kolorze, zatem w razie czego, mamy możliwość powrotu. Importując zdjęcia do Lightrooma, nie widać czarno-białej wersji, ale w ustawieniach wywołania zdjęć, można zresetować parametry i wtedy plik RAW „wracam" do wersji czarno-białej. Oprócz tego, aparatu oferuje trzy różne tryby zdjęć czarno-białych.
Tryb wideo to coś więcej niż Z6 II
Nikon Zf ma też wiele do zaoferowania w trybie wideo. W czasie testów w Japonii zupełnie mnie to nie interesowało, ale ten aparat naprawdę sprawdzi się do nagrywania materiałów na YouTube, np. podróżniczych. W trybie wideo, oferuje nawet więcej, niż jego technologiczny protoplasta Nikon Z6 II.
I tak, mamy tu możliwość wewnętrznego nagrywania wideo 4K do 60 kl./s z płaskim profilem N-Log i 10-bitowym kodekiem H.265. Nie zabrakło także profili SDR i HLG, funkcji filmowych, jak focus peaking, czy wyświetlania czerwonej ramki podczas nagrywania. Są też dwa gniazda minijack oraz jedno microHDMI, które jednak są tak ułożone, że kable będą zasłaniać obrócony ekran.
Wideo 4K do 30p jest nadpróbkowane z rozdzielczości 6K i nie ma cropa, co sprawia, że obraz jest bardzo szczegółowy. Bardzo polubiłem też kolory jakie daje obrazek, chociaż z kolorowaniem płaskiego profilu, nie było łatwo. Do tego mamy Full HD 1080p do 120 kl./s.
W 4K 60p niestety trzeba pogodzić się, że jakość delikatnie spada, ale też mamy crop x1,5. Do krótkich b-rolli z podróży to jednak spokojnie wystarczy, a ogólna jakość jest naprawdę dobra.
Warto wspomnieć, że to pierwszy aparat firmy Nikon umożliwiający nagrywanie filmów w trybie automatyki z preselekcją czasu. Po włączeniu tego trybu użytkownik wybiera czas otwarcia migawki, a aparat reguluje przysłonę.
Producent podaje, że Nikon Zf jest w stanie nagrywać bez przerwy do 125 min w 4K, co byłoby naprawdę imponującym wynikiem jak na tak malutki korpus, na pozór nieprzystosowany do skutecznego oddawania ciepła. Jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, Nikon Zf to pierwszy pełnoklatkowy bezlusterkowiec tego producenta, który ma odchylany i obracany ekran LCD. To oraz fakt, że jest mały, sprawia, że Zf świetnie sprawdzi się w roli aparatu do vlogowania, czy podróżowania. Słabszą stroną wideo jest widoczny rolling shutter.
To wszystko sprawia, że Nikon Zf to aparat który ma dużo większe możliwości, niż wskazywałby jego tradycyjny wygląd.
Co jest największą bolączką Nikona Zf?
Poszukując małych, lekkich szkieł do Nikona Zf, niestety można się nieco rozczarować. W ofercie marki Nikon, znajdziemy testowany Z 40 mm f/2, oraz jeszcze tylko modele Nikkor Z 28 mm f/2.8 oraz naleśnik Nikkor Z 26 mm f/2.8. Pierwszy z nich jest przyzwoity optycznie, i można go też dostać w wersji retro. Drugi jest bardzo mały i lekki, ale 26 mm to nie jest ogniskowa, która raczej spodoba się fotografom ulicznym czy podróżnikom. I to tyle. Do podstaw wystarczy, ale ewidentnie brakuje w tym systemie więcej małych, lekkich i fajnych optycznie szkieł.
No dobra, są jeszcze obiektywy firm trzecich, jak Viltrox czy Sigma, ale wybór też jest mały. No chyba, że ktoś chce podpiąć szkło manualne, wtedy wybór jest większy. Inne obiektywy są zbyt duże i ciężkie, aby można było nimi dłużej komfortowo pracować z Nikonem Zf.
Wielu osobom może przeszkadzać też, że aparat nie ma osobnej komory na karty SD - te mieszczą się tuż obok akumulatora. To rozwiązanie często postrzegane za amatorskie, które może utrudnić szybką i częstą wymianę kart pamięci. Tyle, że Nikon Zf to nie nie Z8 czy Z9. Pracując tym korpusem, do karty pamięci zaglądamy tylko raz na jakiś czas.
Pozostając w temacie kart pamięci... W korpusie są dwa sloty, ale jeden z nich to SD, a drugi microSD. To naprawdę rzadko spotykane rozwiązanie, które budzi we mnie mieszane uczucia. Moje doświadczenia z kartami microSD są takie, że unikam ich jak tylko mogę. Są łatwe do zgubienia, a jak się zepsują to trudne lub nawet niemożliwe do naprawy i odzyskania materiału. Z drugiej strony, są tańsze, no i można je wykorzystywać w kamerkach sportowych czy dronach. No i wolę mieć drugi slot na kart microSD, niż nie mieć go w ogóle.
Nikon Zf to mój ulubiony aparat 2023 roku
W 2023 roku testowałem większość nowych aparatów, ale to właśnie Nikon Zf jest moim ulubionym z nich wszystkich. Nie twierdzę, że to najlepszy korpus ostatnich 12 miesięcy. Mi subiektywnie się po prostu najbardziej spodobał.
Nikon Zf to coś więcej niż Nikon Z6 II w retro obudowie. To także coś więcej niż stylowy aparat dla fotografów miłujących klasyczne rozwiązania. To piękny, autentyczny aparat z nowoczesnym wnętrzem. Świetni sprawdzi się w dłoniach nie tylko fotografów ulicznych, czy reportażystów, ale też podróżników, portrecistów, czy fotografów krajobrazu. Co może najbardziej zaskakiwać, Nikon Zf ma też wszystko, co potrzebuje współczesny twórca treści, ceniący styl. Wszystko, oprócz wielu obiektywów...
Czy warto kupić Nikona Zf za ok. 10-11 tys. zł? Jeśli jesteście świadomi jego charakteru, oraz braku małych szkieł, to zdecydowanie tak. Sam bym tego jednak nie zrobił, mimo że uwielbiam ten sprzęt. Moim zdaniem warto jeszcze poczekać, że wybór obiektywów będzie większy. No chyba, że któryś z już istniejących Wam pasuje.
Nikon już kiedyś próbował konceptu retro aparatu. Niemal równo 10 lat temu, Japończycy pokazali lustrzankę cyfrową Nikon Df. To nie był udany model - niewygodny, drogi, z bardzo krótkim czasem pracy na małym akumulatorze. Mam wrażenie, że projektanci nauczyli się na błędach, a jego następca bez lustra, nie podzieli losu starszego brata. Wręcz przeciwnie - przetrze szlak pełnoklatkowych aparatów retro z nowoczesnym wnętrzem.