Topią centra danych w morzu. Zrobili z niego swoje prywatne bajoro
Szukają oszczędności. Chiny zanurzyły centrum danych w morzu, by płacić mniej za wodę i prąd. Eksperci krytykują ten pomysł, ale może tak będzie wyglądać przyszłość serwerowni?

Nowoczesne centra danych, w tym te zasilające sztuczną inteligencję, pochłaniają gigantyczne ilości prądu i wody – głównie do chłodzenia tysięcy pracujących jednocześnie procesorów. Tradycyjna klimatyzacja oznacza ogromne straty energii i lokalne niedobory wody, zwłaszcza w miastach. Właśnie dlatego w Szanghaju rozpoczęto testy rozwiązania, które może wywrócić ten schemat do góry nogami: zanurzenie centrum danych w oceanie.
Budowany w specjalnej strefie Lin-gang obiekt, kosztował równowartość 226 mln dol. Już teraz oferuje moc 24 MW, czyli porównywalną z klasycznymi centrami danych sprzed ery AI. Jest jednak jedna ważna różnica – niemal cała energia pochodzi z pobliskich morskich farm wiatrowych. A chłodzenie? Zamiast wody pitnej czy miejskich instalacji serwerownia ma bezpośredni kontakt z chłodnym otoczeniem oceanu.
Zielone z zewnątrz, czerwone w środku?
Na pierwszy rzut oka to rozwiązanie idealne: zrównoważone źródło energii, minimalne zużycie wody, mniejsze emisje CO2. Ale naukowcy ostrzegają, że to, co chłodzi serwery, może z czasem podgrzewać morze. Każdy działający komputer oddaje ciepło, a w skali centrum danych to całe megawaty energii, które trafiają do wody. Co zatem, jeśli to rozwiązanie stanie się standardem?
Jak czytamy na łamach Gizmodo, amerykańscy badacze już wcześniej testowali podobne pomysły, choć na znacznie mniejszą skalę. Startup NetworkOcean wrzucił kapsułę z serwerami do Zatoki San Francisco, nie uzyskując wcześniej żadnych zezwoleń. Eksperci, którzy badali wpływ tej instalacji na środowisko, ostrzegali przed ryzykiem zakwitów toksycznych alg i wzrostem liczby gatunków inwazyjnych. W skrajnych przypadkach, przy nagłych wzrostach temperatury, woda może tracić tlen, a wtedy ryby i inne organizmy po prostu się duszą.
Chiny testują, a świat się przygląda
Chiński projekt, w przeciwieństwie do wspomnianych wcześniej amerykańskich eksperymentów, działa zgodnie z lokalnym prawem i ma wsparcie instytucji państwowych. Zgodnie z deklaracjami rządu, do końca 2025 r. średni wskaźnik efektywności energetycznej centrów danych w kraju ma spaść do poziomu 1,5. To ambitny cel, zważywszy że średnia światowa wynosi dziś ok. 1,56 i przestała już spadać. Podmorskie serwerownie mogą być zatem sposobem, by tę stagnację przełamać.
Pamiętajmy jednak, że ocean to nie prywatna działka za miastem. To wspólny ekosystem. Nawet jeśli Chiny uzyskają spektakularne wyniki, reszta świata ma prawo zapytać: co z długofalowymi skutkami? Czy fabryki danych w głębinach naprawdę są bezpieczne dla przyrody?
Przyszłość pod wodą czy ślepa uliczka?
Nie da się ukryć, że infrastruktura cyfrowa przyszłości będzie musiała być ekologiczna. Tylko w ciągu najbliższych lat liczba centrów danych na świecie ma wzrosnąć wielokrotnie, a ich zapotrzebowanie na energię i chłodzenie – jeszcze szybciej. Jeśli model zanurz i zasilaj wiatrem się sprawdzi, to być może stanie się standardem w świecie technologii.
Przeczytaj także:
Ale naukowcy i ekolodzy przypominają, że każde innowacyjne rozwiązanie musi być testowane z uwzględnieniem rzeczywistego wpływu na środowisko. Ocean, choć wydaje się nieskończony, ma swoje granice odporności.
*Grafika wprowadzająca wygenerowana przez AI







































