W polskim mieście nie chcieli nadajnika 5G. Odpowiedź burmistrza jest doskonała
Nie wiem, jakim burmistrzem jest Piotr Irla, ale przeciwników 5G w swojej Rawie Mazowieckiej wyjaśnia wzorowo. Niestety to kolejne miasto, w którym niechęć do masztów wśród mieszkańców jest wysoka.
Portal eRawa.pl relacjonuje walkę mieszkańców osiedla z operatorem, który na działce chce postawić maszt. Sprzeciwiający się mają po swojej stronie radnego, który złożył pismo do burmistrza Rawy Mazowieckiej.
Mieszkańcy osiedla, na którym ma być usytuowany maszt nie są przeciwni budowaniu takich stacji, ale wszystkie tego typu inwestycje powinny być wykonywane na terenach do tego przystosowanych, gdzie plan zagospodarowania przestrzennego ujmowałby takie inwestycje w swoich zapisach. (…) Dopuszczalna wysokość obiektów budowlanych w tym obrocie miasta to 12 metrów, a stacja ma mieć 43,3 metra. Mieszkańcy podejmując decyzję o osiedleniu się na naszym osiedlu mieli przekonanie, że obiekty wyższe niż 12 metrów nie będą budowane, a jeżeli miałby być zmieniany plan zagospodarowania to obowiązkiem burmistrza byłoby poinformowanie mieszkańców oraz przeprowadzenie konsultacji co do nowych założeń (…)
- napisał w dokumencie.
Trochę już o protestach 5G piszę i za każdym razem smuci mnie, że włodarze miast bardzo delikatnie podchodzą do takich grup. Z ich politycznego interesu jest to zrozumiałe, bo nie chcą podpaść krzykliwej, zjednoczonej społeczności, ale dla pozostałych mieszkańców konsekwencje takiego pobłażania coraz częściej są szkodliwe. W końcu zostają odcięci od nowych usług do czasu, aż wszystkie możliwe instytucje stwierdzą, że protestujący nie mają racji.
Na Spider's Web wyjaśniamy, dlaczego warto przesiąść się na 5G:
Burmistrz Rawy Mazowieckiej to mój nowy idol w rozmowach z niesłusznie protestującymi
Serwis eRawa.pl zacytował jego bezkompromisową odpowiedź:
Panie radny chodząc i zbierając podpisy, powinien Pan zapoznać się z obowiązującymi zapisami prawnymi i nie robić, powiem tak nieładnie, wody ludziom z mózgu. Jest coś takiego jak Ustawa z dnia 7 maja 2010 roku o wspieraniu rozwoju usług i sieci telekomunikacyjnych (oryginalny cytat za eRawa.pl).
I dalej:
Powinien Pan uświadomić mieszkańców, że Plan Zagospodarowania Przestrzennego w tym przypadku, przy wydawaniu pozwolenia na budowę przez starostę będzie najnormalniej ignorowany, ponieważ to Sejm Rzeczypospolitej Polskiej uchwalił taką ustawę, która musi być respektowana. Natomiast każdy nadajnik, w jakiejkolwiek lokalizacji, podlega pewnej ocenie pod kątem wpływu na środowisko, między innymi na zdrowie mieszkańców. Projektanci, którzy projektują nadajniki, te anteny, ustalają i maksymalne natężenie pola elektromagnetycznego i tak je ukierunkowują, żeby one nie oddziaływały na miejsca dostępne dla ludności.
I to właśnie ostatnie zdanie jest kluczowe. I takiego podejścia wśród zarządzających miastami nam brakuje. Na przeciwległym biegunie mamy np. Bożenę Szczypiór, zastępczyni prezydenta Kielc. Tam mieszkańcy też protestują przeciwko inwestycji, zwracając uwagę na to, że nadajnik stanąć ma nie tylko blisko domów, ale i szkoły. Wspomniana zastępczyni przyznała, że "lokalizacja masztu jest faktycznie nie do zaakceptowania", ignorując tym samym naukowe badania czy wytyczne ministerstwa cyfryzacji.
Ministerstwo uspokajając mieszkańców Rabki Zdrój cytowało opinię dr. hab. inż. Jarosława Michalaka z Wojskowej Akademii Technicznej, przygotowanej na zlecenie Kancelarii Senatu:
Zakaz budowy masztów telefonii komórkowej w niektórych lokalizacjach, oprócz argumentu związanego z estetyką otoczenia, nie jest niczym uzasadniony z tego względu, że to nie maszty antenowe i umieszczone na nich anteny, ale natężenie pola elektromagnetycznego (w tym częstotliwość i czas ekspozycji), może być źródłem obawy o zdrowie. Podając konkretny przykład: źródła sygnału radiowego znajdujące się w odległości 300 i 600 m od punktu pomiaru mogą dawać taki sam poziom natężenia pola elektromagnetycznego, ponieważ wartość ta nie jest związana wyłącznie z odległością, ale również (a nawet przede wszystkim) z mocą, z jaką to źródło nadaje.
Niestety ta wzorowa odpowiedź ministerstwa ciągle nie dociera do protestujących
Na przykład jedna z mieszkanek gminy Zaleszany domagając się przesunięcia masztu podkreśliła, że mieszkańcy nie mówią nie inwestycjom, bo przecież sami mają telefony, ale domagają się odpowiedzialnego lokowania masztów "na odludziach, a nie w centrach wsi" (cytat za stalowka.net).
Znowu możemy wrócić do odpowiedzi ministerstwa, a konkretnie Grzegorza Czwrdona, zastępcy dyrektora Departamentu Telekomunikacji w Ministerstwie Cyfryzacji:
Trudno jednak zakładać, by operatorzy telefonii komórkowej budowali nadmierną, w stosunku do realnego zapotrzebowania, ilość stacji, skoro inwestycje takie muszą finansować z własnych środków.
Słowem – operatorzy wiedzą, gdzie chcą budować, żeby odpowiedzieć na zapotrzebowanie. Budowa w środku pola, dla nikogo, jest bezsensowna.
W temacie protestów przeciwko 5G często bywam pesymistą, bo widzę, jak skuteczne potrafią być środowiska. I jak pobłażliwe są władze miast, wsi czy osiedli. Takich reakcji jak ta z Rawy Mazowieckiej nam brakuje. I może burmistrz Piotr Irla będzie wzorem dla innych, że odwaga popłaca. W końcu za plecami ma się największe wsparcie: nauki, która wprost mówi, że masztów nie trzeba się obawiać.