Józef Antos sam zaprojektował i wybudował 54-metrowy wiatrak. Tak chciał zapewnić tani prąd i dobrobyt
Józef Antos przeczytał artykuł o elektrowni wiatrowej znajdującej się w Stanach Zjednoczonych. Postanowił, że prąd z wiatru będzie wytwarzał też u siebie. W Rębielicach Królewskich skonstruował ogromny wiatrak – być może nawet do dziś jeden z największych w Europie.
Wiatrak ma 54 m wysokości. Opisując swój projekt, konstruktor nieco skromnie podkreślał, że nie jest najwyższy na świecie, dodając, że światowi rekordziści mają i po sto metrów. Za to jego wiatrak był wówczas najnowocześniejszy na świecie. W 2003 r. Józef Antos mówił, że konstrukcja jest całkowicie nowatorska i żadna elektrownia wiatrowa nie pracuje w podobny sposób.
Ogromne koło widać było z daleka. Sam fundament pod konstrukcją ważył 5,5 tys. ton. Ostatecznie instalacja osiągnęła wagę 240 ton.
Wytrzymałość została obliczona na siłę wiatru 60 m/s, czyli wiejącego z prędkością przekraczającą 200 km/h. Elektrownie trzyłopatowe przy wietrze wiejącym 4 m/s dają 1 kilowat energii, moja 150 kW, natomiast przy 14 m/s otrzymam 2000 kW
– wyliczał konstruktor w rozmowie z czestochowa.naszemiasto.pl w 2003 r.
W swoich szacunkach szedł dalej. Gdyby w całym kraju zbudowano 100 tys. takich turbin, w sieci co 2,5 km, otrzymalibyśmy 60 razy więcej energii niż produkowało się w Polsce. Zapanowałby dobrobyt, wszak do wyprodukowania wszystkiego niezbędny jest prąd, a ten byłby śmiesznie tani. Wiatrak miał pracować nawet przy lekkim wietrze, "zefirku" jak mówił sam Antos. Porównywał projekt z tradycyjnymi trzyłopatowymi konstrukcjami ruszającymi dopiero przy wietrze 4 m/s. Jego pomysł działałby przy 0,5 m/s.
Na dobę mój wiatrak będzie w stanie wyprodukować 24 tys. kWh, elektrownia może przez cały rok zasilać 700 gospodarstw domowych
– zapewniał w reportażu z 2003 r.
Mieszkańcy mówili o Antosie, że to samouk, który "w kozi róg zapędził wielkie autorytety"
Znał się na wszystkim i jak coś było potrzebne, to wystarczyło się do niego udać, a gotów był stworzyć każdą maszynę. Przez 40 lat prowadził warsztat ślusarski. Marzenie o własnym wiatraku zaczęło się w 1978 r., kiedy przeczytał o amerykańskiej elektrowni wiatrowej.
Zaczął wymyślać i projektować – samodzielnie. Tylko rysunki robił znajomy. Zanim postawił 54 m wiatrak miał skonstruowanych 12 różnych modeli elektrowni. Maszyny i urządzenia pozwalające wznieść wiatrak również wykonał własnoręcznie. Od 1978 r. do 2003 r. przedsięwzięcie pochłonęło 700 tys. zł. Całość miała zamknąć się w "ponad milionie", a zwrócić już po dwóch latach. A jak ktoś nie miałby miejsca na instalację tak ogromnej konstrukcji, to w planach Antosa były również dużo mniejsze wiatraki o mocy 40 kW, które dałoby się zainstalować na dachach.
W 2003 r. brakowało "tylko" części energetycznej – turbiny oraz transformatorów. Wówczas konstruktor-samouk czekał na naukowców z krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej, którzy mieli badać moment obrotowy. Wyników testów nie znamy, ale Antos w reportażu przekonywał, że próby przeprowadził samodzielnie. I wszystko pracowało jak trzeba. Aby to sprawdzić przywiązał do koła turbiny trzytonowy kosz ze stalą, który uniósł się przy wietrze 10 m/s.
Dziś wiatrak jest imponującą lokalną atrakcją turystyczną, choć ogrodzoną
Jednak i tak widok robi ponoć olbrzymie wrażenie. Konstrukcja niestety niszczeje. Jeden z odwiedzających miał szczęście spotkać się z wnuczką konstruktora i zajrzeć na podwórko, gdzie jeszcze w 2023 r. stała prądnica do wiatraka. Antos próbował przetransportować ją zimą, ale sanie utknęły. Próba przeciągnięcia miała odbyć się na wiosnę. Niestety, Józef Antos zmarł jesienią 2009 r.