Wszyscy mówią, że maszt jest legalny, a oni dalej swoje. Teraz chcą iść do sądu
Stare przysłowie mówi, że jeśli jedna osoba mówi, że jesteś osłem to możesz spać spokojnie, ale przy zapewnieniach od pięciu powinno się już zacząć rozglądać za siodłem. Nie uważam, żeby zawsze powiedzenie miało sens, ale w tym przypadku chyba warto je przytoczyć. Ile instytucji musi potwierdzić, że maszt komórkowy stawiany jest legalnie i nie zagraża bezpieczeństwu? Mieszkańcy Puław mogliby odpowiedzieć: nie wiemy, ale chętnie się dowiemy.
Sprawę relacjonuje "Dziennik Wschodni". Emocje wzbudza maszt, który stanął wiosną na puławskim osiedlu. Argumenty mieszkańców poparło Towarzystwo Przyjaciół Puław oraz radni, co wcale mnie nie dziwi. Co nie podoba się oburzonym sąsiadom?
Krytykują m.in. zaburzenie osi widokowej na zabytkowy kościół św. Józefa, czy też wprowadzającą ich zdaniem w błąd nazwę zadania, czyli "BT14582 Puławy Mokradki". Przypominamy, że maszt powstał na osiedlu Włostowice, ponad kilometr na południe od granicy z Mokradkami – pisze "Dziennik Wschodni".
Argumenty, mówiąc delikatnie, są specyficzne
To nie pierwszy raz, kiedy mieszkańcy udają, że chodzi im o coś więcej niż tylko szerzenie teorii spiskowych o rzekomej szkodliwości masztów.
Najpierw sprawę skierowano do starosty. Ten odparł, że wszystko się zgadza. Protestujący poszli więc do wojewody, ale też nie zauważył niczego nielegalnego w inwestycji. W końcu "problemem" zajął się Główny Urząd Nadzoru Budowlanego, ale ku zaskoczeniu wszystkich ocenił, że nie ma powodu, aby uznać argumenty mieszkańców Puław za zasadne.
Ci już wcześniej zapowiadali, że nieprędko się poddadzą
- Na pewno skorzystamy z prawa do odwołania. Moim zdaniem argumenty, które podnieśliśmy są zasadne – mówił jeszcze w kwietniu Waldemar Szałas, jeden z najbliższych sąsiadów masztu. - Mamy podstawy, żeby domagać się rozebrania tej konstrukcji. Jeśli nie uda się przez GINB, pozostaną nam sądy.
I faktycznie tak się stanie. – Złożyłem już skargę na decyzję wojewody do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Lublinie. Wkrótce złożymy kolejną, na wspomnianą decyzję inspektora nadzoru, która trafi do WSA w Warszawie. Nie poddajemy się, nie tracimy optymizmu i działamy dalej – zapowiada Waldemar Szałas.
Jak widać przeciwnicy technologii bywają niezwykle nieustępliwi i nawet są gotowi oprotestowywać maszt, mimo że wiele stron potwierdza: nie ma się czego obawiać, wszystko jest zgodne z prawem. Niby należało się tego spodziewać, mając w pamięci, że protestujący raczej nie przejmują się choćby naukowymi dowodami, ale i tak to pokazuje, z jak trudnym przeciwnikiem muszą zmagać się operatorzy czy lokalna władza.
Przeciągające się spory nie są w interesie operatorów. Po tygodniowych protestach, w trakcie których mieszkańcy Zakopanego blokowali działkę, na której powstać miał maszt, T-Mobile ostatecznie wycofał się z inwestycji. Dla tych środowisk to potężny wiatr w żagle pokazujący, że można przepędzić mityczne zło. Dla reszty mieszkańców jest to fatalna wiadomość, bo sprzeciw może być kontynuowany, a do inwestycji poprawiającej zasięg i funkcjonowanie usług ostatecznie nie dojdzie.
Tym bardziej że władze coraz częściej są gotowe popierać protestujących
Górale z Zakopanego mieli wsparcie lokalnych polityków, którzy zwrócili uwagę, że T-Mobile nie działał do końca z postanowieniami. Tymczasem w Tarnobrzegu władze niedawno zapowiedziały, że będą wspierać mieszkańców, którzy nie godzą się na budowę masztu blisko ich domów. Protestujący ogłosili nawet, że zablokują działkę, działając podobnie jak górale. Paradoks polega na tym, że zamieszanie wywołali sami politycy, nie potrafiąc dogadać się z operatorem, o czym pisaliśmy tutaj.
W gorącym przedwyborczym okresie - bo przecież samorządowe wybory odbędą się w przyszłym roku - nikt nie chce podpaść głośnym, zorganizowanym środowiskom. Niektórzy politycy nawet wprost je popierają.
zdjęcie główne: Shevchenko Andrey / Shutterstock.com