REKLAMA

Kupiłem zegarek do biegania i nie będę z nim biegać. Oto mój plan (i co z niego wyszło)

Po co decydować się na zakup zegarka do biegania, nie mając nawet w odległych planach... biegania? Już tłumaczę.

Kupiłem zegarek do biegania i nie będę z nim biegać. Oto plan
REKLAMA

Na początek krótkie streszczenie mojej życiowej historii, żeby było wiadomo, skąd w ogóle wziął się ten pomysł. Otóż od dłuższego czasu moja fascynacja bieganiem została zastąpiona fascynacją jeżdżeniem na rowerze. W pewnym momencie stwierdziłem, że skoro i tak wszystkie aktywności zapisuję na Edge 1040 (a wcześniej Edge 830), to w sumie zegarek nie jest mi do niczego potrzebny.

REKLAMA

Fenix 6X Pro trafił więc do mojego brata, Forerunner 945 - na rękę mojej żony, a ja cieszyłem się brakiem dodatkowego odważnika na nadgarstku. Który zresztą - nawet kiedy jeszcze nosiłem zegarek - i tak zdejmowałem na czas jazdy rowerem.

No zbędne mi to było jak nic.

Cały ten wspaniały plan miał tylko jedną wadę.

W skrócie: regenerację. Przyznaję się wprost: potrafię zrobić trudny trening, potrafię potem zrobić jeszcze trudniejszy i potem mam z tego satysfakcję. Za to nie potrafię zmotywować się do tego, żeby dać się organizmowi zregenerować, nawet jeśli ewidentnie czuję, że z treningu na trening jest coraz gorzej.

Jakby tego było mało, jakiś czas temu zdecydowałem się realizować plan treningowy - oczywiście wysokoobjętościowy (9-12 godzin), bo przecież co to nie ja. Konsekwencje było łatwo przewidzieć.

W ramach ostatnich podrygów zdrowego rozsądku uznałem, że potrzebuję czegoś - poza moim organizmem, którego nawoływania regularnie ignoruję - co powie mi, że czas przystopować. Że następny trening może powinien być lżejszy. Może nawet ten jutrzejszy powinien zostać skasowany. Albo może powinienem coś poprzesuwać w bloczkach treningowych, skoro mam cały plan rozpisany hen do przodu.

Opcje do wyboru były dwie. Albo właściwie trzy.

Pierwszą była opaska Whoop razem z całym ekosystemem. Teoretycznie było to dokładnie to, czego potrzebuję - małe, lekkie, dyskretne, trudne do uszkodzenia, z opcją - jakkolwiek za zabrzmi - przyczepienia czujnika do majtek albo koszulki. W sumie ideał.

Problem w tym, że Whoop ma niestety model biznesowy, którego nie jestem w stanie zaakceptować. Darmowe urządzenie wprawdzie kusi, ale konieczność opłacania stosunkowo drogiego abonamentu potencjalnie w nieskończoność zdecydowanie odstrasza. Aczkolwiek coś czuję, że Whoopa w końcu i tak kupię i sprawdzę, ale raczej nie teraz.

Zostały więc - jako że na co dzień korzystam z Edge 1040 - dwie opcje. Albo testowany przeze mnie niedawno Forerunner 255 (czyli w sumie zegarek triathlonowy, ale najczęściej używany i tak do biegania), albo jeszcze bardziej zaawansowany w tej kwestii Forerunner 955 (podobny przypadek jak z 255). 255 kusił pomiarem HRV, 955 natomiast przekonywał zebraniem w jednym miejscu wszystkich parametrów regeneracyjnych i sklejeniem ich w jeden parametr - tzw. Gotowość.

Ostatecznie, biorąc pod uwagę moje oczekiwania - wygrał Forerunner 955, choć mam niestety świadomość, że obecność Gotowości w 955 jest zabiegiem czysto marketingowym i nie ma powodu, żeby nie było jej w dużo tańszym 255. Zapłaciłem więc wyraźnie więcej, głównie za funkcje, których nie potrzebowałem.

Takie życie.

Czym dokładnie jest ta Gotowość od Garmina?

 class="wp-image-2479737"

Od razu zacznijmy może od jednego - to nie jest jakiś super naukowy albo medyczny parametr. Nie należy traktować go jako wyroczni i ostatecznego wskazania - a raczej jako sugestię. Aczkolwiek w moim przypadku ta sugestia przeważnie jest trafiona w punkt.

Skoro już mamy to za sobą - Gotowość do treningu od Garmina to wyrażona wartością z zakresu od 1 do 100 nasza... gotowość do kolejnego intensywnego treningu, bazująca na całym szeregu danych, które zegarek Garmina na co dzień zbiera.

 class="wp-image-2479878"

Pod uwagę brane są:

  • wynik snu (z ostatniej nocy),
  • czas odpoczynku (sugerowany po poprzednim treningu),
  • status zmienności tętna,
  • obciążenie treningowe,
  • historia wyniku snu,
  • historia poziomu stresu.

Oczywiście do tej pory można było właściwie wszystkie te parametry przeglądać samodzielnie - np. w przypadku 255 mamy komplet tych danych, tylko bez zebrania ich w jednym miejscu i bez końcowej oceny, która częściowo zdejmuje z nas konieczność samodzielnego oceniania wszystkich tych parametrów.

Zamiast tego otrzymujemy wspomnianą wartość w skali od 1 do 100, słowny opis naszej gotowości i sugestię, czy jesteśmy gotowi na mocniejszy trening, czy może niespecjalnie.

Jeśli miałbym się do czegoś na tym etapie przyczepić, to głównie do tej skali od 1 do 100. Aż takie precyzyjne liczbowe wyrażanie czegoś tak nieliczbowego wydaje mi się lekką przesadą - sam słowny opis z sugestiami wyglądałby trochę mniej syntetycznie-robotycznie. Ale to już trochę czepianie się.

Najważniejsze dla mnie jest to, że mogę wszystko to sprawdzić w jednym miejscu i od razu ustalić, skąd ewentualnie niski wynik Gotowości do treningu.

Co z kolei prowadzi do bardzo ciekawej kwestii.

Czy przy niskiej gotowości faktycznie trzeba zawsze odpuścić trening?

Niekoniecznie i właśnie tu należy się spora pochwała za to, jak zrobiona jest całość i jak łatwo wyciągać z tego wszystkiego wartościowe informacje.

Przykładowo w moim planie treningowym są dwa intensywne, dwugodzinne treningi weekendowe - i nie ma szans, żebym pomiędzy nimi idealnie się zregenerował. Zresztą podejrzewam, że trochę taka właśnie stoi za nimi idea. Trudno też odmówić sobie intensywniejszych treningów na wakacjach czy innej maści wyjazdach.

Oczywiście takie zachowania wpłyną negatywnie na nasz status Gotowości do treningu, ale tutaj do gry wchodzi reszta parametrów. Jeśli nasz sen jest w porządku, zmienność tętna (HRV) również, a i z krótkoterminowym obciążeniem treningowym wszystko się zgadza - prawdopodobnie możemy sobie pozwolić na kolejny wysiłek, nawet jeśli liczbowa wartość Gotowości nie do końca się zgadza.

Co innego, jeśli za obniżenie poziomu Gotowości odpowiadają inne czynniki. Zrobiliśmy mocny trening kolejny raz z rzędu, nasze krótkoterminowe obciążenie treningowe poszybowało w górę, HRV jest poniżej osobistej normy, a poziom stresu z ostatnich dni jest bardzo wysoki. I to jest prawdopodobnie moment, kiedy faktycznie powinniśmy na chwilę przyhamować.

Nie jest więc niestety tak, że można kompletnie bezmyślnie korzystać z tych sugestii, szczególnie jeśli np. korzystamy z zewnętrznego planu treningowego, który ma np. fazy intensywniejsze i lżejsze. Garmin o tym nie wie i nie będzie tego uwzględniał. Z drugiej strony - jeśli lecimy bez planu, to można w ten sposób uzyskać całkiem niezły balans, gdzie do każdego treningu podchodzimy z pełną gotowością.

Albo przynajmniej wiemy, co należy poprawić.

Jak gotowość do treningu wygląda w praktyce?

 class="wp-image-2479743"

W moim przypadku - zaskakująco zgodnie z tym, jak mój organizm reaguje na treningi i codzienne życie.

Początkowo - uznajmy, że na potrzeby recenzji - dość regularnie ignorowałem wskazania zegarka i szedłem ćwiczyć wtedy, kiedy mi się podobało. Gotowość na poziomie 13/100? A co mi tam, idę.

Niestety za niemal każdym razem wychodziło, że Garmin miał rację. Intensywny trening przy niskiej gotowości sprawiał, że przez cały czas jego trwania czułem się jak kapeć, a po zakończeniu byłem piekielnie zmęczony przez resztę dnia. Na kilkadziesiąt treningów z ostatnich tygodni trafił mi się jeden, w trakcie którego mimo stosunkowo niskiej gotowości (40/100) czułem się doskonale. Reszta - niestety zgodnie z oceną.

Doskonale zresztą widać okresy zjazdu i przetrenowania na wykresie zmienności tętna:

 class="wp-image-2480007"

Niebieskie kwadraciki to jeszcze etap zbierania danych, potem zaczynają się zielone kółka, czyli zmienność w zakładanej normie. Potem postanowiłem dość szybko zwiększyć obciążenie (wcześniej byłem chory i wypadłem na jakiś czas z treningów) i całość zaczęła się dramatycznie sypać.

I tak - to było czuć. Do tego stopnia, że ostatecznie przerwałem ten eksperyment i wziąłem sobie dzień wolnego. A kolejne treningi poprzesuwałem tak, żeby trochę zrównoważyć ten wzrost obciążenia.

Efekt? HRV powoli wraca do normy, a stan Gotowości do treningu - po trzymaniu przez kilka dni z rzędu na poziomie 1/100 - pnie się do góry. Zresztą również na powyższym wykresie HRV widać, że już poprzedni taki mały eksperyment z ograniczeniem obciążenia zakończył sie sukcesem.

Czy coś może pójść nie tak?

 class="wp-image-2479740"

Och tak - i to ile rzeczy!

Po pierwsze - te dane w większości będą tak dokładne, jak dokładne są pomiary naszego tętna. Jak dobrze są ustawione nasze strefy tętna. Czy nosimy zegarek przez całą dobę, bo HRV i dane snu są oczywiście zbierane i zapisywane w nocy. Jeśli dane wejściowe będą błędne albo ich interpretacja na którymś etapie zaburzona - wynik końcowy też będzie zły.

Po drugie - na drodze mogą nam też stanąć np. błędy w oprogramowaniu albo niedoskonałości oprogramowania. Przykładowo przy jednej synchronizacji Edge'a z Garmin Connectem nie zsynchronizowała się całość danych i nie został pobrany do serwisu czas regeneracji po treningu rowerowym (ok. 20 godzin, o ile pamiętam). Przy kolejnej synchronizacji chwilę później został natomiast pobrany czas regeneracji z 955 (0 godzin), który... nadpisał czas regeneracji z Edge'a. Tak, zamiast 20 godzin odpoczynku na każdym urządzeniu, miałem 0 godzin odpoczynku na każdym urządzeniu.

Innego dnia z kolei wstałem rano, po niezbyt długim czasie uznałem, że w sumie nie mam nic do roboty i poszedłem spać dalej. Garmin z jakiegoś powodu nie uznał już, że to jest dalsza część właściwego snu, a osobny sen. Efekt? Zostały mi policzone 3 godziny dosypiania jako właściwy sen, co oczywiście przełożyło się na tragiczną ocenę snu i znaczne obniżenie Gotowości do treningu, mimo że byłem tak naprawdę wyspany ponad miarę.

Problemem gotowości - choć jest to raczej problem ogólny tego typu sprzętów i systemów - jest również to, że analizują one i opisują raczej naszą wydolność kardio. Dźwigaliśmy wczoraj ciężary tak, że nie jesteśmy dzisiaj w stanie ruszyć rękoma? Nie ma żadnego znaczenia. Robiliśmy wczoraj wielogodzinny podjazd i nasze nogi są całkowicie zabetonowane? Nie ma znaczenia, chyba że i pod względem tętna daliśmy w palnik.

Część z tego będzie się pewnie dało naprawić aktualizacjami. Część natomiast prawdopodobnie nigdy nie będzie możliwa do rozwiązania.

Mam też jedno dodatkowe zastrzeżenie.

To, że chciałbym mieć lepszy dostęp do tych danych z poziomu aplikacji mobilnej. Przykładowo na zegarku poziom Gotowości zmienia sie w ciągu dnia, podczas gdy w aplikacji pobierany jest tylko raz, z samego rana, a potem pojawia się przy uruchomieniu aplikacji i niezbyt dyskretnie znika.

Dlaczego nie ma dostępu do historii tej Gotowości, nawet w wydaniu tylko-porannym? Dlaczego nie ma wykresów np. zapotrzebowania regeneracyjnego w korelacji z obciążeniem? Naprawdę chętnie bym to sobie poprzeglądał.

Czy jestem zadowolony z Gotowości do treningu?

Póki co - jak najbardziej. Wygląda na to, że w końcu patrzenie na te wartości regeneracyjne nabrało sensu i w końcu człowiek czuje, że ma to przełożenie na faktyczne samopoczucie i... gotowość do treningu.

Celowo zresztą czekałem trochę dłużej z tym tekstem, żeby zobaczyć, czy nie jest to kolejny gadżet, który z czasem się znudzi, bo tak już miałem z wieloma funkcjami.

Na razie jednak z Gotowści zacząłem wręcz korzystać jeszcze intensywniej niż na początku, bo świetnie pasuje do mojego zewnętrznego (w stosunku do Garmina) planu treningowego. I w końcu mam coś, co mówi mi, że czas trochę odpocząć, żeby z kolejnego treningu można było wyciągnąć więcej albo zrobić go z większą przyjemnością.

I - co może być najważniejsze - w końcu temu czemuś wierzę, że faktycznie warto przystopować.

Prawdopodobnie jeszcze bardizej bym się cieszył, gdybym jednak biegał i korzystał z garminowego adaptacyjnego planu treningowego, bo miałbym jeszcze skuteczniejsze podpowiedzi, ale co poradzić. Z kolei adaptacyjny plan treningowy na rower też pozostaje u mnie nieużywany, bo nie znalazłem sposoby na przeniesienie tych sugestii w przyjemny sposób na Edge'a.

A to nie da się tak bez zegarka?

Da, w końcu ludzie od lat trenują bez takich dodatków i żyją, robią postępy i wygrywają co tam chcą wygrać. To nie jest coś, bez czego da się żyć.

REKLAMA

Z drugiej strony - to właśnie takie małe dodatki potrafią to wszystko ułatwić albo uprzyjemnić. Przy czym niektórzy pewnie sami wiedzą, kiedy należy wcisnąć pauzę albo zmniejszyć na chwilę obciążenie - ja nie wiem i przede wszystkim sam z siebie nie potrafię, tak jak nie potrafię przestać jeść świątecznej sałatki, dopóki nie będę w stanie się ruszyć.

Niestety chyba Garmin nie planuje wprowadzić żadnej funkcji, która uchroni mnie przed obżarstwem. Ale tego akurat od niego nie wymagam.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA