Satelity Muska zagrażają ludzkości. Możemy przez nie przeoczyć pędzące ku Ziemi planetoidy
Czy satelity megakonstelacji Starlink mogą doprowadzić do zagłady ludzkości? Nie, ale mogą się do niej skutecznie przyczynić zasłaniając nam nadlatującą z kosmosu planetoidę.
Kiedy kilka lat temu Elon Musk zaczął wysyłać w przestrzeń kosmiczną pierwsze satelity swojej megakonstelacji Starlink, środowisku astronomów opadła szczęka. Okazało się, że owe małe satelity na niskiej orbicie okołoziemskiej są bardziej widoczne na niebie niż ktokolwiek się spodziewał.
Astronomowie zobaczyli liczne smugi pozostawione przez satelity na zdjęciach wykonanych za pomocą teleskopów astronomicznych. Kiedy badacze uświadomili sobie, że jak na razie na orbicie znajduje się zaledwie kilkadziesiąt satelitów z planowanych kilkunastu lub kilkudziesięciu tysięcy, to na całą branże padł blady strach.
Jeżeli satelitów miałoby być tysiące razy więcej, to żadne obserwacje astronomiczne z powierzchni Ziemi nie będą możliwe. W każdej chwili, nad każdym teleskopem będzie przelatywał jakiś Starlink.
Alarm podniesiony przez astronomów jak na razie sprawił, że SpaceX zaczął pokrywać satelity farbami, które sprawiają, że są one mniej widoczne niż wcześniej, choć do rozwiązania problemu jeszcze daleka droga. Problem jednak w tym, że SpaceX był tylko inicjatorem. Na przestrzeni ostatnich kilku lat na rynku pojawiło się wiele różnych firm i państw, które także postanowiły budować własne mniejsze i większe konstelacje satelitów.
Elon Musk pierwotnie planował umieścić na orbicie od dwunastu do czterdziestu dwóch tysięcy satelitów, Chiny planują wysłanie 13 000 własnych satelitów, a liczni mniejsi operatorzy także planują swoje konstelacje składające się z kilkuset do kilku tysięcy satelitów. Możliwe zatem, że choć w 2010 r. na orbicie znajdowało się łącznie 2000 satelitów, to w 2030 r. może być ich tam równie dobrze 80 000. I to będzie istny koszmar nie tylko dla astronomów.
Co w tym złego? Internet wszędzie!
Jak przekonują zwolennicy budowy konstelacji satelitów, są to rewolucyjne projekty. Dzięki satelitom po raz pierwszy internet będzie dostępny w każdym miejscu na powierzchni Ziemi, niezależnie od tego czy znajdziemy się w centrum Nowego Jorku, czy też w stacji badawczej na Antarktydzie, czy na błotnistej drodze na Syberii. Na całej Ziemi nie będzie miejsca, w którym „nie będzie zasięgu”.
Astronomom tacy ludzie zazwyczaj mówią, że mamy XXI wiek i wszystkie teleskopy powinny być w przestrzeni kosmicznej, a nie na powierzchni Ziemi. Oczywiście takie stwierdzenia są jedynie dowodem ignorancji. Największe teleskopy astronomiczne na Ziemi mają zwierciadła o średnicy rzędu 30 metrów (budowany obecnie w Chile Extremely Large Telescope). Tak dużych teleskopów nie da się wynieść na orbitę okołoziemską za pomocą żadnej rakiety. Co więcej, taki teleskop na powierzchni Ziemi pozwala na stały serwis, na bezustanną modernizację, na podłączanie nowych czujników, nowych odbiorników i nowych instrumentów obserwacyjnych. Wystarczy wejść do budynku teleskopu i po prostu je podłączyć. W przypadku teleskopów kosmicznych jest tak, że kosztują one kolosalne pieniądze (wystarczy przypomnieć tutaj koszt budowy i wyniesienia Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba), a i tak są całkowicie nieserwisowalne. JWST znajduje się aktualnie 1,5 mln km od Ziemi i nie ma żadnych szans, aby z Ziemi wysłać do niego załogową misję serwisową czy naprawczą. Warto tutaj wspomnieć, że James Webb ma zwierciadło zaledwie 6,5-metrowe, co przy kolosalnym ELT nie jest już takie imponujące. Wizja zastąpienia obserwatoriów naziemnych kosmicznymi może się zatem rodzić jedynie w głowach ignorantów.
Istnieje jednak jeszcze jeden, ważniejszy problem
65 milionów lat temu w Półwysep Jukatan uderzyła planetoida, która zmieniła historię życia na Ziemi. Po ponad 150 milionach lat wskutek tego jednego zdarzenia skończyło się panowanie dinozaurów na Ziemi. Z naszej perspektywy było to dobre wydarzenie. Wszak to właśnie wtedy nasi niepozorni przodkowie, którzy do tego czasu jedynie unikali zjedzenia przez potężne jaszczury, otrzymali szansę na rozwój, który po dziesiątkach milionów lat doprowadził do powstania gatunku Homo sapiens.
Skoro jednak 65 mln lat temu doszło do zderzenia planetoidy z Ziemią, to może dojść i teraz. Jednym z najważniejszych zadań stojących przed astronomami, jest katalogowanie i monitorowanie wszystkich potencjalnie niebezpiecznych skał kosmicznych, które mogłyby znaleźć się na kursie kolizyjnym z Ziemią. Wystarczy tutaj wspomnieć, że potrzeba głazu o średnicy zaledwie 4 kilometrów, aby ponownie zmienić historię życia na Ziemi usuwając z niej ludzi.
W przeprowadzonych niedawno badaniach trzy czwarte ekspertów zajmujących się zagrożeniami dla Ziemi z przestrzeni kosmicznej przyznało, że są co najmniej zaniepokojeni budową konstelacji składających się z kilkudziesięciu tysięcy satelitów. Powód jest bardzo prosty. Astronomowie potrzebują niezwykle czystego nocnego i wieczornego nieba, aby wyszukiwać na nim niewielkich obiektów, które mogą okazać się planetoidami zbliżającymi się do Ziemi. Poszukiwanie takich obiektów trwa od lat. Kiedy jednak takich obiektów o średnicy zaledwie kilku kilometrów znajdujących się miliony kilometrów od Ziemi zaczniemy szukać na niebie, na którym roi się od tysięcy mniejszych, odbijających światło słoneczne satelitów tworzących megakonstelacje, możemy być pewni, że nic nie znajdziemy.
Oczywiście, trwają próby poradzenia sobie z tym problemem. Jakby nie patrzeć, do obserwacji można zaprząc sztuczną inteligencję, która będzie w stanie odsiewać wszystkie satelity krążące wokół Ziemi i pozostawiać w danych obserwacyjnych jedynie prawdziwe, nieznane skały kosmiczne. Problem jednak w tym, że przelatujący satelita zasłania niebo za sobą. Jak odsiejemy z danych obserwacyjnych satelitę, to i tak nie zobaczymy co on nam zasłonił. Zamiast jasnej plamy w danych, będzie ciemna plama, w miejscu, w którym może znajdować się potencjalny zabójca ludzkości.
Owszem, powraca tutaj standardowe rozwiązanie: trzeba wysłać w kosmos satelity obserwujące niebo i poszukujące niebezpiecznych planetoid. Takie plany zresztą istnieją - wystarczy tutaj wspomnieć satelitę NEO Surveyor. Nie zmienia tu jednak faktu, że za cenę jednego obserwatorium kosmicznego można by było stworzyć kilkanaście dokładniejszych na powierzchni Ziemi. Poza tym nikt nie może zapewnić, że jeżeli umieścimy satelitę monitorującego przestrzeń kosmiczną na orbicie, to za chwilę ktoś nie umieści nieco wyżej kolejnych megakonstelacji. Elon Musk wszak wspomniał niedawno w wywiadzie dla Financial Times, że w jego opinii na orbicie jest miejsce na kilkadziesiąt miliardów satelitów. I to już przeraża.