REKLAMA

Tak wygląda walka z przeciwnikami masztów. Wójt rozkłada ręce: czego nie zrobi i tak będzie źle

Sprawa teoretycznie jest prosta. Mieszkańcy protestują, więc władze albo boją się podpaść i walczą z inwestycją, albo robią swoje, powołując się m.in. na naukowe fakty. Jednak jeżeli bliżej spojrzymy na problem, okaże się, że burmistrzowie czy wójtowie stoją przed naprawdę trudnym wyzwaniem. Niewiele od nich zależy, a cały gniew spada na nich.

5g
REKLAMA

Oczywiście chciałbym, żeby w Polsce było więcej takich osób jak burmistrz Rawy Mazowieckiej – przynajmniej jeżeli chodzi o podejście do budowy masztów. Za to zdecydowanie nie chciałbym, aby popularność zdobywali ci, którzy środowiskom anty-5G idą na rękę. Bycie mediatorem w sporze jest jednak trudne, co dobrze pokazuje przykład masztu w Chojnicach.

REKLAMA

Klasyczna sprawa: mieszkańcy nie chcą, aby ten powstał. Już szykowana jest petycja domagająca się powstrzymania budowy. Wójt gminy Chojnice Zbigniew Szczepański na konferencji prasowej przedstawił, jak z jego perspektywy wygląda monitorowanie tego typu inwestycji.

Z jednej strony słyszę, że jest problem z dostępem do internetu w gminie Chojnice. A z drugiej ludzie protestują przeciwko masztom.

- stwierdził.

Tym krótkim zdaniem wójt uderzył w sedno problemu. Przecież tak samo zdarza się postępować nawet władzom miast, czego dobitnym przykładem był Kołobrzeg. Podobnie na profilu Sołectwa Chojniczki sprawę skomentował sołtys Tomasz Sujak:

Nie chcę wbijać kija w mrowisko...ale zawsze są dwie strony medalu. Z jednej strony chcemy mieć możliwość komunikacji, czasem narzekamy na jakość połączenia i internetu, z drugiej zaś nie chcemy mieć takiej konstrukcji za oknem. Nie będę polemizował w kwestiach dotyczących szkodliwości tego typu urządzeń, bo każda ze stron przedstawi zawsze swoje wyniki badań, ale każdy z nas telefon w kieszeni ze sobą nosi.

- napisał.

Trochę szkoda, że sołtys polemizować nie chce, bo właśnie m.in. swoim autorytetem powinien takie inwestycje popierać – nie tylko między wierszami we wpisie w mediach społecznościowych.

Na Spider's Web wyjaśniamy, dlaczego warto przesiąść się na 5G:

Obserwując sytuację w gminie Chojnice łatwiej mimo wszystko zrozumieć mi to niezdecydowanie niektórych władz. Na konferencji Zbigniew Szczepański zdradził, jak wyglądają negocjacje z operatorem, który w związku z przejściem na 5G musi stawiać kolejne nadajniki, a ich zagęszczenie musi być większe. Operator – w tym przypadku firma Play – gotowa jest zmienić działkę na inną, ale to gmina musi zaproponować odpowiedni teren.

Czy znajdziemy? Mamy pewne wskazania. Obawiam się, że każda lokalizacja będzie wywoływała złe duchy.

- podsumował.

Swoją konferencję wójt zakończył stwierdzeniem, że "cywilizacja wymaga pewnych kompromisów"

Słuchając wystąpienia Zbigniewa Szczepańskiego naprawdę mu współczułem położenia. Ale to pokazuje, że błąd popełniony został gdzieś wyżej, a problem zrzucony jest na szczebel lokalny. Tamtejsze władze nie mogą nic zrobić, jeżeli operator dogada się z właścicielem działki. Mogą tylko pełnić funkcję mediatora. Dla nas to lepiej, bo przecież zdarzały się sytuacje, że lokalni politycy, jak radni, uśmiechali się do protestujących i popierali ich działania. Samowolka mogłaby zaburzyć cały proces cyfryzacji. Nie zmienia to jednak faktu, że to właśnie na barkach wójtów czy burmistrzów jest negocjowanie z oburzonymi.

Owszem, ministerstwo zaprasza na szkolenia i przekazuje mnóstwo wartościowej wiedzy, ale może takich ruchów jest za mało. Może za mało zrobili też sami operatorzy, którzy nie wyszli do ludzi? Wielu protestujących skarży się, że o budowie dowiedzieli się przez przypadek lub też na samym końcu, gdy maszyny wjechały na działkę. Kto wie – może jeśli wcześniej wytłumaczyłoby się sprawę, część sprzeciwiających dałoby się przekonać, że technologia wcale im nie zagraża.

REKLAMA

I takie debaty są organizowane. Swego czasu Orange opisywał historie miejscowości w gminie Brochów. Plany budowy masztu spotkały się kilka lat temu z negatywną reakcją części mieszkańców. Po dyskusji obawy zniknęły.

Przykłady licznych sporów, petycji czy spraw, które ostatecznie trafiają do sądów pokazują jednak, że nie zawsze operatorzy wraz z władzami (ale tymi wyżej, niż lokalnymi) zdążą zgasić pożar na czas. A konsekwencje widzimy. Albo inwestycje są opóźniane, albo na protestach próbują się wybić ci, którzy traktują oburzonych mieszkańców jako dobry elektorat. Jedno jest pewne – z tego nie ma prawa wyjść nic dobrego.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA