Miasto zakazało reklamy mięsa. Wystarczyłby zakaz pokazywania szczęśliwych krów i świń
W Haarlem w miejscach publicznych nie będzie można reklamować kabanosów, parówek i innych karkówek na grillu. Powód? Produkcja mięsa jest szkodliwa dla klimatu, więc nie powinno się zachęcać do spożywania odzwierzęcych produktów.
W Holandii już roślinne zamienniki mięsa są tańsze niż prawdziwe mięso, ale na tym wege-terror się nie kończy. W mieście Haarlem szynkę i kiełbaski potraktowano tak, jak zwykle podchodzi się do alkoholu, tytoniu czy coraz częściej paliw kopalnianych. Słowem, nie ma miejsca w przestrzeni publicznej na rzeczy, które szkodzą ludziom i planecie.
Oczywiście możemy zacząć się zastanawiać, czy mięso jest produktem, który wymaga reklamy. Pewnie podobnie jak wyroby tytoniowe i alkoholowe czy hazard nawet będąc w szarej strefie znajdą swoich klientów. Jest to jednak symboliczne.
Nie musimy sobie wyobrażać, jak na zakaz reklamowania mięsa zareagowaliby Polacy
— Mamy zakaz reklamy i promocji papierosów - czas na zakaz promowania mięsa, mleka, nabiału – napisała rok temu europosłanka Sylwia Spurek, wywołując nie tylko na Twitterze sporą burzę.
Na tweety Spurek zareagował m.in. Związek Pracodawców i Producentów Trzody Chlewnej Polpig, a prezes organizacji uznał, że pomysł europosłanki to "próba narzucenia wszystkim konsumentom wąskiego i ideologicznego punktu widzenia przez mało liczną grupę osób".
Są badania, które pokazują, że w grupie wiekowej 18 – 24 lata palaczem jest dziś blisko co trzecia osoba. A przecież nie tak łatwo reklamuje się obecnie wyroby tytoniowe. I choć zgadzam się, że przedstawianie pewnych szkodliwych bądź zagrażających zdrowiu czynności w pozytywnym świetlne – jak ma to miejsce np. w przypadku bukmacherki – jest etycznie wątpliwe, to w przypadku mięsa problem jest raczej inny.
Wolałbym, żeby energia szła w większe opodatkowanie przemysłu mięsnego, a zarazem w dotowanie roślinnych zamienników, by to wege alternatywy były lepsze dla portfela. Choć trzeba przyznać, że i tak czasami jest to możliwe nawet w Polsce.
Co nie znaczy, że z reklamami mięsa nie trzeba niczego robić
Jakiś czas temu natknąłem się na ciekawe zdjęcie pokazujące, co jest nie tak z reklamami mięsa. Zdaję sobie sprawę, że reklama musi sprzedawać produkt, więc nagina rzeczywistość, ale w tym przypadku mamy prawdziwą przepaść dzielącą spot od prawdy.
To wielkie kłamstwo przemysłu mięsnego – i mleczarskiego – że parówki przedstawiane są jako tańczące zadowolone z życia przekąski, a czekoladę dostarcza jedna uśmiechnięta krówka.
Ktoś może powiedzieć, że tylko naiwniak wierzy w taki scenariusz, ale nie da się ukryć, że branża mięsna bardzo sprytnie ukryła wszystkie swoje grzechy. Większość ludzi nie wie, jak powstaje ich obiad. Również dlatego, że nie chce tego wiedzieć (słynne powiedzonko o robieniu kiełbasy i polityki), ale mięsny przemysł podtrzymuje iluzję.
A to naprawdę oburzające, biorąc pod uwagę fakt, jak traktowane są świnie, krowy czy dające jajka kury.
Powtórzę: wiem, że reklama to fikcja, ale w przypadku produktów odzwierzęcych rozdźwięk pomiędzy rzeczywistością a promocją jest zbyt duży.
Zacząłbym więc od drobnej poprawki. Można reklamować mięso, ale nie poprzez pokazywanie uśmiechniętej krowy, która wprost nie może doczekać się, kiedy skończy na talerzu.