REKLAMA

Ktoś to wreszcie powiedział: media społecznościowe umarły!

Edward Ongweso z serwisu Vice tonem Friedricha Nietzschego ogłosił 8 listopada, że media społecznościowe umarły. Wszyscy w branży medialnej to czuliśmy, wszyscy na to czekaliśmy, ale potrzeba było, żeby ktoś ogłosił ten zgon.

Ktoś to wreszcie powiedział: media społecznościowe umarły!
REKLAMA

Wspomniany wyżej Friedrich Nietzsche odnosił się, co prawda do materii metafizyczno-teologicznej (a przede wszystkim etycznej), gdy ogłaszał śmierć boga, więc trzeba uczciwie przyznać, że oświadczeniu Ongweso brakuje dramatyzmu filozofa zwiastującego światu rewolucję moralną i przewartościowanie wszystkich wartości. Faktem jest za to, że diagnoza dziennikarza jest ożywcza w tym sensie, że ktoś wreszcie to powiedział na tyle głośno, by każdy, kto obserwuje media społecznościowe miał, tak jak ja, wyrzuty sumienia, że nie ogłosił wiadomości o śmierci social mediów przed nim.

REKLAMA

Jasne, trochę podkręcam atmosferę sztuczną mgłą, a aktów zgonu w historii rozwoju internetu pojawiło się w przeszłości wiele. Nie płakałem, co prawda po Naszej Klasie, po Gronie też nie, o My Space nie wspominając, ale biorąc pod uwagę skalę, początek końca Facebooka i Twittera jawi się jako ten prawdziwy upadek. I być może Twitter ze swoimi 396 milionami (zaokrąglijmy optymistycznie do pół miliarda) użytkowników do pięt nie sięga ponad 2 czy nawet 3-miliardowemu Facebookowi (zależy jak liczyć), ale jego siła oddziaływania zwłaszcza na świat mediów jest potężna.

Facebook i Twitter umierają!

Sprawa Twittera wydaje się zresztą bardziej oczywista, bo po przejęciu go przez Elona Muska, doszło do licznych perturbacji, które mocno zachwiały tym medium. Bez przesady można powiedzieć, że reklamodawcy uciekają, użytkownicy też (ewentualnie są banowani, choć miało być dokładnie odwrotnie). Musk zwalnia, po czym stwierdza, że się pomylił i błaga niektórych pracowników o powrót. Gdzieś z boku rośnie konkurencja (czy wyrośnie i czy użytkownikom się spodoba, to już zupełnie inna kwestia).

Facebook umiera wolniej. Tu mamy do czynienia ze śmiercią kliniczną. Dziś Meta, do której należy serwis (a także Instagram i WhatsApp oraz Oculus) ogłosi masowe zwolnienia. Wycena giełdowa spółki spadła do 30 proc., a Mark Zuckerberg nie bacząc na liczne głosy krytyczne, nadal zamierza pompować grube miliardy w metaverse opętany idée fixe, że to przyszłość jest i basta. Do porządku przywołują go nie tylko inwestorzy, ale i koledzy z branży. Wspomniane zwolnienia świadczą jednak o tym, że dostanie się niewinnym, choć za kondycję spółki powinien dostać po głowie główny odpowiedzialny, a nie szeregowcy.

Ktoś powie: oprócz Twittera i Facebooka są przecież inne media społecznościowe. Proszę państwa, nie ma!

Taki TikTok - jak słusznie zauważa wzmiankowany na początku Edward Ongweso - medium społecznościowym nie jest. Owszem, pełni taką funkcję, ale w praktyce jest platformą do prezentacji treści przygotowanych przez celebrytów i roznegliżowane nastolatki. TikTok to bardziej taki pionowy YouTube niż serwis społecznościowy. Równie dobrze medium społecznościowym można by nazwać Spider’s Web, skoro można komentować u nas artykuły (funkcji dodawania tekstów przez użytkowników nie ma, ale zawsze można nam podesłać temat).

O alternatywach dla Facebooka nawet nie wspominam. Te polskie, jak Albicla, zasiedliły klony Jana Pawła II, a nazwy zagranicznych już ledwo pamiętam. Minęło 10 minut. Przypomniałem sobie, że jest choćby Vero, które reklamuje się jako „true social”, ale umówmy się: gdy jesteś w danym serwisie sam i nie znajdujesz tam znajomych, trudno mówić o społeczności.

Co było stworzone, zniszczonym być może!

Napisałem na Spider’s Web dziesiątki tekstów krytycznych wobec Marka Zuckerberga. Odnosiły się do kolejnych afer związanych przede wszystkim z prywatnością (z Cambridge Analytica na czele). Można powiedzieć, że długo czekałem na zgon idei, która kieruje Zuckerbergiem. To idea, w której pod pozorem łączenia ludzi powstało gigantyczne narzędzie do – a jakże – łączenia reklamodawców z użytkownikami.

REKLAMA

Facebook to medium, w którym użytkownik jest towarem (czym to się różni od Google’a?). Dziś obserwując drgawki przedśmiertne Mety, miesza się we mnie schadenfreude ze smutkiem, że taki projekt jak Facebook w ogóle powstał. To na Facebooku wygrywa się dziś wybory, korzystając z armii botów opłacanych przez państwa niekoniecznie demokratyczne. To tutaj pojawiły się potężne zarzuty o przyczynienie się do ludobójstwa w Mjanmie (dawna Birma). Zarzuty wypowiedziane nie przez anonimowego komentatora, ale ludzi zajmujących się prawami człowieka w ONZ.

Litanię grzechów Facebooka (i Twittera też) można ciągnąć przez wieki. Być może serwisy te będą umierać jeszcze długo, bo trudno przewrócić kolosa, nawet gdy stoi na glinianych nogach. Jedno jest pewne - mamy potężne przesilenie i kończy się pewna epoka. Nie oznacza to rzecz jasna, że ta, która nastąpi po niej, będzie lepsza.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA