REKLAMA

Musi zapłacić 22 tys. zł za komentarz w internecie. Uważaj, co krytykujesz

Niezadowolony użytkownik pompy ciepła napisał krytyczną opinię na temat firmy, która sprzedała mu produkt. Ta zaś uznała, że recenzja naruszyła dobra osobiste przedsiębiorstwa. Sąd Najwyższy zabrał głos w tej sprawie – głos, który może wielu użytkowników sieci co najmniej zaniepokoić.

recenzje w internecie
REKLAMA

Jak informuje bankier.pl firma sprzedająca pompy ciepła wytoczyła proces osobie, która zamieściła w Google Maps negatywną opinię na temat sprzedawcy. Nie znamy treści spornej oceny, ale wiemy, że reakcja była stanowcza. W pozwie zażądano nie tylko usunięcia komentarza, ale też zamieszczenia oświadczenia prostującego oraz „zasądzenia zadośćuczynienia w wysokości 22 tys. zł”.

W maju ubiegłego roku gdański sąd okręgowy w I instancji uwzględnił w dużej części powództwo i zasądził m.in. od pozwanego 5 tys. zł zadośćuczynienia. Doszło do odwołania. Sąd Apelacyjny postanowił skonsultować się w tej sprawie z Sądem Najwyższym.

REKLAMA

W pytaniu podkreślono, że „pojęcia krzywdy nie można utożsamiać tylko z doznaniem cierpień fizycznych i psychicznych przez osoby fizyczne”, ale jednocześnie dodano, że firma "nie odczuwa krzywdy, tak jak osoba fizyczna” – stąd wątpliwości.

Na tę drugą kwestię zwracał uwagę Rzecznik Praw Obywatelskich Marcin Wiącek. W swoim oświadczeniu podkreślił:

Skoro osoba prawna jest tworem organizacyjnoprawnym niezdolnym by doznawać ból, cierpienie, czyli by doznać krzywdy, nie można zastosować przepisu stanowiącego podstawę prawną zadośćuczynienia za krzywdę osób fizycznych. Ta forma rekompensaty po prostu tu nie pasuje. Nie oznacza to, że osoby prawne są pozbawione ochrony. By ją uzyskać, muszą jednak wykazać i wycenić, jak bardzo bezprawne naruszenie ich dóbr osobistych uderzyło w wartość firmy, jak wielu klientów straciły, jakich zysków nie osiągnęły. To jednak nie jest krzywda, jakiej doznają osoby fizyczne.

- napisał Marcin Wiącek.

Sąd Najwyższy w swojej uchwale uznał jednak, że osoba prawna może domagać się finansowego zadośćuczynienia za naruszenie dóbr osobistych od osoby prywatnej, która zamieściła opinię w internecie

Werdykt Sądu Najwyższego wywołuje sporo emocji

Nie da się ukryć, że opinie zamieszczane w sieci mogą przyczynić się do tego, że ktoś zrezygnuje z wyboru oferty danej firmy. Rodzi się jednak pytanie, jak sprawdzić, czy dany komentarz faktycznie wynika z osobistych doświadczeń, czy może jest nieuczciwym działaniem konkurencji.

Czasami nie musi to być nawet zła konkurencja. W świecie gier zdarza się, że gracze dają upust swojej złości „wyżywając” się na ocenach gry, jeśli producent im podpadnie. Przekonała się o tym niedawno polska firma Techland.

Polska produkcja jeszcze kilka dni temu cieszyła się w większości pozytywnymi recenzjami społecznościowymi. Teraz wrażenia graczy są mieszane. Mamy więc znaczący zjazd opinii, będący oddolną reakcją społeczności na wprowadzenie wirtualnej waluty do Dying Light 2.

- pisał Szymon Radzewicz na naszych łamach.

Znamy przykłady podobnych „kar” dla przedsiębiorstw od użytkowników, którzy np. nigdy nie byli w danej restauracji, a wlepili jej jedną ocenę w Mapach Google, bo okazało się, że właściciel ma np. kontrowersyjne poglądy. Ktoś, kto patrzy tylko na liczbowe podsumowanie, nie będzie znał kontekstu sprawy. To zresztą najlepiej pokazuje, że właśnie takie oceny są sporym problemem, ale to temat na inną dyskusję (więcej pisał o tym Maciek).

Sprawa jest skomplikowana, bo granica pomiędzy rzetelną opinią na bazie własnych doświadczeń a hejterską akcją czasami bywa cienka. Gorzej, że taka ocena Sądu Najwyższego może odstraszyć tych, którzy faktycznie chcieliby przestrzec innych przed feralnym produktem. Nie wiemy wprawdzie, co napisał autor spornej recenzji, ale fakt, że firmy mogą bronić się w ten sposób, pewnie może być lampką ostrzegawczą przed wciśnięciem klawisza enter.

REKLAMA

Na Spider's Web piszemy o prawie i nowych technologiach:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA