Trenażer Elite Suito - recenzja długoterminowa. Zaryzykowałem i było warto
Trochę ponad rok temu uznałem, że czas w końcu sprawić sobie porządny trenażer. Padło na Elite Suito, który od tego czasu nieprzerwanie służy mi wtedy, kiedy pogoda nie pozwala wyjechać z rowerem na dwór. Najwyższa już pora, żeby podsumować tę przygodę.
A że typowych recenzji było już milion - w końcu sprzęt raczej nie jest nowy - postaram się raczej odpowiedzieć na pytania, które przychodzą mi do głowy i które pewnie miałbym, gdybym sam jeszcze raz rozważał zakup trenażera.
Dlaczego trenażer Elite Suito?
Bo... był. Po miesiącach z nie-smart trenażerem z rolką pod tylnym kołem uznałem, że czas na coś nowszego, lepszego, cichszego i dającego więcej frajdy. Niestety trafiłem na okres, kiedy właściwie niczego nie dało się kupić - a już szczególnie Kickr Core, w którego po internetowych rekomendacjach celowałem.
Elite Sutio wygrało więc głównie tym, że było dostępne (choć też nie bez przygód i czekania). Dodatkowo miało w zestawie kasetę (Sunrace, 11 rzędów, 11-28) i było od Kickr Core znacznie tańsze. Teraz, z tego co widzę, Kickr Core można kupić w podobnej cenie co Suito - choć dalej bez kasety.
Gdyby ktoś pytał - kaseta żyje do dzisiaj.
Ile na nim wyjeździłem?
Według danych z Garmina - jakieś 250 godzin. Nie jest to więc może ekstremalny test długodystansowy, ale szczęśliwie nie jest to też test po tygodniu czy dwóch, kiedy niektóre usterki mogą się nie ujawnić.
Głównie przy tym korzystałem z dwóch aplikacji - Zwift i TrainerRoad. Z każdej mniej więcej po jednym zimowym sezonie. Problemy? Zero. Aplikacji Elite raczej unikałem, ale i tak bulwersuje mnie to, że do aktualizacji trenażera potrzeba jest jeszcze jedna. I że niektóre funkcje w aplikacji Suito działają baaaaaaaaardzo wooooooolno.
I coś się stało przez ten cały czas?
Nie - i to mnie bardzo cieszy, szczególnie po tym, jak przewertowałem internet pełen skarg i uwag dotyczących problemów z Elite Suito. Z moim egzemplarzem (kupionym w październiku 2020 r.) nie działo się właściwie nic niepokojącego. Nie cykał, nie wydawał dziwnych odgłosów, nie miał niepokojących problemów z pomiarem mocy (chociaż o tym za chwilę) i właściwie nie wykazywał też żadnych objawów źle wyważonego koła zamachowego.
Napisałem "prawie", bo jeśli bardzo, bardzo uważnie wczuwać się w ten problem, to raz na jakiś czas, przy sporym zejściu z mocy w trybie ERG - np. po zakończeniu mocnego interwału i przejściu do regeneracji - było czuć delikatne bujnięcie. Przy czym zdarzało się to bardzo sporadycznie i trzeba było wiedzieć, czego szukamy. Moja żona trochę pojeździła na Suito i niczego nie zauważyła.
Czy łatwo jest zacząć jeździć na Elite Suito?
Banalnie łatwo - zresztą był to jeden z plusów Suito przy zakupie. Nie miałem jeszcze wtedy właściwie żadnych narzędzi rowerowych i chciałem odebrać sprzęt, rozstawić, podłączyć do prądu i jechać.
I w przypadku Suito tak to właśnie wygląda. Kaseta jest zamontowana, rozstawiamy składane nóżki, podpinamy rower, wykonujemy kalibrację i jedziemy. Chyba że mamy napęd inny niż 11-rzędowy, to wtedy jest gorzej. Ale wtedy też lepiej szukać Elite Sutio-T - w wersji bez kasety, tańszej przeważnie o jakieś 100-200 zł.
Jeśli chodzi o ogólne przemieszczanie trenażera, to też bez większych zastrzeżeń. Jest wprawdzie dość ciężki (14,5 kg), ale wbudowana rączka zdecydowanie ułatwia cały proces (spróbujcie sobie przetargać takiego Neo 2T...). Stópki mają też wystarczającą regulację, żeby wszystko stało odpowiednio stabilnie.
A jeśli sezon się skończy i będziemy chcieli odzyskać zajmowane przez trenażer miejsce - po prostu składamy go i chowamy. Przy czym jakoś nie mogę się polubić z mechanizmem składania tych nózek - zawsze korzystanie z niego wymaga ode mnie więcej wysiłku, niż oczekiwałbym po takiej prostej konstrukcji.
Czy jest problem z hamulcami tarczowymi/hydraulicznymi?
Nie ma, co wbrew pozorom wcale nie jest takie oczywiste. Podłączałem przy tym do Sutio dwa rowery - jeden ze sztywnymi osiami i jeden z QR, jeden z hydraulicznymi hamulcami tarczowymi, drugi z hamulcami hybrydowymi i wszystko mieściło się tak, jak trzeba.
Wszystkie niezbędne adaptery (i podkładka pod przednie koło) są przy tym w zestawie. Natomiast jeśli chodzi o ośki, to dostaniemy tylko tę od QR - w przypadku sztywnych osi trzeba skorzystać ze swojej własnej.
Czy Elite Suito jest cichy?
Tak, nawet bardzo cichy. Natomiast absolutnie nie jest bezgłośny i pod tym względem nie ma szans z droższą konkurencją.
Trzeba tutaj jednak wspomnieć o dwóch sprawach. Po pierwsze - jest piekielnie cichszy od trenażera z rolką pod tylnym kołem, nawet przy dedykowanej oponie i wszystkim ustawionym jak trzeba. Próbowałem kiedyś obejrzeć film na takim rolkowym trenażerze - to nie było przyjemne doświadczenie.
Po drugie - od samego trenażera w tym przypadku i tak głośniejsze jest wszystko to, co dzieje się dookoła. Nasz napęd, zmiany przełożeń, wentylator, nasze sapanie przy interwałach i tak dalej - to jest suma hałasów. Mając porównanie z takim Neo 2T, jestem w stanie wyłapać uchem, który hałas generowany jest przez trenażer. Natomiast bez takiego porównania... no robi trochę hałasu, co poradzić.
Oczywiście przetestowałem kilka razy jazdę tak z 2-4 m od śpiącej żony. Nie obudziła się, ale ma raczej solidny sen.
Jak jest ze stabilnością?
Na wszelki wypadek uprzedzę - jestem raczej niezbyt ciężkim (jakieś 68 kg) rowerzystą, z raczej słabą nogą. Mogę więc potwierdzić tyle, że nawet szarże - jak dla mnie - w okolicach 800 W nie robią na stabilności Suito wielkiego wrażenia. Wszystko jest sztywno, pewnie i zrywanie się do cięższej pracy po wstaniu z siodełka nie jest czymś, czego bym się obawiał.
Natomiast - i tutaj znowu porównanie do Neo 2T, który niedawno do mnie trafił - ta sztywność ma i swoje wady. Jest to bowiem sztywność z kategorii "sztywność absolutna" i nasz rower ani trochę nie buja się przy tym na boki, co dzieje się w przypadku jazdy na dworze. W Neo 2T to bujanie - w zakresie jak najbardziej porządanym - już występuje, więc jest trochę przyjemniej i bardziej realistycznie.
A jak jest z realizmem jazdy?
Z czym?
A tak na poważnie - niespecjalnie wiele jest tutaj elementów, które pozwalałyby poczuć się na trenażerze jak podczas jazdy na dworze. Koło zamachowe jest dość lekkie (3,5 kg), rower siedzi sztywno, a do tego nie ma żadnych gadżetów, które miałyby jakoś urealniać przejazd ("napędzanie" koła czy wibracje w zależności od nawierzchni). Podjazdy też raczej sprawiają wrażenie, jakby coś blokowało nam koło, a nie jakbyśmy faktycznie wdrapywali się pod górę.
Nie znaczy to oczywiście, że nie da się z Elite Sutio świetnie bawić albo ciężko trenować. Oczywiście, że się da i podjazdy na Zwifcie (maksymalnie symulowane 15 proc.) z włączoną pełnym odzwierciedleniem nachylenia potrafią dać piekielnie w kość. Tak samo treningi interwałowe w trybie ERG (automatyczne dopasowywanie obciążenia do zadawanego przez aplikację sterującą) potrafią sprawić, że na końcu z radością i ulgą spada się z roweru.
Co nie zmienia faktu, że jeśli tylko się da - wolę wyjść na dwór. Ale jeśli się nie da - nie płączę, tylko wpinam się w trenażer i jadę. Chociaż dużo chętniej w ostatnich miesiącach włączałem TrainerRoada i jakiś film albo serial, niż Zwifta i jego cyfrowe drogi.
Ale to całe symulowanie nachyleń działa?
Tak. Spędziłem w Zwifcie pewnie więcej czasu, niż bym chciał i wszystko było w jak najlepszym porządku. Co ciekawe, czasem miałem wrażenie, że zwiększony opór pojawiał się odrobinkę wcześniej, niż pojawiała się o tym informacja na ekranie, ale to były pojedyncze sekundy albo ułamki sekund.
Czy można polegać na trybie ERG?
Tak. O ile nie mamy treningu opartego na ultra-krótkich sprintach w okolicach maksymalnie 10-15 sekund. W takich przypadkach zdecydowanie lepiej przejść na tryb manualny, bo po prostu nie dokręcimy do zakładanego poziomu mocy - albo raczej nie pozwoli nam na to trenażer.
Jeśli natomiast chodzi o dłuższe segmenty treningowe, to tutaj już problemu nie ma. Przejście z mocy w okolicach 90 W na np. 300 czy 400 zajmuje preważnie 3-4 sekundy. Jest wprawdzie trochę brutalne i droższe trenażery potrafią zrobić to płynniej, ale to już czepianie się. Trochę mniejszym czepianiem się jest natomiast to, że Suito potrafi wyrównywać moc w trakcie stałych fragmentów treningów - np. jeśli zwolnimy z pedałowaniem albo przyspieszymy - w równie szarpany sposób. Dalej nie sprawia to, że mamy ochotę zejść z roweru, ale ponownie - da się to zrobić płynniej.
A jak jest z pomiarem mocy?
I tutaj mam problem. Albo nie mam. Najpierw napiszę, dlaczego nie mam.
Nie mam, bo od samego początku chciałem korzystać w domu i na dworze z tego samego źródła pomiaru mocy. W przypadku Sutio jest to o tyle proste, że producent oddaje nam do dyspozycji funkcję Power Meter Link, w ramach której łączymy (z pomocą aplikacji Suito) nasz miernik mocy z trenażerem i... to koniec. Źródłem pomiaru mocy od tego momentu jest ten czujnik, więc wyniki mamy 1:1 z tym, co na dworze. Korzystałem z tego przez prawie dwa zimowe sezony i ani razu nie miałem z tym najmniejszego problemu.
Potem jednak - żeby mieć dane do tego podsumowania - odpiąłem w aplikacji pomiar mocy z zewnętrznego czujnika, wykonałem kalibrację i... zacząłem szukać w internecie informacji o tym, dlaczego moje Suito zaniża moc. Krótkie poszukiwania doprowadziły mnie do wniosku, że prawdopodobnie połowa objętości całego internetu to właśnie takie pytania.
Testowałem przy tym Suito z pomiarem Inpeak (ramię korby), Garmin RS100 (pedał, jedna strona) i RS200 (pedał, obie strony) i Suito zawsze pokazywał najmniej, a wyniki przeważnie wyglądały mniej więcej tak:
Albo tak (choć tutaj różnice są już zdecydowanie mniejsze):
I o ile pomiary przy bardzo niskich mocach były mniej więcej zbieżne, o tyle przy większych i skokach - już mniej.
Bardzo często przy tym błąd pomiaru jako tako mieścił się w przedziale błędu/dokładności (2,5 proc. dla Suito) trenażera i zestawianych czujników. Można też przyjąć, że szacunkowy pomiar wykonywany przez trenażer różni się po prostu z wielu powodów technicznych od tego pomiaru, który wykonuje się na ramieniu korby albo na pedałach. Aczkolwiek... niektóre trenażery radzą sobie z tym po prostu lepiej.
Żeby nie było - kalibrację, idealnie zgodną z instrukcją, wykonywałem wielokrotnie i nigdy nie udało mi się osiągnąć identycznych rezultatów. Ale może po prostu się nie da i nie ma co się na to silić - tym bardziej, że kształt wykresu jest w najważniejszych punktach zgodny.
Pozostaje więc tylko pytanie, jak trenujemy. Jeśli na dworze jeździmy z pomiarem mocy i na tej zasadzie wyliczamy np. nasze FTP - po prostu podłączyłbym czujnik pod Suito. Jeśli nie - pewnie nawet nie zauważymy tej różnicy.
A kadencja?
Bez zastrzeżeń.
Tu i tam pojawiają się jakieś drobne niezgodności, ale przeważnie są mikroskopijne i bez znaczenia. Żeby było ciekawiej, w kilku testach to raczej Garmin RS100 miał jakieś niewytłumaczalne spadki kadencji, podczas gdy Suito trzymał poziom.
Elite Suito - było warto?
Było. Wprawdzie nie jest to idealny trenażer i może mogłem trafić na lepszy egzemplarz, jeśli chodzi o pomiar mocy (albo jeszcze bardziej postarać się przy kalibracji). Nie ma tutaj też żadnych niesamowitych funkcji, które sprawiłyby, że ten trenażer na dłuższą metę wyróżnia się czymś z tłumu. Tak, miło, że na start dostajemy kasetę, ale z drugiej strony - w końcu i tak trzeba będzie ją wymienić, więc oszczędność jest tylko w tej jednej kasecie.
Z drugiej strony - dostałem trenażer, który robi wszystko to, czego od trenażera oczekuję. W skrócie: potrafi dać mi wycisk, kiedy tego chcę, a kiedy nie chcę - mogę sobie na nim pokręcić na kompletnym luzie. W jednym i drugim przypadku satysfakcjonująco - nawet jeśli nie super elegancko - działa też tryb ERG, który od miesięcy jest moim absolutnie domyślnym trybem domowej jazdy.
Do tego rozpoczęcie jazdy nie wymagało ode mnie żadnych umiejętności technicznych i żadnych narzędzi, a jeżdżenie czy trenowanie pod dachem stało się ciekawsze, przyjemniejsze i bardziej chciało mi się wsiadać na taki uziemiony rower - a o to głównie chodziło.
Czy wybrałbym Suito drugi raz? W tym momencie trenażer Elite kosztuje w licznych promocjach - w wersji T, czyli bez kasety - ok. 2300-2400 zł. Mniej więcej tyle, co Tacx Flux S Smart i około 400-500 zł mniej niż Direto X z teoretycznie wyższą dokładnością pomiaru mocy i Kickr Core, w którego celowałem za pierwszym razem. Możliwe, że teraz dokonałbym tego samego wyboru, którego dokonałem w 2020 r. A zaoszczędzone pieniądze dołożyłbym do zakupi Elite Rizera - ale tylko pod warunkiem, że pojawiłyby się na niego jakieś promocje, bo jego standardowa rynkowa cena jest rodem z kosmosu.