REKLAMA

Wiadomo kiedy i gdzie prowadzić obserwacje, żeby odkryć obcych. Jest jeden warunek: muszą tego chcieć

Powiedzieć, że poszukiwanie sygnałów od pozaziemskiej cywilizacji to poszukiwanie igły w stogu siana, byłoby sporym niedopowiedzeniem, chyba że byłaby to nanoigła i stóg siana wielkości Układu Słonecznego. Z tego też powodu poszukiwanie na ślepo - choć ma sens - raczej żadnych spektakularnych skutków nam nie przyniesie.

Wiadomo kiedy i gdzie prowadzić obserwacje, żeby odkryć obcych. Jest jeden warunek: muszą tego chcieć
REKLAMA

Z tego też powodu w najnowszym artykule naukowym badacze postanowili spróbować określić, kiedy powinniśmy nasłuchiwać i których planet, aby mieć jak największą szansę na odkrycie świadomie wysłanej w naszym kierunku wiadomości.

REKLAMA

Rozwiązanie tej kwestii okazuje się zaskakująco proste. Weźmy na przykład poszukiwaczy planet pozaziemskich. Badacze z Ziemi wykorzystują do tego celu kilka różnych metod. Jedną z najbardziej skutecznych metod poszukiwania planet jest poszukiwanie tzw. tranzytów, czyli momentów, w których gwiazda obserwowana przez obserwatora na Ziemi czy też przez teleskop kosmiczny przesłaniana jest przez przechodzącą na jej tle planetę. To właśnie wtedy planeta zasłania sobą część powierzchni tarczy gwiazdy, przez co do teleskopów na Ziemi dociera mniej promieniowania. Co więcej, także podczas kolejnych tranzytów takiej planety naukowcy mogą przyjrzeć się rozmiarom, masie planety, czy w końcu składowi chemicznemu atmosfery.

Czy właśnie nie o taką uwagę powinna zabiegać taka cywilizacja?

Jeżeli pozaziemska cywilizacja chciałaby wysłać do nas wiadomość i jednocześnie mieć nadzieję, że właśnie wtedy będziemy jej nasłuchiwać, to powinna wysłać ją w tym momencie, w którym z naszej perspektywy przechodzi ona na tle tarczy swojej gwiazdy. Wszak to wtedy istnieje największa szansa na to, że będziemy się planecie przyglądać. Co ważne, zarówno my możemy wyliczyć moment tranzytu danej egzoplanety, jak i jej mieszkańcy. To pozwala na zaskakującą synchronizację.

REKLAMA

Oczywiście powyższe założenie ma jedno poważne ograniczenie - zakładamy, że przedstawiciele tejże obcej cywilizacji, która powstała i wyewoluowała w zupełnie inny od naszego sposób, będą obserwowali niebo tak samo, jak my i wpadną w toku rozwoju swojej nauki na takie same metody obserwacyjne jak my i na dodatek - tak samo, jak my - założą, że my jesteśmy tacy jak oni. Ufff, sporo założeń. Może to i naiwne, ale z drugiej strony nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie zupełnie innej nauki, zupełnie innych metod, które mogłaby wykorzystywać obca cywilizacja. Siłą rzeczy musimy zatem pozostać przy tym, co znamy z powierzchni Ziemi.

Teraz jednak kiedy wiemy, jak przynajmniej częściowo zawęzić kierunki i momenty nasłuchu, możemy nastawić nasze radioteleskopowe uszy i słuchać. Być może któregoś dnia, zupełnie nieoczekiwanie usłyszymy sygnał, który wyraźnie będzie różnił się od uśrednionego szumu kosmicznego. Wtedy będziemy wiedzieli, że warto było słuchać, nawet jeżeli miałoby to trwać 285, czy 360 lat.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA