REKLAMA

Co tam wojna, liczy się kasa... yyy... kosmos. NASA dogaduje się z Roskosmosem

Pod koniec tygodnia, w piątek 15 lipca, pojawiła się w mediach informacja o tym, że Dmitrij Rozgozin, krzykliwy i nieobliczalny szef rosyjskiej agencji kosmicznej Roskosmos, nie jest już jej szefem. Nie do końca było wiadomo, czy miała to być dla niego kara za te bzdury, które wypisuje i głosi od miesięcy, czy też może nagroda, bo czeka go coś ciekawszego.

NASA podpisała umowę z Roskosmosem ws. astronautów
REKLAMA

Dmitrij Rogozin od samego początku rosyjskiej inwazji na Ukrainie dał się poznać jako jej zagorzały zwolennik. Sumiennie całe dnie spędzał (szczególnie na początku) na „kłótniach” z zagranicznymi partnerami Roskosmosu. Jeżeli Rogozin nie wyzywał akurat Elona Muska czy amerykańskich astronautów, to groził znów strąceniem Międzynarodowej Stacji Kosmicznej z orbity poprzez usunięcie rosyjskich modułów ze stacji.

REKLAMA

W piątek jednak na oficjalnym kanale Rogozina na Telegramie pojawiło się jedynie krótkie, bezosobowe oświadczenie wskazujące, że prezydent Putin usunął Rogozina ze stanowiska.

Nowym szefem Roskosmosu stał się natomiast Jurij Borisow, dotychczasowy wicepremier Rosji (wcześniej do 2018 roku to stanowisko zajmował Rogozin). Według niepotwierdzonych informacji Rogozin może w ciągu najbliższych dni dostać od Putina nowe zadania do wykonania, tym razem na wschodzie Ukrainy. Jak na razie nie wiadomo, czy zakończenie przygody z Roskosmosem jest karą dla Rogozina, czy też po prostu zostanie on przesunięty na bardziej prestiżowe stanowisko.

NASA podpisuje umowę z Roskosmosem

Niemal jednocześnie w tej samej chwili, w której Rogozin pochwalił się zakończeniem swojej współpracy z Roskosmosem, NASA poinformowała - ku zdumieniu wielu - o podpisaniu umowy z rosyjską agencją kosmiczną na wymianę miejsc na pokładzie statków, które polecą na stację kosmiczną już we wrześniu.

REKLAMA

Według oficjalnej informacji przekazanej przez amerykańską agencję takie umowy zapewniają wyższy poziom bezpieczeństwa w realizacji misji kosmicznych. Umowa oznacza, że już za dwa miesiące na pokład Międzynarodowej Stacji Kosmicznej amerykańskim statkiem Crew Dragon w ramach misji Crew-5 poleci rosyjska kosmonautka Anna Kikina, a kilka tygodni później rosyjskim statkiem Sojuz MS-22 poleci amerykański astronauta Frank Rubio. Tak samo będzie wiosną 2023 roku, kiedy to na statkach nienależących do swojego kraju polecą Andriej Diediajew oraz Loral O’Hara.

Trudno nie nazwać tej umowy kontrowersyjną. Stany Zjednoczone nie powinny kontynuować żadnej współpracy z rosyjskim reżimem, także w przestrzeni kosmicznej. Nie można bowiem z jednej strony dostarczać Ukrainie broni do walki z agresorem, jednocześnie dobijając z tym samym agresorem targu i nadal współpracując z nim w innym zakresie. Mam wrażenie, że amerykańska agencja kosmiczna chciałaby udawać, że nie wie o wojnie i prowadzić z Rosjanami business as usual. Tak się jednak nie da, wszystkie decyzje mają swoje konsekwencje. Swoją drogą, czy gdy Kikina spakuje do swojego bagażu flagę Donieckiej Republiki Ludowej (jak okupowane terytorium Ukrainy nazywają Rosjanie), to Amerykanie też jej ją zawiozą na stację kosmiczną?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA