REKLAMA

Takiego zakładu nie mają nawet w USA. Inwestycja w Polsce jest ważnym elementem układanki

Wraz z tą inwestycją Unia Europejska staje się miejscem, gdzie od początku do końca będzie można stworzyć procesor. Polska będzie ważnym elementem tej układanki – mówi Hendrik Bourgeois wiceprezes Intela ds. rządowych w Europie.

Chipy Intela Meteor Lake
REKLAMA

Polski rząd czeka na decyzji Komisji Europejskiej w sprawie inwestycji Intela w Miękini pod Wrocławiem. Zakład integracji i testowania półprzewodników będzie kosztować podatników 1,5 mld dol. Zdaniem Hendrika Bourgeois, który reprezentuje firmę w rozmowach z rządami i europejskimi instytucjami UE, jeśli Europa, w tym Polska chcą odegrać rolę w światowym wyścigu technologicznym, muszą mieć dostęp do najnowocześniejszych półprzewodników.

*Rozmowa z Hendrikiem Bourgeois, wiceprezesem Intela ds. rządowych w Europie

REKLAMA

Barbara Erling, Spider's Web: Polska opinia publiczna pozytywnie przyjęła inwestycję Intela w Miękini pod Wrocławiem, jednak niektórzy komentatorzy twierdzą, że montażownia i zakład do testowania nie jest aż tak istotnym elementem w chipowej układance jak fabryka, która powstanie w Niemczech. Zgadzasz się z tym?

Hendrik Bourgeois, Intel: Absolutnie się nie zgadzam. 

Dlaczego?

Zakład integracji i testowania półprzewodników, który powstanie pod Wrocławiem, to jedyny tego typu obiekt, jaki będziemy mieli w Europie. Aktualnie na świecie mamy takie zakłady w Malezji i Kostaryce. Nie mamy takiego nawet w Stanach Zjednoczonych. 

Co w takim razie ta inwestycja oznacza dla Polski?

Dzięki tej inwestycji Polska staje się bardzo ważnym elementem w całym łańcuchu dostaw, który staramy się stworzyć w Europie. Wraz z tą inwestycją Unia Europejska staje się miejscem, gdzie od początku do końca można stworzyć procesor. W Gdańsku jest ośrodek badań i rozwoju oraz projektowania, produkcją wafli krzemowych zajmujemy się w Irlandii, a w przyszłości w Niemczech. Brakowało miejsca, gdzie można przeprowadzać testy i montaże. Inwestycja w Polsce jest ważnym elementem układanki.

Dyrektor generalny Pat Gelsinger mówił, że "Polska była o wiele bardziej głodna wygrania tej inwestycji niż konkurencja". Jak wyglądały negocjacje z polskim rządem? Polska strona była nachalna? 

Polski rząd pokazał, że bardzo chce, nie nachalnie, ale zdecydowanie przekonać, że Polska jest dla nas właściwym miejscem do inwestowania. Można sobie wyobrazić, że na drodze do tak dużej inwestycji stale pojawia się jakiś problem, który należy rozwiązać. Polacy byli bardzo proaktywni i elastyczni, zorientowani na rozwiązanie tych problemów. 

Co w takim razie zdecydowało o wyborze Polski? Jakie konkretnie jej cechy, zalety?

Jedną z ważniejszych cech, które zdecydowały o tym, że wybraliśmy Polskę, było  położenie geograficzne, które pozwala na efektywną współpracę z zakładami produkcyjnymi firmy w Niemczech i Irlandii. To zdecydowanie rozwiązanie ograniczające koszt łańcucha dostaw. Polska ma też duży potencjał związany z bazą utalentowanych pracowników.

Ostateczną decyzję o wsparciu inwestycji przez polski rząd podejmie Komisja Europejska. Kiedy spodziewacie się wydania decyzji 

Myślę, że to będzie zależeć w dużej mierze od szybkości, z jaką polski rząd będzie w stanie odpowiedzieć na pytanie Komisji Europejskiej. To rząd przyznający wsparcie finansowe jest stroną odpowiedzialną zarówno za powiadomienie, jak i uzyskanie zgody od Komisji Europejskiej na przekazanie środków prywatnemu inwestorowi. Oczywiście współpracujemy i dostarczamy wszelkie niezbędne informacje i dokumenty, ale Intel nie jest stroną postępowania.

A z doświadczenia, ile to może potrwać?

Patrząc na wcześniejsze przypadki, Komisja Europejska potrzebuje około roku na przeanalizowanie dokumentów i podjęcie decyzji. Ten czas może się skrócić, bo w przyjętej właśnie unijnej ustawie EU Chips Act jest zapisany wymóg rozpatrzenia wniosku w ciągu sześciu miesięcy.

W Niemczech toczy się gorąca dyskusja na temat tego, po co właściwie inwestować pieniądze podatników w fabrykę półprzewodników. Eksperci argumentują, że inwestycja Intela nie czyni Europy bardziej niezależną technologicznie, nie prowadzi do większego bezpieczeństwa dostaw półprzewodników, a do 2030 r. nadal będziemy importować 80 proc. potrzebnych nam chipów. 

To punkt widzenia, którego nie podzielamy. Myślę, że niemiecki rząd też ma odmienne zdanie. Jeśli Europa chce odegrać rolę w światowym wyścigu technologicznym o sztuczną inteligencję, 5G, 6G, Internet rzeczy, zautomatyzowane pojazdy, a także rozwijać swój sektor obronny, w tym drony, myśliwce, rakiety, musi mieć dostęp do najnowocześniejszych półprzewodników (Leading-Edge Semiconductors). Wszystkie te technologie wymagają najnowocześniejszych chipów, których 80 proc. obecnie produkowanych jest w Azji. 

Ale eksperci twierdzą, że prawdopodobnie bardziej efektywnie byłoby zainwestować te pieniądze w dotacje i kupować chipy ze Stanów Zjednoczonych, zamiast pakować się w wielomiliardowe inwestycje u siebie.

Bez dostępu do wiodącej technologii chipów nie ma możliwości, aby Europa nadal była liderem przemysłowym. Żyjemy w świecie, w którym narasta napięcie geopolityczne, panuje coraz większy protekcjonizm gospodarczy, który przejawia się w kontroli eksportu. Świat staje się dziś znacznie bardziej niestabilny, dlatego uważam, że decyzja o inwestycji w Intela była bardzo mądra. Nie chodzi tu tylko o utworzenie kilku tysięcy miejsc pracy, ale także o utworzenie całego ekosystemu przyciągającego inwestorów, przedsiębiorców, pomagającego lokalnym dostawcom w rozwoju i rozwiązującego problemy związane z łańcuchem dostaw dla konsumentów. Chodzi o zabezpieczenie przemysłowej przyszłości regionu. 

A czy fabryka w Niemczech i zakład w Polsce zabezpiecza potrzeby istniejącego przemysłu?

Dzisiejszego nie, bo to, co zamierzamy tworzyć, to najnowocześniejsza technologia, na którą dziś nie ma jeszcze popytu. Jest to jeden z powodów, dla których niektórzy interesariusze krytycznie odnoszą do tej inwestycji. 

Może to słuszna krytyka, a Intel zbyt daleko patrzy w przyszłość?

Budowa tych fabryk i zakładów zajmuje pięć do siedmiu lat i jesteśmy przekonani, że kiedy fabryki będą gotowe do produkcji, będzie na to popyt.

Jakie zastosowanie będą miały procesory wyjeżdżające z Miękini?

