REKLAMA

Bomba atomowa i najgorszy atak rekinów w historii. Ocaleli tylko nieliczni

USS Indianapolis to okręt, który wykonał jedną z najtajniejszych misji w czasie II Wojny Światowej. Jednak jego los był tragiczny: zatopiony przez japońską torpedę, stał się ofiarą najgorszego ataku rekinów w historii. Przeżyło zaledwie 316 z 1196 członków załogi.

Bomba atomowa i najgorszy atak rekinów w historii. Z USS Indianapolis ocaleli tylko nieliczni
REKLAMA

Niezwykła misja

REKLAMA

W lipcu 1945 r. USS Indianapolis zakończył ściśle tajną podróż, której celem było dostarczenie uranu i innych komponentów do Little Boya, pierwszej bomy atomowej użytej w walce. Okręt został wybrany do misji ze względu na swoją dużą prędkość - ponad 60 km/h. Ładunek miał trafić do bazy marynarki wojennej Tinian, części Marianów Północnych po wschodniej stronie Morza Filipińskiego na Oceanie Spokojnym. 

USS Indianapolis był okrętem flagowym admirała Raymonda Spruance’a, dowódcy Piątej Floty, która walczyła z Japonią w latach 1943-1944. Okręt brał udział w wielu bitwach i bombardowaniach, a także eskortował lotniskowce i transportowce.

Okręt opuścił San Francisco 16 lipca i dotarł do Tinian 26 lipca, pokonując ponad 5000 mil morskich w rekordowym czasie. Następnie skierował się na Guam, gdzie zaokrętował kolejnych 20 marynarzy i uzupełnił zapasy. Z Guam wypłynął 28 lipca, kierując się do Zatoki Leyte na Filipinach, gdzie miał dołączyć do pancernika USS Idaho i przygotować się do inwazji na Japonię.

Nocna katastrofa

29 lipca był spokojnym dniem na pokładzie USS Indianapolis. Okręt płynął z prędkością 17 węzłów przez spokojne fale Pacyfiku. Załoga grała w karty, czytała książki lub rozmawiała. Nikt nie spodziewał się zagrożenia ze strony japońskich okrętów podwodnych, ponieważ okręt nie miał eskorty ani sonaru, a dodatkowo płynął bardzo szybko. Tymczasem japoński okręt podwodny I-58, dowodzony przez kapitana Mochitsurę Hashimoto, wykrył USS Indianapolis na swoim radarze i przygotował się do ataku.

O godzinie 00:15 30 lipca okręt podwodny I-58 wystrzelił sześć torped w kierunku USS Indianapolis. Dwie z nich trafiły cel. Pierwsza uderzyła w prawą część dziobu okrętu, wyrywając prawie 20 m kadłuba i zapalając zbiornik z 13 tys. litrów paliwa lotniczego. Druga trafiła bliżej środka okrętu, detonując zbiorniki paliwa i magazyny prochu i wywołując serię eksplozji, które praktycznie przecięły okręt na pół. USS Indianapolis zaczął tonąć z ogromną prędkością, zabierając.

Z 1196 członków załogi około 900 zdołało się uratować i dostać do wody. Niektórzy mieli tratwy ratunkowe lub kamizelki ratunkowe, inni nie mieli nic. Próbując zachować porządek i dyscyplinę, ocaleni zaczęli tworzyć grupy na otwartym oceanie - niektóre małe, niektóre liczące ponad 300 osób. Czekali na pomoc, która miała nadejść wkrótce. Ale nie wiedzieli, że ich koszmar dopiero się zaczął.

Rekinie piekło

Amerykańscy marynarze sądzili, że wkrótce pojawi się ratunek. Byli jednak w ogromnym błędzie. Jak się okazało, dowództwo nie zauważyło zatonięcia okrętu przez niemal cztery długie dni. Tymczasem rozbitkom przyszło mierzyć się z najgorszym koszmarem - setkami rekinów.

Rekiny były przyciągane przez dźwięk eksplozji, zatonięcie okrętu, szamotanie się i krew w wodzie. Wśród wielu gatunków rekinów żyjących na otwartym morzu, żaden nie jest uważany za tak agresywny jak oceaniczny żarłacz białopłetwy. Zeznania ocalałych z USS Indianapolis wskazują, że rekiny atakowały żywe ofiary blisko powierzchni, co skłania historyków do wniosku, że większość marynarzy, którzy zginęli w tamtym czasie, padła ofiarą właśnie tego gatunku.

Pierwszej nocy rekiny skupiły się na pływających martwych ciałach. Ale zmagania walczących o życie ocalałych przyciągały coraz więcej rekinów, które mogły odczuwać ich ruchy dzięki linii bocznej: receptorom wzdłuż ich ciał, które rejestrują zmiany ciśnienia i ruchu z odległości setek metrów. Gdy rekiny zwróciły swoją uwagę na żywych, zwłaszcza na rannych i krwawiących, marynarze próbowali izolować się od każdego z otwartą raną, a gdy ktoś umierał, odsuwali ciało, mając nadzieję, że poświęcenie zwłok uratuje ich przed szczękami rekina.

Przez cztery dni i pięć nocy ocaleni z USS Indianapolis walczyli o życie na pełnym morzu. Oprócz rekinów musieli zmagać się z odwodnieniem, zatruciem słoną wodą i poparzeniami słonecznymi. Niektórzy popadli w obłęd i atakowali swoich towarzyszy. Niektórzy próbowali pić mocz lub krew. Niektórzy modlili się lub śpiewali pieśni. Niektórzy tracili nadzieję, inni zachowywali wiarę.

Cudowne ocalenie

Tymczasem nikt nie szukał USS Indianapolis ani jego załogi. Okręt nie wysłał sygnału SOS przed zatonięciem, a jego zgłoszenie o opuszczeniu Guam nie dotarło do właściwego adresata. Dopiero 2 sierpnia jeden z pilotów samolotu patrolowego PV-1 Ventura, porucznik Chuck Gwinn, zauważył plamę oleju na powierzchni oceanu. Zbliżywszy się, dostrzegł ludzi machających rękami.

Gwinn natychmiast zgłosił swoje odkrycie i poprosił o pomoc. Wkrótce na miejsce przybyły inne samoloty i okręty ratownicze. Wodnosamolot PBY-2 Catalina wylądował mimo czterometrowych fal i zabrał 56 ocalałych. Przestrzeń w samolocie była ograniczona, więc pilot kazał przywiązać ludzi do skrzydła linką od spadochronu. Samolot był tak obciążony, że nie mógł wystartować, ale chronił przed atakiem rekinów.

Dopiero po zmroku na miejsce dotarł niszczyciel eskortujący USS Cecil J. Doyle, pierwszy z siedmiu statków ratowniczych. Rozpoczęła się akcja ratunkowa, która trwała do 3 sierpnia. Z 900 ludzi, którzy przeżyli zatonięcie okrętu, uratowano tylko 316. Reszta zginęła z powodu rekinów, ran, chorób lub utonięcia. Była to największa katastrofa morska w historii amerykańskiej marynarki wojennej i najgorszy atak rekinów, jaki kiedykolwiek zarejestrowano.

Pamięć i sprawiedliwość

Kapitan USS Indianapolis, Charles McVay III, był jedynym dowódcą okrętu w historii Stanów Zjednoczonych, który został postawiony przed sądem za utratę okrętu. Był to jedyny taki przypadek w historii Stanów Zjednoczonych, gdy dowódca okrętu został oskarżony o zaniedbanie obowiązków w sytuacji wojennej, mimo że był na tajnej misji i utrzymywał ciszę radiową zgodnie z rozkazami. 

Po latach problemów ze zdrowiem psychicznym, McVay popełnił samobójstwo w 1968 roku, mając 70 lat. Przez wiele lat niektórzy ocaleni i inni starali się oczyścić jego imię z zarzutów. W końcu McVay został pośmiertnie zrehabilitowany przez Kongres Stanów Zjednoczonych i prezydenta Billa Clintona 30 października 2000 roku.

Ocaleni z USS Indianapolis utworzyli stowarzyszenie, które organizowało coroczne spotkania. W 2017 roku wrak został odnaleziony na głębokości około 5500 m na Morzu Filipińskim. USS Indianapolis był niezwykłym okrętem, który odegrał ważną rolę w historii II wojny światowej i w rozwoju broni atomowej. Jego załoga była świadkiem wielkich zwycięstw i straszliwych tragedii. Ich historia jest przykładem odwagi, poświęcenia i przetrwania w obliczu niewyobrażalnego koszmaru.

USS Indianapolis

USS Indianapolis był ciężkim krążownikiem typu Portland, zbudowanym w stoczni New York Shipbuilding Corporation w Camden w stanie New Jersey. Jego stępkę położono 31 marca 1930 roku, a zwodowano go 7 listopada 1931 roku. Do służby w amerykańskiej marynarce wojennej wszedł 15 listopada 1932 roku. Był to czwarty okręt w historii Stanów Zjednoczonych noszący nazwę Indianapolis, od miasta w stanie Indiana.

USS Indianapolis miał wyporność standardową 9950 ton. Mierzył 186 metrów długości, 20 metrów szerokości i miał 5,28 metra zanurzenia. Napędzały go cztery turbiny parowe Parsons o mocy 107 tysięcy koni mechanicznych, zasilane przez osiem kotłów White-Forster. Okręt mógł osiągnąć prędkość maksymalną 32,7 węzła (60,6 km/h) i miał zasięg 13 tysięcy mil morskich (24 tysiące km) przy prędkości ekonomicznej 15 węzłów (28 km/h). Załoga liczyła początkowo 95 oficerów i 857 marynarzy, a podczas pełnienia funkcji okrętu flagowego wzrosła do 1229 osób.

REKLAMA

USS Indianapolis był uzbrojony w dziewięć dział kalibru 203 mm (8 cali) w trzech wieżach potrójnych. Ponadto miał dwa katapulty i cztery wodnosamoloty rozpoznawcze OS2U Kingfisher.

W trakcie II wojny światowej USS Indianapolis przeszedł kilka modernizacji i zmian uzbrojenia. W szczególności dodano mu sześć poczwórnych działek przeciwlotniczych Bofors kalibru 40 mm i dziewiętnaście pojedynczych działek Oerlikon kalibru 20 mm. Zdemontowano też jeden z katapultę i usunięto jeden z wodnosamolotów.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA