REKLAMA

Unia mówi - dać ludziom wybór w sprawie aplikacji. Ludzie - ale my nie chcemy

Choć idea walki z monopolem Google Play i App Store to idea piękna, to jest ona równie bezsensowna. Bowiem dwa największe sklepy z aplikacjami zakorzeniły się w naszej świadomości jako jedyne słuszne źródła aplikacji, a to z kolei spowodowało powstanie błędnego koła i sytuacji bez wyjścia.

Unia mówi - dać ludziom wybór w sprawie aplikacji. Ludzie - ale my nie chcemy
REKLAMA

Kilka dni temu świat obiegła informacja, iż rząd Japonii planuje pójść w ślady Unii Europejskiej i tak jak UE zmusić Apple'a do otwarcia systemu iOS na aplikacje spoza sklepu App Store. Ruch jest całkiem zasadny, bowiem smartfony Apple'a posiadają niemal 70 proc. udziału w rynku Kraju Kwitnącej Wiśni. Tak jak Unię Europejską, tak Japonię motywuje zakończenie monopolu koncernu z Cupertino na rozdawanie aplikacji użytkownikom.

I jest to idea niezwykle szlachetna, lecz trochę spóźniona. Żyjemy bowiem w dość ciekawej kulturze, w której społecznie akceptujemy jedynie instalacje aplikacji z dwóch sklepów: Google Play i App Store. Jeżeli aplikacja jest opublikowana poza nimi to skazana jest na bycie na marginesie, poza naszą świadomością, de facto po prostu nie istniejąc.

REKLAMA

Początek kultury sklepów z aplikacjami miał miejsce ponad dekadę temu

Szybko cofnijmy się do 2007, czyli do roku kiedy premierę miał pierwszy iPhone. Nie był dostępny w Polsce, to też niewiele osób zdaje sobie sprawę, że... nie posiadał on sklepu z aplikacjami. Steve Jobs twardo obstawał przy tym, by iPhone nie posiadał możliwych do pobrania aplikacji firm trzecich, a zamiast tego, by wszystkie działały jako aplikacje webowe w Safari. Jak możemy się domyślić, rzeczywistość szybko zweryfikowała ten plan i drugi iPhone - wydany w 2008 r. 3G - posiadał App Store.

Jednak po dziś dzień App Store pozostaje jedynym źródłem aplikacji na system iOS, spełniając tym samym wizję Jobsa o kontroli doświadczenia płynącego z korzystania z iPhone'a. Nieco inaczej sytuacja ma się w przypadku systemu Android, który ze względu na swoją otwartoźródłowe pochodzenie i inną filozofię projektowania oraz rozwoju systemu daje użytkownikom więcej możliwości instalacji aplikacji. Oczywiście Androidowym centrum aplikacji pozostaje sklep Google Play (uruchomiony w 2008 r. jako Android Market), lecz oprócz tego użytkownicy systemu mają dostęp do licznych, alternatywnych sklepów (np. F-Droid czy APKMirror, ale i sklepów producentów smartfonów takie jak Galaxy Store czy Huawei AppGallery) czy źródeł. W tym przypadku źródłem może być repozytorium na GitHubie, folder w Google Drive, ale i po prostu strona internetowa programisty - twórcy aplikacji.

Ze względu na obowiązki, jakie na Apple nakłada Digital Markets Act, można spodziewać się, że w 2024 r. Apple w końcu zerwie z polityką "tylko App Store" i otworzy iOS na możliwość instalowania aplikacji ze źródeł innych niż własny sklep z aplikacjami. W założeniu to piękna idea mająca na celu przeciwdziałać monopolowi, w praktyce nie zmieni zbyt wiele.

To jak będzie wyglądać świat aplikacji iOS w erze sideloadingu można przewidzieć na podstawie doświadczenia z Androidem. Choć istnieje cała plejada możliwych miejsc, w których można opublikować aplikację, każdy chce być w Google Play. Pomimo licznych oskarżeń o praktyki monopolowe, irytujących wymagań, jakie Google stawia programistom publikującym aplikacje (w tym nowa polityka min. 20 testerów testujących aplikację przez 14 dni), opłat za samą rejestrację jako deweloper i ryzyka, że boty Google przypadkowo wykryją aplikację jako niewłaściwą i ją "zdejmą" ze sklepu, publikacja aplikacji w Google Play to coś, do czego dąży każdy programista. Bo aplikacja poza Google Play po prostu nie istnieje.

Mamy wiele opcji, lecz Google Play pozostaje prawdopodobnie jedynym sklepem z aplikacjami, z którego kiedykolwiek skorzystałeś

Przeciętny Kowalski właściwie nie zna świata aplikacji poza tym, co serwuje mu Google Play, bo bogata biblioteka aplikacji zaspokaja wszystkie jego potrzeby, a sam sklep jest na telefonie lub tablecie od pierwszego uruchomienia. Instalowanie aplikacji spoza sklepu Play wydaje się co najmniej abstrakcją i to nie ze względu na przyzwyczajenie do sklepu, ale i z uwagi na fakt, w jaki sposób pobiera się owe aplikacje. Bowiem zwykle jest to bezpośrednie pobieranie plików .apk, następnie odnajdywanie ich w menedżerze plików, a wiele owy menedżer plików musi najpierw odnaleźć w systemie, o ile nie najpierw pobrać, a następnie przejście przez kilka ekranów ostrzegających przed zagrożeniami płynącymi z instalacji spoza sklepu Google Play. Cały proces jest po prostu znacznie mniej atrakcyjny niż dotknięcie "Zainstaluj" i poczekanie, aż Google przetworzy wszystko w tle.

 class="wp-image-4284197"
M.in. takie ekrany widzisz podczas instalacji aplikacji spoza sklepu Google Play. Średnio atrakcyjne dla przeciętnego użytkownika

Inna kwestia to społeczne zaufanie. Na łamach Spider's Web - ale i gdziekolwiek indziej gdzie zaglądasz - relatywnie często możesz przeczytać o zagrożeniach płynących z instalowania aplikacji spoza dedykowanych sklepów. I jakoś tak w naszej świadomości pozostało, że gwarantem jakości i bezpieczeństwa jest właśnie największy sklep z aplikacjami. Przeglądając internetowe fora dla programistów i entuzjastów systemu Android, natknęłam się na wątek, w którym jeden z użytkowników opisywał swój przypadek: ze względu na specyfikę aplikacji najlepszą dla niego formą dystrybucji jest umieszczenie aplikacji na swojej stronie. Wobec czego prowadził sondę: pobrałbyś aplikację na telefon ze strony internetowej?

Przeważająca ilość odpowiedzi to zdecydowane nie, z wielu powodów: "bo jakoś tak dziwnie", "bo sklep z aplikacjami jest wygodniejszy", "bo nie mam pewności, jak przetwarzane są moje dane i co znajduje się w kodzie źródłowym", "jeżeli aplikacji nie ma w sklepie Google Play, F-Droid czy na GitHubie, to może równie dobrze nie istnieć". A to pomimo faktu, że obecnie prawdopodobnie najpopularniejszą formą dystrybucji na Windows są właśnie witryny internetowe programów (lub ich twórców).

iOS otworzy się na aplikacje spoza App Store i... nic się nie stanie

Podobnie będzie z iOS i App Store. Nowa polityka będzie atrakcyjna dla ludzi, którzy lubią eksperymentować ze swoimi urządzeniami, dla geeków i entuzjastów, ale jakkolwiek nie pomoże w demonopolizacji App Store. Jeżeli dana aplikacja będzie chciała zawojować iPhone'y czy iPady albo po prostu zarobić, podobnie jak w przypadku Androida brak społecznego zaufania, ale i wygoda oraz przyzwyczajenie sprawią, że możliwość posiadania więcej niż jednego sklepu z aplikacjami (czy jakiegokolwiek innego źródła instalacji aplikacji) zostanie zepchnięta na margines. Będzie gdzieś tam istnieć w świadomości, ale na większą skalę nie stanie się nawet realną alternatywą, a jedynie ciekawostką.

Co również doprowadzi do problemu, który mają obecni twórcy aplikacji na Androida. Teoretycznie wybór miejsca dystrybucji istnieje, a możliwe opcje są znacznie łatwiejsze i przyjemniejsze w użyciu niż sklep Google. Praktycznie wybór jest tylko jeden: Google Play. Identycznej sytuacji, lecz z użyciem innych nazw spodziewam się w przypadku systemu iOS.

Więcej na temat aplikacji:

REKLAMA

Zdjęcie główne: Tada Images / Shutterstock

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA