REKLAMA

Ktoś wpadł na idiotyczny pomysł, jak "ukarać" korporacje niewycofujące się z Rosji

Bojkot konsumencki ma sens. Najlepszym przykładem jest Nestle, które najpierw nie chciało wycofać się z Rosji, ale pod naporem negatywnych komentarzy wreszcie zawęża asortyment w kraju agresora i zawiesza nowe inwestycje. Są jednak tacy, którzy z biznesu splamionego krwią rezygnować nie chcą. Polacy mają sposób, jak się za to odwdzięczyć, jest jednak wyjątkowo nieodpowiedzialny. Uderzy w bogu ducha winnych pracowników niższego szczebla.

25.03.2022 18.36
Idiotyczny pomysł, jak "ukarać" korporacje, które zostały w Rosji
REKLAMA

Nestle to jedna z ostatnich dużych marek, które ociągały się z ograniczeniem działalności w Rosji. Wśród tych, które nie podjęły jeszcze oczekiwanej decyzji, znaleźć można francuskie koncerny, takie jak Auchan, Leroy Merlin czy Decathlon.

REKLAMA

Polscy klienci chcą walczyć z nimi nie tylko komentarzami w sieci. Bojkot to jedno. Ostatnio niektórzy wpadli na pomysł, żeby dodatkowo utrudnić życie pracownikom sklepów.

Po Facebooku krąży "łańcuszek" namawiający do włożenia kija w szprychy sklepom

"Zamiast nie robić tam zakupów, utrudnijmy im życie" – piszą pomysłodawcy. Cel jest prosty. Odwiedzić sklepy, które nie przyłączyły się do bojkotu Rosji. Napełnić koszyk przeróżnymi produktami, udać się do kasy, a kiedy sprzedawca nabije rachunek, powiedzieć, że nie ma się jak zapłacić, bo zapomniało się portfela.

Wówczas pracownicy nie dość, że będą musieli anulować całą transakcję, to jeszcze poukładać cały towar z powrotem na półkach.

Jak zauważono na Twitterze, to bardzo głupi pomysł. Uderzy przede wszystkim w pracowników niższego szczebla, którzy pewnie i tak mają o wiele za dużo pracy. Nie oszukujmy się. Może nie podobać nam się polityka szefów Leroy Merlin czy Auchana (która niewykluczone, że jest podyktowana sugestiami francuskich władz), ale wpływ polskich sprzedawców czy magazynierów jest żaden.

Oczywiście to nie oznacza, że skoro polski oddział np. Leroy Merlin nie ma nic do tego, to możemy robić zakupy jak gdyby nigdy nic. Pieniądze, tak czy siak, pójdą do globalnego koncernu, więc głosowanie portfelem ma sens.

Sensu nie ma mszczenie się na niewinnych pracownikach, którzy będą mieli więcej niepotrzebnej pracy. To już więcej dobrego mogą zrobić "milczące protesty" przed sklepami, bo pokażą, że ludziom nie podoba się decyzja i zwrócą w ten sposób uwagę innych klientów.

Istnieje też ryzyko, że towar zostanie wyrzucony, jeżeli będzie to jedzenie. W końcu nikt nie będzie zastanawiał się, jak zauważył jeden z twitterowiczów, ile dany produkt leżał w koszyku. Lepiej się go pozbyć niż ponownie np. zamrażać, ryzykując, że potem ktoś zachoruje, kupując źle przechowywany produkt.

Dokuczanie pracownikom: od głupiej zabawy do "poważnego" bojkotu

Moda na utrudnianie życia szeregowym pracownikom w sieci znana jest od dawna. Specjalizowali się w nich youtuberzy, którzy nie mieli pomysłu na ciekawe i sensowne materiały, więc postanowili wkurzać innych, uznając, że to dobra zabawa.

I tak niestety popularni autorzy materiałów jeździli na przykład do fast foodów i kupowali... wszystko, co było w ofercie. Albo pojedyncze rzeczy, ale non stop - zamawiali, odbierali, zawracali i tak kilkadziesiąt razy. Śmieszne? Ani trochę, ale swego czasu bardzo popularne.

REKLAMA

Szkoda, że ta bezsensowna "moda" nadal funkcjonuje, a nawet próbuje się ubrać je w szaty poważnego bojkotu. Owszem, wpisy na Facebooku to jedno, być może odezwa nie byłaby duża. Lepiej jednak zdusić głupi pomysł w zarodku, zanim faktycznie ktoś zorganizuje taką akcję. Albo podchwycą ją żądni sławi youtuberzy...

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA