REKLAMA

Piloci widzieli na niebie dziwne zjawiska i myśleli, że to UFO. Dziś wiemy, co to było

Pod koniec 1944 r. załogi amerykańskich samolotów w swoich raportach zaczęły zgłaszać obserwacje dziwnych obiektów na niebie. Światła zachowywały się tak jakby były kierowane, ale bez problemu unikały bezpośredniej konfrontacji. Lotnicy nazwali je "Foo fighters".

Piloci widzieli na niebie dziwne zjawiska i myśleli, że to UFO. Dziś wiemy, co to było
REKLAMA

Pierwszy raport pochodzi z listopada 1944 r. Trzyosobowa załoga nocnego myśliwca z 415. Dywizjonu Nocnych Myśliwców, leciała wzdłuż doliny Renu w pobliżu Strasburga. W pewnym momencie zauważyli serię pomarańczowych świateł, które zaczęły manewrować w ich pobliżu. Było ich od ośmiu do dziesięciu. Ani radar naziemny, z którym się skontaktowali, ani ich własny sprzęt pokładowy niczego nie zarejestrował. Załoga przygotowała się do walki, ale wszelkie próby zbliżenia się do obiektów okazały się daremne.

Czytaj także:
Przerobili Jumbo Jeta na latające lotnisko. Miały z niego startować mikromyśliwce
Zrzucili przez przypadek bomby atomowe. Trudno uwierzyć, ale to wydarzyło się naprawdę
Ten rysunek pokazuje, jak potężny jest czołg Abrams. Polacy kupują prawdziwego kolosa

Wkrótce podobne spotkania zaczęli zgłaszać inni piloci operujący w tym regionie. Zjawiska pojawiały się tak nagle i nagle znikały. Leciały obok samolotów, w formacji i zachowywały się tak, jakby były pod kontrolą, ale nigdy nie przejawiały wrogiego zachowania. Nawet gdy kilka razy je ostrzelano.

REKLAMA

Obiekty były czerwone, pomarańczowe lub zielone. Niektórzy piloci opisali je jako przypominające lampki choinkowe. Pojawiały się pojedynczo lub w formacji do 10. Bez problemu wymanewrowały każdy samolot, który je ścigał. W raportach napisano, że wydawały się bawić z samolotem, wykonując dzikie skręty, zanim po prostu zniknęły. Nigdy nie pojawiały się na radarze.

Światła i cygaro

Trzy spotkania zrobiły szczególne wrażenie na doświadczonych amerykańskich pilotach. 17 grudnia, w pobliżu Breisach w Niemczech pilot lecący na wysokości około 300 m zobaczył 5 lub 6 migających czerwonych i zielonych świateł w kształcie litery "T". Światła podążały za nim na nieco wyższym pułapie, po czym zniknęły.

Z kolei 22 grudnia niedaleko Hagenau, zaobserwowano dwa światła w dużej pomarańczowej poświacie, które wydawały się wznosić z ziemi na wysokość 3000 m śledząc samolot przez około dwie minuty. Zdaniem pilotów były przez cały czas pod "doskonałą kontrolą". Tego samego dnia porucznika Samuel A. Krasney zgłosił bezskrzydły obiekt w kształcie cygara, świecący na czerwono, zaledwie kilka metrów od końcówki skrzydła samolotu. Samolot próbował wykonywać uniki, ale świecący obiekt pozostawał tuż obok przez nim przez kilka minut, zanim "odleciał i zniknął".

Tajemnicze obiekty dorobiły się własnej nazwy.

Nadały im ją załogi amerykańskich samolotów z 415. Dywizjonu Nocnych Myśliwców. Ochrzczono je mianem "Foo fighters" czyli "Foo myśliwce". Słowo "Foo" było nawiązaniem komiksu "Smokey Stover" i jego głównego bohatera, strażaka. Zdenerwowany mruczał pod nosem przekleństwo, które brzmiało właśnie "foo".

Sprawa być może umknęłaby w natłoku innych, donioślejszych wydarzeń z wojny, gdyby nie przywitanie Nowego Roku, które korespondent wojenny Associated Press, Robert C. Wilson, świętował z 415. Dywizjonem Nocnych Myśliwców. Piloci ze szczegółami opowiedzili reporterowi o swoich niezwykłych, nocnych spotkaniach. Doświadczony dziennikarz natychmiast wyczuł temat. Następnego dnia jego historia "Foo fighters" znalazła się na pierwszych stronach gazet w całych Stanach Zjednoczonych.

Oczywiście próbowano wyjaśnić nieznane zjawisko. Piloci odrzucali jednak kolejne wytłumaczenia. Jeśli miała być to nowa broń, to nie atakowała ona ich samolotów, nie odnotowano efektów jej użycia w innych miejscach. Rakietowe myśliwce przechwytujące Messerschmitt Me 163 nie działały w nocy. Odrzucano także sugestie, że były to flary, balony meteorologiczne lub Ogień św. Elma. Brano pod uwagę zmęczenie pilotów lub stres wywołany walką, ale poza raportami o dziwnych obiektach, załogi walczyły i wykonywały swoje obowiązki bez zarzutu.

To były odbicia?

Ostatecznie zjawisko pozostało niewyjaśnione, choć Amerykanie nie byli jedynymi, którzy spotkali dziwne światła na niebie. Lotnicy brytyjskich Królewskich Sił Powietrznych donosił, że widzieli nad Niemcami światła podążające za ich samolotami już w marcu 1942 r. Podobne obserwacje z udziałem załóg bombowców RAF, ale nad Bałkanami, odnotowano także w kwietniu 1944 r. 

Ciekawostką może być fakt, że jeden z pierwszych raportów o tajemniczym zjawisku na niebie, jaki odnotowano w trakcie II wojny światowej, pochodził z polskiego statku. We wrześniu 1941 r. na Oceanie Indyjskim z pokładu SS Pułaski (polski statek handlowy przewożący wojska brytyjskie) dwóch marynarzy zgłosiło "dziwną kulę świecącą zielonkawym światłem, mniej więcej o połowę mniejszą od księżyca w pełni". Zaalarmowali brytyjskiego oficera, który przez ponad godzinę obserwował wraz z nimi ruchy obiektu.

REKLAMA

O "Foo fighters" wspominał natomiast raport Komitetu Robertsona, gremium, które badało falę obserwacji niezidentyfikowanych obiektów latających na początku lat 50. w USA. Zdaniem naukowców były to zjawiska elektrostatyczne podobne do Ognia św. Elma, zjawiska elektromagnetyczne lub po prostu odbicia światła od kryształków lodu. 

Gdyby termin "latające spodki" był znany w latach 1943–1945, obiekty te tak właśnie zostałyby nazwane - napisano w raporcie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA