Czerwony jak cegła, rozgrzany jak piec, muszę go mieć! Asus ROG Zephyrus G14 2022 - recenzja
Czerwony jak cegła, rozgrzany jak piec - śpiewał zespół Dżem i zdarzyło mi się nucić tę piosenkę testując nowy laptop Asus ROG Zephyrus G14 2022. Czerwony trochę jest, bo ma podzespoły w całości od AMD. Rozgrzany jak piec też bywa, choć na szczęście nieczęsto. I parafrazując piosenkę - muszę go mieć, bo jest znakomity, choć nie bez wad.
Asus ROG Zephyrus G14 przez dwie generacje zaskarbił sobie sympatię klientów, oferując znakomity stosunek mocy do mobilności i ceny. Odsłona na 2022 r. kosztuje znacznie więcej od poprzedników (przynajmniej na razie), ale powiem wprost - warto. Po stokroć warto.
Na rynku istnieją tylko trzy maszyny, które jednocześnie spełniają kryteria:
- ekran nie większy niż 14"
- potężna wydajność
- długi czas pracy na jednym ładowaniu.
Te trzy maszyny to MacBook Pro 14, Razer Blade 14 oraz Asus ROG Zephyrus G14 (2022), z którym spędziłem ostatnie tygodnie i który wziął mnie z zaskoczenia. Powiedzieć, że jestem pod wrażeniem, to nic nie powiedzieć.
Asus ROG Zephyrus G14 2022 z zewnątrz zmienił się bardzo niewiele i bardzo wiele jednocześnie.
Gdyby spojrzeć na obudowę nowego Zephyrusa G14 można by odnieść wrażenie, że nie zmieniło się nic. A jednak po bliższej inspekcji wychodzi na jaw, że zmieniło się bardzo wiele, zaś Asus tym razem przyłożył się do detali.
Dla przykładu - uprzednio kolor klapy i pulpitu roboczego nieco się różnił. Teraz jest jednakowy, a obudowa generalnie sprawia wrażenie solidniejszej niż ostatnio, choć oczywiście nadal patrzymy na kombinację tworzyw sztucznych, a nie metal, jak we wspomnianym wyżej MacBooku czy Razerze Blade.
Na klapie laptopa widać też jeszcze jedną zmianę, a mianowicie nowy panel Anime Matrix, umożliwiający wyświetlanie niemal dowolnego wzoru na pokrywie urządzenia. W 2022 r. G14 ma na obudowie aż 14969 wyfrezowanych otworów, które pozwalają na wyświetlanie bardziej zaawansowanych kształtów niż w poprzednich modelach.
Przyznam szczerze, że mam bardzo mieszane uczucia co do tej funkcji, bo choć bez wątpienia dodaje ona laptopowi Asus ROG Zephyrus G14 2022 charakteru, a tryby dynamiczne mogą przypaść do gustu np. DJ-om czy e-sportowcom, tak dla zwykłego konsumenta to kompletnie zbędny bajer, który w dużej mierze odpowiada za wzrost ceny urządzenia. W chwili pisania tego tekstu nie da się bowiem zamówić w Polsce egzemplarza bez Anime Matrix i pozostaje mieć nadzieję, że gdy takie wersje się pojawią, będą adekwatnie tańsze.
Skoro już narzekam na zbędne bajery, to wspomnę o jeszcze jednym (ostatnim) zbędnym bajerze w tym laptopie - czytniku kart microSD. Gdyby Asus zmieścił czytnik pełnowymiarowych kart, biłbym pokłony, ale karty microSD są używane... cóż, prawie nigdzie. A już na pewno nie są tak powszechne, by usprawiedliwiać marnowanie na nie przestrzeni w obudowie i podnoszenie kosztu urządzenia.
Wróćmy jednak do tego, co się zmieniło względem poprzedniej generacji. Gdy otworzymy pokrywę Asusa ROG Zephyrus G14 2022, zobaczymy zdecydowanie najwięcej zmian. Po pierwsze - pokrywa otwiera się teraz pod kątem nawet 180 stopni. Nie mam pojęcia, do czego mogłoby się przydać tak szerokie rozwarcie ekranu, ale hej - da się.
Wiem za to, do czego może się przydać ekran o proporcjach 16:10 i umieszczona nad nim kamera internetowa. Tak, ROG Zephyrus G14 w końcu doczekał się kamery internetowej! Oferuje ona co prawda przeciętną rozdzielczość (720p) i naprawdę mizerną jakość obrazu, ale może się przydać, gdy nie mamy nic lepszego pod ręką, a też dzięki niej możemy błyskawicznie odblokować laptop przy użyciu skanu twarzy czujnikiem IR i funkcji Windows Hello.
Co się zaś tyczy wyświetlacza, to chciałbym, żeby każdy laptop dla graczy (i nie tylko) miał przynajmniej tak dobry ekran jak ROG Nebula Display. W moim testowym egzemplarzu znajdował się wyświetlacz o rozdzielczości 2560 x 1600 px i częstotliwości odświeżania 120 Hz, który stanowi znakomitą kombinację do gier i pracy. 120 Hz to dostateczna wartość dla wysokiej płynności w czasie zabawy, zaś pełne pokrycie przestrzeni barw DCI-P3 i wierne odwzorowanie barw doskonale sprawdza się podczas pracy z kolorem, np. podczas montażu wideo czy obróbki zdjęć. W tańszej wersji laptopa dostępny jest ekran 1920 x 1200 px o częstotliwości odświeżania 144 Hz, pokrywający 100 proc. przestrzeni barw sRGB.
Ekran Asusa ROG Zephyrus G14 2022 jest matowy i dostatecznie jasny, by pracować jasno oświetlonych pomieszczeniach, a jedynym, co mogę mu zarzucić, jest delikatny wyciek światła w lewym górnym rogu (kwestia konkretnego egzemplarza). Poza tym nie mam uwag, no chyba że jeszcze jedną pozytywną - cieszę się, że ekran urósł do proporcji 16:10, bo teraz o wiele przyjemniej się na nim przegląda sieć i pisze teksty.
Znacząco urósł też gładzik, który był bodajże najsłabszym elementem poprzednich generacji G14. Tutaj jest niemal tak wielki jak w MacBooku Pro i działa wyśmienicie, podobnie zresztą jak klawiatura, która jest wspaniała - jednocześnie miękko tłumiona i z bardzo wyraźnym skokiem. Pisanie na niej to przyjemność, a jedynym, co mogę jej zarzucić, jest nieco zbyt ciemne i zbyt nierównomierne podświetlenie.
Niezmiennie uwielbiam za to wydzielone klawisze do regulacji głośności, sterowania mikrofonem i przełączania trybu pracy. Przydają się regularnie i dobrze, że Asus odseparował je od pozostałych klawiszy funkcyjnych.
Niezmiernie cieszy mnie też fakt, że Asus naprawdę przyłożył się do kwestii audio w G14 i zmieścił do tej niewielkiej obudowy 4 głośniki (dwa na froncie, dwa u dołu). Głośniki trafiły też nad klawiaturę, więc w końcu przestaniemy je zasłaniać nadgarstkami w czasie pisania. Jakościowo są to jedne z najlepszych głośników, jakie kiedykolwiek słyszałem w laptopie z Windowsem (nie licząc może Surface Laptop Studio) i choć do poziomu MacBooka Pro 14 nadal dość daleko, tak w zestawieniu z konkurencją windowsową jest ponadprzeciętnie dobrze.
Asus nie chwali się też w oficjalnej specyfikacji wyjściem słuchawkowym, a powinien, bo drzemie za nim ponadprzeciętnej jakości DAC, który bez trudu napędzi nawet największe słuchawki i zapewnia krystalicznie czystą jakość dźwięku.
Drobnym rozczarowaniem było dla mnie za to rozmieszczenie i typ dostępnych złącz. Wspominałem już o bezużytecznym czytniku kart microSD i znakomitym złączu mini-jack 3,5 mm; oprócz niego mamy dwa gniazda USB-C 3.2 gen. 2 (w tym jedno z obsługą Power Delivery do 100W), dwa gniazda USB-A 3.2 gen. 2 i port HDMI 2.0b. Skąd więc narzekanie? Ano stąd, że nie ma tu ani jednego portu USB 4, a już tym bardziej Thunderbolt 4, co wynika z zastosowania podzespołów od AMD. O ile to jednak mogę przeboleć, tak trudno przeboleć brak portu HDMI 2.1, choć z drugiej strony… pomimo wysokiej wydajności ten laptop i tak nie jest w stanie zapewnić płynnej rozgrywki w rozdzielczości 4K i 120 Hz, więc HDMI 2.1 byłoby sztuką dla sztuki. Ok, cofam narzekanie, za HDMI nie będę ganił Asusa, bo to racjonalna decyzja.
Muszę za to zganić Asusa za rozmieszczenie portów; nadal wszystkie złącza są przesunięte do przodu, w tym gniazdo ładowania po lewej stronie. Co prawda o wiele bardziej przeszkadzałoby ono, gdyby znajdowało się po prawej stronie, ale nawet po lewej przewód plącze się pod rękami, nie mówiąc o wystających kablach USB. Szkoda, że nie udało się przesunąć tych portów do tyłu, choć bez wątpienia wymagałoby to przeprojektowania układu chłodzenia… który jest na tyle ciekawy, że jestem skłonny przyjąć kompromis w postaci wysuniętych do przodu portów. A to prowadzi mnie bezpośrednio do najważniejszego elementu asusowej układanki.
We wnętrzu Asusa ROG Zephyrus G14 2022 drzemie potwór.
Ten potwór to AMD Ryzen 9 6900HS, wspierany przez grafikę AMD Radeon RX 6800S z 8 GB pamięci GDDR6 oraz 32 GB RAM-u DDR5-4800. W moim egzemplarzu do kompletu był jeszcze 1 TB SSD PCIe gen. 4, rozwijający szybkość do ok. 3500 MB/s odczytu i zapisu.
Już AMD Ryzen 5XXX robił wrażenie, ale to, co AMD wyczarowało przy okazji szóstej generacji, absolutnie zasługuje na oklaski. W syntetycznych testach nowy Ryzen 9 6900HS teoretycznie nie odstaje zanadto od ubiegłorocznego Ryzena 9 5900HX, różnica to góra 10 proc. zależnie od testu, ale to i tak oznacza, że patrzymy na jeden z najszybszych układów laptopowych na rynku.
Podobnie rzecz się ma z grafiką Radeon RX 6800S, która pozwala się cieszyć klatkażem dalece przekraczającym 60 FPS w rozdzielczości 1440p na wysokich ustawieniach i płynnością powyżej 120 FPS na ustawieniach wysokich/ultra w większości tytułów, jeśli obniżymy rozdzielczość do FullHD.
Co dla mnie osobiście było najważniejsze, wygląda na to, że AMD w końcu się ogarnęło i ich podzespoły działają jak należy z wiodącym oprogramowaniem do pracy kreatywnej. Do niedawna połączenie Ryzena czy Radeona z aplikacjami Adobe oznaczało proszenie się o kłopoty; każda jedna aplikacja działała po prostu źle, a to się crashując (Lightroom), a to wyświetlając dziwne artefakty (Premiere Pro) lub nie obsługując poprawnie akceleracji GPU (Photoshop). W Zephyrusie G14 nie doświadczyłem żadnego z tych problemów ani w pakiecie Adobe Creative Cloud, ani w DaVinci Resolve.
Nowy laptop Asusa to pierwszy komputer z podzespołami AMD, który mogę z czystym sumieniem polecić kreatywnym profesjonalistom - dotąd każda taka polecajka była obarczona potężnym "ale" pod tytułem "mogą być problemy". Tym razem żadnych problemów nie doświadczyłem.
Asus ROG Zephyrus G14 2022 to laptop rozpalony do czerwoności.
I wcale nie mówię tu o czerwieni na logo producenta procesora, lecz o temperaturach obudowy, które momentami są alarmująco wysokie... a przynajmniej tak się wydaje.
Widziałem już wiele wczesnych opinii o nowym G14, według których laptop grzeje się w stopniu nieakceptowalnym, ale trzeba podkreślić tu słowo wczesne. Gdy laptop Asusa trafił na moje biurko, już pierwszego dnia zwróciłem uwagę na fakt, iż grzeje się on niemiłosiernie, pozornie od niczego - laptop pozostawał bezgłośny, odpalona była tylko przeglądarka internetowa, a mimo to oprogramowanie Armoury Crate pokazywało 80C na procesorze, zaś pulpit roboczy palił w dłonie.
Polski oddział AMD poinformował mnie jednak, że te problemy zostaną naprawione aktualizacją BIOS-u, która dotrze na urządzenia nim te trafią do rąk klientów i faktycznie - po ostatniej aktualizacji problemy z nagrzewaniem się przestały być aż tak dotkliwe. Nie znaczy to jednak, że zniknęły bezpowrotnie - Asus ROG Zephyrus G14 2022 momentami potrafi się nagrzać do bardzo nieprzyjemnego poziomu, co ciekawe w trybie Silent, w którym pracuje on kompletnie bezgłośnie. Komputer nie zwalnia, a też temperatura podzespołów trzyma się zupełnie racjonalnych wartości (ok. 50C), jednak pulpit roboczy robi się momentami nieprzyjemnie ciepły.
Aktualizacja BIOS-u naprawiła jednak drugą skrajność, na którą zwrócili uwagę niektórzy recenzenci - nadmierny hałas w trybie Performance oraz Turbo. O ile w trybie Turbo wiatraki rzeczywiście chłodzą z taką mocą, że robi się bardzo głośno, tak w trybie Performance trzymają zupełnie akceptowalne tempo pracy bez szkody dla efektywności chłodzenia. A w każdym razie mi się nie udało obciążyć Asusa ROG Zephyrus G14 2022 na tyle, by wiatraki zawyły w nieakceptowalny sposób.
Potęga i mobilność w jednym.
Aby czerpać z pełni mocy Zephyrusa G14, trzeba go oczywiście podłączyć do zasilania. AMD może i tworzy imponujące podzespoły, ale nie udało im się przeskoczyć ograniczeń architektury x86, a co za tym idzie, laptop do rozwinięcia pełnej prędkości potrzebuje zasilania przy użyciu ładowarki 240W, dołączonej do zestawu.
Gdy jednak nie potrzebujemy pełnej mocy, np. w podróży, możemy ze sobą zabrać małą i poręczną ładowarkę USB-C o mocy 100W, którą również znajdziemy w zestawie. I dopóki nie będziemy przesadnie obciążać laptopa, dopóty nie będziemy z tej ładowarki korzystać zbyt często, gdyż Asus ROG Zephyrus G14 bez większego wysiłku wytrzymuje ponad 10 godzin z dala od gniazdka podczas typowo biurowych zadań, typu połączenie przeglądarki Microsoft Edge, Spotify i pakietu biurowego.
Jedyną sytuacją, w której G14 z jakiegoś niewyjaśnionego powodu bardzo szybko tracił energię, choć robił pozornie niewiele, było oglądanie Netflixa w Edge'u. Wówczas akumulator rozładowywał się w tempie 30-35 proc. na odcinek Młodego Wallandera. W przeglądarce Google Chrome zużycie energii było znacznie niższe, choć wciąż dość wysokie, na poziomie 20 proc. Obstawiam, że dekodery Radeona nie przepadają za kodekiem Netfliksa, bo podobny problem nie występował choćby w przypadku Amazon Primo Video, gdzie zużycie energii nie przekraczało 10 proc. na jeden odcinek Jacka Ryana.
Cena jest wysoka, ale warto ją ponieść dla takiego sprzętu.
Nie będę czarował, w tym roku kupno Asusa ROG Zephyrus G14 to gorzka pigułka finansowa do przełknięcia. Najtańsza konfiguracja dostępna na polskim rynku, z procesorem Ryzen 7 6800HS, grafiką Radeon RX6700S, 16 GB RAM, 512 SSD i ekranem 1920 x 1200 px 144 Hz to koszt 8499 zł. Jeśli mnie pamięć nie myli, w poprzedniej generacji nawet najdroższy wariant (bez matrycy Anime Matrix) tyle nie kosztował.
Moja testowa konfiguracja, procesorem AMD Ryzen 9 6900HS, Radeonem RX 6800S, 32 GB RAM, 1 TB SSD i ekranem 2560 x 1600 px 120 Hz to koszt rzędu 9999 zł.
Drogo. Rzekłbym nawet, że bardzo drogo, zważywszy na fakt, że w tej cenie można już kupić szybszego i dłużej działającego na jednym ładowaniu MacBooka Pro 14. Jedyny realny rywal z Windowsem 11, Razer Blade 14, kosztuje jednak jeszcze więcej - choć tu można powiedzieć, że dysponuje on przecież jeszcze mocniejszą kartą graficzną. Obiektywnie na nowego Zephyrusa G14 2022 trzeba wydać dużo pieniędzy.
Również obiektywnie trzeba jednak przyznać, że ta dopłata względem poprzedniej generacji nie wzięła się znikąd. Wszystko jest tu lepsze. Lepszy jest ekran, lepszy jest gładzik, lepsze są głośniki, lepsza jest kamera internetowa (może i marna, ale przynajmniej jest), lepsza jest wydajność i lepsza jest optymalizacja podzespołów pod kątem gamingu i pracy z popularnymi aplikacjami.
Subiektywnie uważam, że te wszystkie ulepszenia warte są dopłaty, bo Asus we współpracy z AMD stworzył coś naprawdę wyjątkowego. Laptop, który nie idzie na kompromis ani pod względem mobilności, ani wydajności. Który mimo tego, że nie jest pozbawiony wad, uważam za jedną z najciekawszych maszyn z Windowsem 11, jakie kupimy w 2022 r.