Jakiekolwiek. Z Miękini mogą wychodzić chipy do komputerów, serwerów, do napędzania sztucznej inteligencji czy do produkcji samochodów. Celowo chcielibyśmy zachować jak największą elastyczność, aby mieć pewność, że możemy przyjąć dowolny rodzaj chipa. Mamy plan, aby polski zakład przyjmował wafle krzemowe nie tylko z naszych fabryk, lecz także od innych firm produkujących chipy. Zakłady montażowe i testujące mają możliwość świadczenia usług nie tylko wewnętrznie dla Intela, ale także dla innych producentów. 

Ale rozumiem, że priorytetowo traktowane będą wafle krzemowe wyprodukowane w Irlandii i Niemczech? 

Oczywiście, będziemy optymalizować podróż wafli z fabryk i zadbamy o to, aby jak najwięcej wafli z irlandzkiej fabryki i przyszłej fabryki w Niemczech trafiło do Polski. Są jednak sytuacje, kiedy, tak czy inaczej, musimy wysłać wafle w inne miejsce. Tak będzie w przypadku technologii Intel 4, czyli procesora Meteor Lake, który wychodzi z irlandzkiego labu i wymaga wcześniejszego etapu zaawansowanego pakowania, który realizowany jest w Stanach Zjednoczonych lub Malezji.

A jest możliwość, aby w Polsce realizowany był etap zaawansowanego pakowania? Intel potwierdził, że istnieje możliwość rozbudowy zakładu pod Wrocławiem. 

Jest taka możliwość, ale przypominam, że nawet nie rozpoczęliśmy budowy zakładu. Oczywiście teoretycznie rozszerzanie zaplecza produkcyjnego i montażowego w Europie ma sens. Ale to nie jest moment na rozmowy o tym. To daleka przyszłość. 

Bliższa przyszłość to zdecydowanie tworzenie bazy talentów, które Intel będzie mógł zatrudnić w zakładzie pod Wrocławiem. Polska nigdy nie była częścią branży półprzewodników, więc skąd weźmiecie pracowników?

Sami ich wyszkolimy. Prowadzimy programy szkoleniowe, wysyłamy pracowników na praktykę w innych zakładach, ściśle współpracujemy z uniwersytetami. Tam tworzymy programy nauczania dla uniwersytetów, dzięki którym pomagamy szkolić inżynierów wyspecjalizowanych w półprzewodnikach.

To znaczy, że już jacyś Polacy są przez was szkoleni, żeby za te kilka lat podjąć pracę, gdy fabryki już powstaną?

Jako przykład podam interdyscyplinarny kierunek "Mikroinformatyka systemów cyfrowych", będący odpowiedzią na zapotrzebowanie rynku w zakresie projektowania, weryfikacji i implementacji złożonych systemów cyfrowych. Łączy on wiedzę i umiejętności z obszarów elektroniki i informatyki. Studia te realizowane są pod patronatem Intela w ramach Politechniki Śląskiej. W najbliższym czasie planujemy jeszcze większe zacieśnianie współpracy z uczelniami wyższymi pod kątem kształcenia kadr potrzebnych w naszym zakładzie pod Wrocławiem.   

Zgodnie z ambitnym planem UE do 2030 r. rynek półprzewodników w Europie ma wzrosnąć do 20 proc. Te ambicje są realne?

Na pewno będą trudne do realizacji, ale dobrze, że Europa mierzy wysoko. Żeby je osiągnąć, będziemy musieli mieć wiele podobnych inwestycji do tych zapowiedzianych przez Intela.

A zapowiadane przez UE 43 mld euro wystarczą na to?

REKLAMA

Europa nie tworzy 43 mld euro nowych zasobów, w przeciwieństwie do Amerykanów, którzy w ramach Chips Act stworzyli fundusz federalny w wysokości 52 miliardów dolarów. Dlatego jeśli mówimy o 43 mld euro, trzeba pamiętać, że są to zarówno fundusze krajów członkowskich, jak i pieniądze z sektora prywatnego. A te 43 mld już na ten moment pokrywają dwie inwestycje Intela.

*Rozmowa odbyła się podczas Intel Tech Tour 2023, wyjazdu, na który zaprosiła nas firma Intel.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA