OnePlus 11 na co dzień. "Świetny wystarczająco" to moje nowe ulubione hasło
Jest takie popularne powiedzonko "dobry wystarczająco", które świetnie sprawdza się w przypadku niektórych produktów. Im dłużej korzystam jednak z OnePlus 11, tym bardziej jestem przekonany, że w jego przypadku hasło to należy zmienić na "świetny wystarczająco". O co chodzi? Już tłumaczę.
Początek 2023 r. już za nami, na rynku obrodziło smartfonami z najwyższej półki. Są w większości wspaniałe, dopracowane i… piekielnie drogie. I za każdym razem, kiedy kolejny smartfon trafia w mojej ręce, w mojej głowie pojawia się jedna myśl:
„Ale przecież jest OnePlus 11”
I kosztuje 1000, a czasem nawet i 2000 zł mniej niż jego bezpośredni rywale, zajmując wciąż miejsce na tej samej półce jakościowej.
Gdzie tak naprawdę tkwi haczyk? Może w tym, jak korzystam z telefonu? Postanowiłem przeskanować to, do czego każdego dnia przydaje mi się smartfon i przyjrzeć się temu, co OnePlus 11 robi „świetnie wystarczająco”. Na tyle „świetnie wystarczająco”, że prawdopodobnie gdybym miał teraz wybierać smartfon z Androidem z tej właśnie półki - kupiłbym właśnie jego, a o dopłatach do innych modeli raczej bym nie myślał.
Mam co zrobić z tą potężną różnicą w cenie.
Ładowanie smartfona? Można zapomnieć - i to dosłownie.
Dość regularny problem w moim przypadku, tym bardziej, że ostatnio trochę zmieniłem podejście do używania sprzętu elektronicznego przed snem i staram się nie zabierać ze sobą telefonu do sypialni. Po prostu odkładam go gdzieś w salonie albo domowym biurze i wracam do niego następnego dnia rano.
Owszem, mam tam ładowarki, ale co jakiś czas - z czego bardzo się cieszę - udaje mi się zapomnieć o telefonie i w konsekwencji niestety o tym, żeby podłączyć go do zasilania. Rano pojawia się oczywiście problem, bo dobrze byłoby już wyjść, a przecież z rozładowanym telefonem nie wyjdę. W przypadku OnePlusa 11 właściwie nie jest to problem - podłączam go do ładowarki na 25 minut, czyli przeważnie tyle, ile potrzebuję na poranne ogarnięcie się, i już mam akumulator naładowany do pełna. A to z kolei oznacza, że nie tylko nie będę musiał do wieczora szukać ładowarki, ale też pewnie spokojnie taki zapas energii wystarczy na kolejną dobę. Może nawet więcej.
Co ciekawe, jeszcze jakiś czas temu nie byłem fanem tak szybkiego ładowania, bo… po prostu mój telefon go nie oferował. Poszukałem jednak w pamięci przypadków, kiedy musiałem mocno opóźnić wyjście z domu, bo musiałem właśnie naładować telefon i… było ich sporo. Zdecydowanie sporo za dużo.
Ach, co ciekawe - mimo tak atrakcyjnej ceny, OnePlus nie zapomniał dorzucić do pudełka z 11 odpowiedniej ładowarki.
Treść jest królem. I potrzebuje wielkiego ekranu.
Przyznaję się - każdego dnia spędzam z nosem w telefonie długie, naprawdę długie godziny. Konsumuję treści wszelkiej maści, obrabiam niektóre zdjęcia, chłonę teksty, których nie chce mi się czytać na komputerze i oglądam filmy, których nie mam jak obejrzeć na telewizorze. Dobry i możliwie jak największy ekran to absolutny "must have" w moim przypadku.
I co robi OnePlus 11? Oferuje właśnie taki wyświetlacz, który jednocześnie - dzięki proporcjom - nie jest aż tak trudny w obsłudze, jak mogłoby się wydawać po lekturze specyfikacji. Bez trudu wrzucam 11-tkę do kieszeni, bez trudu ją wyciągam, robię to, co chcę zrobić w biegu, i znowu wrzucam go do kieszeni. A kiedy mam chwilę i mogę się rozsiąść na kanapie, wtedy mogę z przyjemnością nacieszyć się sporą, 6,7-calową przekątną, na której wszystko wygląda po prostu lepiej i jest po prostu wygodniejsze.
Przykładowo, mając telefon z mniejszym wyświetlaczem, do planowania wyjazdów rowerowych i górskich wypadów, regularnie wykorzystywałem komputer, bo tak było lepiej. Tutaj? Nawet nie chce mi się pochodzić do komputera czy iść po laptopa, skoro komfortowo mogę to zrobić na telefonie.
Aparat? Tak, ale konkretny. I z konkretnym oprogramowaniem.
Są dwie rzeczy, które liczą się dla mnie najbardziej w smartfonowej fotografii - ogniskowe obiektywów, szczególnie tego portretowego, i oprogramowanie, które odpowiada za obróbkę zdjęć.
W tym pierwszym przypadku sprawa jest prosta - szczególnie przy zdjęciach portretowych, a takich robię większość, ogniskowa ma kolosalne znaczenie. Nie da się cyfrowym przybliżeniem uzyskać tego samego efektu, co odpowiednio długim obiektywem. I tutaj OnePlus 11 ze swoim odpowiednikiem 65 mm dowozi świetnie uniwersalną ogniskową portretową - ani nie jest za wąsko, ani za szeroko. Nawet początkujący fotograf spokojnie sobie z tym poradzi i pewnie uzyska świetne efekty od ręki. Oczywiście jest do tego jeszcze odpowiednik obiektywu 30 mm i szerokokątny, ale i tak - kiedy tylko mogę - korzystam z 65 mm. Zresztą z mojego klasycznego aparatu też obiektyw o zbliżonej ogniskowej nie schodzi prawie nigdy.
Do kompletu musi być jeszcze oprogramowanie, a powód jest oczywisty - tak, można sobie obiecywać, że obrobi się te zdjęcia potem, cykać RAW-y i... skończyć z wielką galerią nieobrobionych zdjęć. Przynajmniej tak regularnie jest w moim przypadku i przeważnie kończy się na tym, że używam tych fotografii, które zostały wcześniej obrobione przez oprogramowanie aparatu według automatycznych ustawień i algorytmów.
Tutaj znowu OnePlus 11 dowozi, a do tego zdecydowanie ułatwia fotografowanie i poszerza gamę naszych fotograficznych sztuczek, na które normalnie moglibyśmy nie wpaść. Nie tylko bowiem obrabia automatycznie zdjęcia w bardzo przyjemny dla oka sposób, ale też dorzuca do tego kilka dobrze działających trybów "specjalnych", takich jak chociażby długa ekspozycja, która pomoże nam np. usunąć ze zdjęcia samochody z ulicy albo tłum stojący dookoła fotografowanej przez nas osoby. Tak - nie trzeba znać jakichś tajemnic fotografii, żeby zrobić z taką pomocą zdjęcia, które zrobią wrażenie.
I chyba o to chodzi w mobilnej fotografii.
Ma być chłodno. Ale i szybko.
Tak, mam prawie 35 lat, a dalej gram na telefonie - nie mam też problemu z tym, żeby obrobić na nim zdjęcie czy krótki filmik. To wymaga mocy obliczeniowej i ta moc w OnePlusie 11 jest, nie ma co do tego wątpliwości.
Ważniejsze jest jednak to, że ta moc idzie w parze z kulturą pracy na naprawdę sztandarowym poziomie. Żadnego przegrzewania, żadnego ścinania wydajności, żadnego "proszę na chwilę odłożyć telefon i poczekać, aż ostygnie". To po prostu... działa.
Chcę kupić jeden telefon i zostać z nim na lata.
Chyba jeden z ważniejszych aspektów, jakie biorę pod uwagę przy zakupie telefonu. Przy wydawaniu takiej kwoty nie zamierzam godzić się z tym, że za rok czy dwa będę musiał kupić nowy telefon, tylko dlatego, że producent porzucił dla niego wsparcie albo podzespoły nie są już wystarczające. Zresztą jest to też dla mnie główny argument za tym, żeby raz a dobrze kupić droższy telefon, zamiast co chwila kupować tańsze urządzenie.
I tutaj mamy właściwie wszystko - i najnowszego Snapdragona, wolnego od problemów poprzednika, i 16 GB RAM oraz 256 GB pamięci w cenie, w której konkurencja często oferuje połowę tego, i nawet gotowość na WiFi 7, a do tego wszystkiego OnePlus obiecuje 4 lata "gwarancji" płynności działania, 4 duże aktualizacje Androida i 5 lat aktualizacji zabezpieczeń.
Patrząc na to, że OnePlus 5 mojej żony nadal jest jak najbardziej używalnym telefonem - wierzę w takie obietnice.