W grudniu spadł śnieg, więc geniusze się obudzili i pytają, gdzie to globalne ocieplenie
„Nie ma globalnego ocieplenia! Nie ma! Zobaczcie, w grudniu pada śnieg! Jest wszystko normalnie, nie wierzcie złej Unii Europejskiej” – tak odczytuję hasła, które pojawiły się na Twitterze po tym, jak zima „zaatakowała” na początku grudnia. Trąci to lekką desperacją, co najlepiej pokazuje, że paradoksalnie coraz trudniej zaprzeczać zmianom klimatycznym nawet sceptycznym, delikatnie mówiąc, środowiskom.
„Pięknej, radosnej niedzieli oraz nowych unijnych podatków na walkę z globalnym ociepleniem” – napisał na Twitterze Oskar Szafarowicz, kojarzony ze środowiskami prawicowymi, pokazując zdjęcie zimowego krajobrazu za oknem. Student prawa na Uniwersytecie Warszawskim szybko zrezygnował z szyderstwa, gdy Jakub Wiech przypomniał, że w trackie wystąpienia Andrzeja Dudy na COP28 prezydent podkreślił wagę problemu, jakim są zmiany klimatyczne.
Zmiany klimatyczne postępują niepokojąco szybko. Stanowią wyzwanie o charakterze uniwersalnym i dlatego cała społeczność międzynarodowa powinna stawiać mu czoła solidarnie, racjonalnie i w myśl zasad zrównoważonego rozwoju (…) Rząd mojego kraju podchodzi do celów klimatycznych z pełną powagą, z sukcesem implementując rozwiązania wspierające obywateli, np. w zakresie fotowoltaiki czy technologii odzysku ciepła.
- cytuje wystąpienie Andrzeja Dudy portal prezydent.pl
Na przypomnienie tego faktu Szafarowicz stwierdził, że jego wpis jest tylko „humorystycznym rozpoczęciem pięknego zimowego dnia”. Żart, przyznajmy, wyborny, ale czy jednak nie mówi nam więcej, niż chciałby tego jego autor? I nie mam wcale na myśli tego, że przez sugestię, że zmiany klimatyczne to bujda (choć, przyciśnięty przez Wiecha, dodał, że „nie neguje trendów zmian klimatu na świecie i wpływu człowieka”) po prostu wykazał się ignorancją.
Ten dowcip nigdy nie był śmieszny
Pojawia się głównie latem, kiedy po fali upałów kilka dni jest chłodniejszych lub deszczowych. Wtedy rzecz jasna żenuje, bo pokazuje, że twórca tej uwagi nie odróżnia pogody od klimatu.
Ale sugestia, że grudniowy opad śniegu ma być dowodem na brak globalnego ocieplenia jest czymś, co zaskakuje nawet mnie. Widzę w tym raczej nie szyderę – próbę szydery - z działań ekologów czy samej Unii Europejskiej, ale rozpaczliwą próbę oszukania się, że wszystko jest po staremu. Jasne, Szafarowicz pisze teraz, że żartuje – to zawsze dobra wymówka, wiecie, luzik, dystansik, nie bądźcie sztywniakami – ale pewne liczył na to, że jest grupa, która uzna, że to dowód na poparcie ich argumentów. Tak, nie ma globalnego ocieplenia, bo pierwszy grudniowy weekend zakończył się opadami śniegu.
Jakże absurdalne jest to zdjęcie. Śnieg taki, że nie utonie w nim nawet wyjątkowo niski jamnik. Drogi? Przejezdne. Auta tylko lekko zasypane. A w tym jakże zabawnym, żartobliwym wpisie mamy doszukiwać się zimy stulecia. Jasne, kolej nawaliła, ale krytykujemy ją właśnie dlatego, że nie ma -20 stopni i opadów śniegu trwających od dwóch tygodni.
Na Spider's Web piszemy więcej o zmianach klimatu:
Kapitulacja, moi mili, kapitulacja
Jeżeli na początku grudnia taka zima ma świadczyć o tym, że nie mamy problemu, to... cóż, pokazuje właśnie, że mamy. I potwierdzają to statystyki, o czym niedawno pisałem. Pojawiają się pierwsze podsumowania listopada (listopada, w którym mieliśmy burzę!), z których wynika, że był to kolejny w tym roku miesiąc cieplejszy od normy.
Niepokojące dane ujawnił IMGW:
Wyjątkową sytuację pod tym względem zaobserwowano w bieżącym roku, w którym zarówno wrzesień, jak i październik cechowały się nadzwyczajnie wysokimi temperaturami. Skrajnie ciepły okazał się wrzesień, ze średnią temperaturą powietrza wyższą aż o 3,9oC od normy. Bardzo ciepły, a miejscami skrajnie ciepły był też październik, z temperaturą o 2,1oC wyższą od średniej z wielolecia. Większość roślin bardzo długo pozostawała zielona, a na balkonach nadal można było zaobserwować w pełni kwitnące rośliny doniczkowe. Żółknięcie liści brzozy i lipy odnotowywane w ramach sieci fenologicznej, było najpóźniejsze od początku obserwacji (tj. od 2007 roku). W porównaniu do ubiegłego roku opóźnienie to wyniosło średnio w Polsce aż 10 dni, co w przypadku fenologii stanowi bardzo długi okres. Również znacznemu przesunięciu uległ początek opadania liści (4-7 dni). Proces ten ostatecznie przyspieszył dopiero w listopadzie, na skutek silnych opadów atmosferycznych i wiatru. W chwili obecnej jeszcze ciągle gromadzone są dane obserwacyjne dotyczące początku fenologicznej jesieni, ale wstępne analizy pokazują, że na większości obszaru Polski mieliśmy do czynienia ze znacznym opóźnieniem tej pory roku w stosunku do średniej wielolecia.
Analitycy IMGW piszą, że konsekwencją opóźniania się fenologicznych pór roku będą m.in. „problemy z zapylaniem, wzrost presji ze strony szkodników (większa ilość pokoleń) i chorób oraz chwastów, co wiążę się z koniecznością zwiększenia stosowania środków ochrony roślin itd.”. A to przecież jedno z wielu skutków zmian klimatycznych.
Przykryciem tych niewygodnych faktów ma być śnieg, z którego nie da się ulepić miniaturki bałwana. Zamiast załamać się, patrzę na humorystyczny, hehe, wpis Oskara Szafarowicza i się cieszę. Nawet przedstawiciele tych środowisk już niedługo będą pozbawieni „argumentów” i będą musieli zderzyć się z przykrą rzeczywistością.