Twojego burmistrza może wybrać 5G. A raczej jego brak
- Moje zaufanie wobec rabczańskiej władzy legło w gruzach - deklaruje mieszkanka Ponic, o czym pisze Tygodnik Podhalański. Jest rozczarowana, bo... burmistrz nie pomógł w walce przeciwko stawianiu masztu.
Okazuje się, że rządzący Rabką-Zdrój traci poparcie w terenie, jak i w samym ratuszu. Portal gorce24.pl donosił, że Leszek Świder nie dostał wotum zaufania od radnych. Niektórym brakowało pomysłu na promocję miasta, innym ścieżek rowerowych. Zaskakujący, może się wydawać, powód podała radna Aleksandra Koper. Według niej burmistrz "za mało zrobił, żeby powstrzymać budowę kolejnych masztów telefonii komórkowej na terenie gminy".
Historia masztów komórkowych w Rabce-Zdrój jest niezwykle interesująca. I niepokojąca
Już w kwietniu lokalne portale pisały o kilkudziesięciu mieszkańcach gminy, którzy pofatygowali się na sesję rady miejskiej, by zaprotestować przeciwko budowie masztów telefonii komórkowej. Skarżyli się również na brak pomocy ze strony władza miasta.
- Proszę wskazać, których obowiązków nie dopełniłem i proszę podać podstawę prawną, na podstawie której mogłem wydać decyzję odmowną - pytał burmistrz Leszek Świder, cytowany przez podhale24.pl. - To nie ja udostępniłem grunt pod tą inwestycję, ale mieszkaniec Ponic, więc to nie ja działałem na szkodę mieszkańców. Ja nie stanowię prawa i też nie stoję ponad prawem.
Presja ze strony mieszkańców musiała być odczuwalna. Kiedy pisałem niedawno o apelu burmistrza Rabki-Zdrój wystosowanym do ministerstwa cyfryzacji, zastanawiała mnie przyjęta retoryka. W swoim piśmie wspominał o "niepewności co do stopnia ryzyka zdrowotnego takich przedsięwzięć", przejmując język przeciwników technologii. Od rządu domagał się zaprzestania stawiania masztów.
Ministerstwo odpowiedziało z klasą, ale raczej nie pomogło burmistrzowi wizerunkowo. Zaś wręczone merytoryczne narzędzia nie wystarczą do skutecznej obrony. Burmistrz działał więc zresztą wcześniej na własną rękę, poniekąd próbując zadowolić przeciwników masztów – zwrócił się do ministerstwa, podkreślił rzekome wątpliwości co do wpływu na zdrowie technologii – ale nic to nie pomogło. Radni popłynęli na fali niezadowolenia i również stosunek do 5G jak widać wpłynął na ich ocenę burmistrza.
To bardzo niepokojące. Wiemy, że przeciwnicy stawiania masztów są głośni, zorganizowani i efektowni w działaniu. W Zakopanem zablokowali drogę samochodami, a sąsiadującą działkę, na której ma stanąć niechciany przez nich maszt, ogrodzili elektrycznymi pastuchami, blokując dostęp z każdej ze stron. Doszło nawet do przepychanek. Łatwo odnieść wrażenie, że tamtejsze władze nie bardzo chcą z góralami zadzierać i powołują się na różne środowiskowe przepisy, pozwalające stanąć im jednak bliżej mieszkańców.
Nie chcę przez to powiedzieć, że zawsze operator ma rację, tym bardziej że w tym przypadku sprawa jest naprawdę skomplikowana i trudno ją na odległość oceniać – np. władze twierdzą, że stawiany maszt wcale nie jest budowlą tymczasową albo że prace rozpoczęły się wcześniej niż powinny – ale coś mi podpowiada, że politycy doskonale zdają sobie sprawę, skąd wieje wiatr.
Gdy w Google wpiszemy "maszt protest", naszym oczom ukaże się pokaźny zbiór zdarzeń z całej Polski. Na zdjęciach w relacjach z protestów widzimy zorganizowane grupy, całkiem liczne, z transparentami i całkiem profesjonalnymi grafikami. Po swojej stronie nierzadko mają radnych oraz lokalne media. I włos jeży się na głowie, gdy zobaczymy, jak serwisy opisują protesty. Np. jeden z nich tak podsumował walkę mieszkańców:
Niezależny polski portal o chorobach, badaniach medycznych i leczeniu badania-medyczne.pl poinformował, że naukowcy Międzynarodowej Agencji Badań nad Rakiem IARC przeprowadzili badania, które dowiodły związek pomiędzy promieniowaniem komórkowym, a zachorowaniem na raka. O tym, że promieniowanie z sieci bezprzewodowych jest szkodliwe mówi się od dawna. Coraz więcej osób obserwuje u siebie dolegliwości takie jak: bóle głowy, nudności, zaburzenia snu, problemy z pamięcią, problemy z koncentracją, zmęczenie, a nawet kołatanie serca czy wysypkę. I pomimo tego, że objawy występują prawdopodobnie na skutek promieniowania bezprzewodowego, to liczba osób korzystających z komórek stale rośnie.
Ministerstwo cyfryzacji zdaje sobie sprawę z problemu, skoro organizuje specjalne szkolenia na temat krążącej dezinformacji i tego, jak na nią reagować. Bardzo często szybko reagują też operatorzy. Tyle że przeciwnik jest bardzo trudnym rywalem, doskonale zorganizowanym i wyprzedzającym. Zasiane kilka lat temu ziarno niepewności wyrosło, a konsekwencje są takie, że lokalne władze coraz częściej uginają się pod naciskami protestujących.
Potem wprawdzie plują sobie w brodę:
...ale coś mi się wydaje, że znajdą się tacy, którzy ewentualnymi problemami i niedogodnościami będą przejmować się później. Teraz trzeba walczyć o poparcie konkretnej, aktywnej grupy.
Przykład dużej polityki niestety pokazuje, że nawet niekojarzący się z pewnymi poglądami politycy mogą wypowiadać obrzydliwe słowa, byleby tylko zyskać poklask drugiej strony. Obawiam się, że w przypadku 5G będzie podobnie i w szczególnie małych miejscowościach nastawienie anty-5G może być użyte w walce o głosy. A małych miastach i miasteczkach może to mieć fatalne konsekwencje.
Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, że tylko w małych miejscowościach szerzą się nieprawdy na temat 5G – bo tak nie jest – ale to właśnie tam te kilka, kilkanaście głosów mogą robić różnicę. Tymczasem widzimy, że urodził się twardy, zdecydowany elektorat. Skoro mobilizują się, by zablokować działkę, to pewnie też skrzykną się, żeby oddać głos na kandydata, który sprzeciwi się 5G.
Można też podejrzewać, że ci, którzy dotychczas przeciwko 5G nie byli, będą starali się znajdować jakiś sposób, żeby nie podpaść hałaśliwym protestującym
Zbliżamy się w końcu w gorący, przedwyborczy okres, wybory samorządowe już w przyszłym roku.
Polityka polityką, 5G tak czy siak musi być wdrażane. W ciągu 12 miesięcy od rozstrzygnięcia aukcji – która, po latach, wreszcie ruszyła – mamy doczekać się pokrycia zasięgiem 85 proc. kraju i osiągnięcia minimalnej przepustowości 30 Mb/s. Rzecz rozchodzi się o te obszary, gdzie zasięg mógłby być lepszy, ale przez wspomniane blokady i protesty inwestycje spowolnią, czego zresztą obawiają się od dawna eksperci.
W przypadku mniejszych miejscowości to znowu szczególny problem. Z badań Europejskiego Urzędu Statystycznego wynikało, że największy odsetek osób z ogólnymi umiejętnościami cyfrowymi klasyfikowanymi powyżej poziomu podstawowego mają polskie miasta (28,83 proc. mieszkańców), podczas gdy najmniejszy — obszary wiejskie (14,34 proc.). Miasteczka i przedmieścia plasują się pomiędzy z wynikiem 19,68 proc. - Bo prawda jest taka, że choć dokonaliśmy ogromnego skoku, jeśli chodzi o dostęp do technologii, to różnice pomiędzy regionami są namacalne. Większość zakupów technologii dokonują mieszkańcy miast – komentował te wyniki Filip Kałas z Komputronik.
Nasuwa się prosty wniosek: tam gdzie jest lepszy internet, tam jest pretekst do korzystania do technologii, co zwiększa wspomniane umiejętności cyfrowe. Wciąż w Polsce nie brakuje miejsc, gdzie jedyną opcją na szybki transfer są właśnie oferty komórkowe operatorów, bo internet po kablu zwyczajnie nie dociera. Niby rząd planuje likwidować białe plamy, ale potrwa to jeszcze lata, a poza tym: nie przy pomocy rządowych nadajników. Kiedy więc tę lukę mogłyby wypełnić maszty z 5G, może się okazać, że protestujący powiedzą: stop. Nieświadomi swoich konsekwencji.
To nie tak, że chciałbym, aby operator mógł stawiać maszty gdzie popadnie
To nie tak, że nie rozumiem mieszkańców, którzy mają obawy – jeśli nie zdrowotne, to o to, czy taka konstrukcja po prostu nie zniszczy lokalnego krajobrazu. Trzeba rozmawiać, dyskutować, ale bazując na faktach i realnych badaniach, a nie strachu, kłamstwie, a nawet agresji, jak nierzadko ma to miejsce teraz. I to naprawdę niepokojące, że właśnie taką retorykę przyjmują lokalni politycy.