Ziemia po wojnie nuklearnej. Polityczne groźby w zderzeniu z modelem matematycznym
Teoretyczna wojna nuklearna to nie tylko widoki znane z Czarnobyla czy gier komputerowych. Według symulacji komputerowej przeprowadzonej przez międzynarodowy zespół naukowców, hipotetyczna pełnowymiarowa wojna atomowa to początek nuklearnej epoki lodowcowej i masowego wymierania życia w oceanach.
Wizja hipotetycznego konfliktu nuklearnego ciągnie się za ludzkością nieprzerwanie od lat 50. Jednak od lutego bieżącego roku sytuacja polityczna jest niezwykle napięta, a skierowane do obywateli Federacji Rosyjskiej poradniki o tym jak przetrwać atak atomowy nie napawają optymizmem żadnej ze stron. Naprzeciw słownym przepychankom wyszła międzynarodowa grupa naukowców, która przy pomocy zaawansowanego modelu komputerowego postanowiła sprawdzić, jak hipotetyczne konflikty nuklearne wpłynęłyby na klimat na ziemi i - w efekcie - na morskie ekosystemy.
Widok Ziemi po wojnie nuklearnej
Międzynarodowy zespół badaczy pod przewodnictwem Cheryl S. Harrison opublikował efekty swoich prac na łamach czasopisma AGU Advances. Do stworzenia symulacji naukowcy wykorzystali Zbiorowy model systemu ziemskiego (Community Earth System Model, CESM) opracowany przez amerykańskie Narodowe centrum badań atmosfery. CESM jest modelem matematycznym, który w pełni odwzorowuje stan i klimat naszej planety - w tym między innymi atmosferę, wody, powierzchnie lodowe, lądowe czy obieg węgla w przyrodzie.
Choć obecnie na naszych ustach są przede wszystkim konflikty Rosja-Ukraina, Rosja - Stany Zjednoczone czy Rosja - kraje Zachodu, to zespół badaczy wziął pod uwagę fakt, że obecnie na świecie istnieje ponad 13 tysięcy różnych broni nuklearnych. Jednocześnie owy arsenał nie jest zgromadzony w rękach tylko jednej nacji, gdyż zapasy śmiercionośnej broni posiadają m.in. Stany Zjednoczone, Rosja, Chiny, Indie, Pakistan, Francja, Wielka Brytania czy Izrael. Naukowcy napominają również przypadki takie jak Korea Północna, która stale dozbraja swój arsenał oraz Iran, który potencjalnie może wkroczyć na atomową ścieżkę zbrojeń. W związku z tym badacze przenieśli groźby i dane o arsenałach do CESM, sprawdzając jak hipotetyczne konflikty o różnych rozmiarach - m.in. Rosja - Stany Zjednoczone, czy mniejsze takie jak Pakistan - Indie - wpłynęłyby na ekosystem.
Atomowa epoka lodowcowa na Ziemi
Zgodnie z wynikami symulacji, niezależnie od rozmiaru i miejsca konfliktu, pochodząca z burz ogniowych sadza dotarłaby do stratosfery, szybko rozprzestrzeniając się w skali globalnej, pochłaniając promieniowanie słoneczne docierające tak do Ziemi jak i jej wód. Redukcja światła słonecznego trwałaby przez dekadę, a w scenariuszu Rosja - Stany Zjednoczone doprowadziłaby do redukcji docierającego do nas światła o 70 proc., jednocześnie w skali globalnej średnia niska temperatura spadłaby o 7 stopni Celsjusza w ciągu kilku pierwszych miesięcy od rozpoczęcia nuklearnego konfliktu, a w trzecim roku po wojnie średnia temperatura na Ziemi byłaby o 10 stopni niższa niż przed wojną.
Dla porównania, średnia temperatura w XX wieku wynosiła 14 stopni Celsjusza, podczas epoki lodowcowej ta temperatura wynosiła 7,8 stopnia Celsjusza.
A co z oceanami?
Oceanom oberwałoby się trochę wolniej ze względu na właściwości fizyczne wody, które ciepło utrzymałyby dłużej, bo do 3-4 lat po wojnie. Jednak w przypadku pełnowymiarowego konfliktu nadal mielibyśmy do czynienia ze spadkiem temperatury na średnim poziomie sześciu stopni Celsjusza. Czas obniżenia się temperatury zależy od głębokości - w przypadku 100 metrów p.p.m. po 6 latach temperatura obniżyłaby się o 4 stopnie Celsjusza. Jednocześnie właściwości fizyczne wody są mieczem obosiecznym, gdyż woda ogrzewałaby się równie wolno co się ochładzała - po 15 latach od zakończenia konfliktu nie powróciłaby do temperatury sprzed wojny, a na głębokościach wynoszących kilka kilometrów nie powróciłaby do pierwotnego stanu przez setki lat.
Ponadto Ocean Arktyczny zwiększyłby swoją powierzchnię z 15,5 milionów do 25,5 milionów kilometrów kwadratowych.
Nie do pominięcia jest też kwestia mikroorganizmów żyjących w oceanach. Powolne ochładzanie się wód i utrzymywanie się niskiej temperatury zaburzy naturalny proces cyrkulacji oceanicznej, który sprawi, że bogate w składniki odżywcze wody oceaniczne zostaną zmieszane w sposób spotykany dotychczas jedynie na terenach subpolarnych. Tak drastyczne zmiany w ekosystemie przełożyłyby się bezpośrednio na zredukowanie - o ile nie po prostu wyginięcie wielu gatunków zwierząt morskich. A co gorsza, zdaniem naukowców niemożliwym jest do oszacowania kiedy stan wód powróciłby do stanu przed hipotetycznym konfliktem nuklearnym.
Jak napominają naukowcy, drastyczne ochłodzenie wód dotknęłoby również porty - przede wszystkim porty położone w klimacie okołobiegunowym, które obecnie są dostępne cały rok. I nie chodzi tu jedynie o porty położone na terenach uznawane za chłodne - atomowa epoka lodowcowa dotknęłaby porty w Szanghaju czy Kopenhadze.
Najkosztowniejsza wojna współczesnego świata
"Wojna jądrowa byłaby punktem krytycznym dla naszej planety. Z Rosją w stanie wojny na Ukrainie i prezydentem Władimirem Putinem grożącym użyciem broni jądrowej, nasze odkrycia są silnym ostrzeżeniem, że świat po prostu nie może iść tą drogą" - mówi Alan Robock, jeden z autorów pracy naukowej
Jednak pomimo że ta i wiele innych symulacji jasno pokazują, że pełnowymiarowa wojna jądrowa to broń obosieczna, która zniszczyłaby zarówno wroga, agresora jak i wszystkie postronne nacje, użycie broni jądrowej pozostaje jednym z kluczowych argumentów narracji rosyjskiej. W przeddzień eskalacji konfliktu Władimir Putin groził, że dołączenie Ukrainy do NATO zwiększyłoby "ryzyko wybuchu wojny nuklearnej".
Jednocześnie rosyjska propaganda usprawiedliwia nuklearny holocaust wyższymi pobudkami i uspokaja naród, że choć Rosjanie zginą, to pójdą do Nieba.
Inwazja zbrojna na Ukrainę - biorąc pod uwagę wszystkie straty w skali globalnej - jest nazywana najdroższą wojną we współczesnej historii. Lecz nawet bez zrzucenia bomby atomowej, pełnowymiarowej wymiany głowic nuklearnych czy raportów finansowych wiemy, że inwazja Federacji Rosyjskiej na Ukrainę to również katastrofa naturalna i ogromne straty dla środowiska. Wiele fabryk i zakładów przemysłowych - w tym m.in. Azowstal, Awdijiwka, Rafineria Łysyczańska, Sumykhimprom - zostało zniszczonych lub częściowo uszkodzonych, co spowodowało różnego rodzaju wycieki i pożary toksycznych substancji. Pozostawienie niezabezpieczonych kopalni węgla w rejonie Donbasu doprowadziło do zanieczyszczenia gruntu i wód, a ostrzał Kijowa doprowadził do pożaru w składowisku odpadów radioaktywnych nieopodal miasta. Koszty ponosi też Morze Czarne, które w wyniku działań zbrojnych przyjęło hektolitry toksycznych substancji, takich jak choćby paliwa z zatopionych maszyn czy kwas azotowy z zatopionego tankowca. Oczywiście, nie zapominajmy o Czarnobylu, w którym to sytuacja wywołała niepokoje wśród ekspertów z całego świata, a pobliskie laboratoria zostały rozkradzione z dorobku naukowego, który mógł potencjalnie doprowadzić do całkowitego oczyszczenia zony.