Wygląda jak dziwny pies lub szop pracz. Jenot przybył do nas z Rosji i można go spotkać na ulicach miast
Jenot przybył do nas jeszcze ze Związku Radzieckiego. Spodobało mu się na tyle, że to dziś stanowi zagrożenie dla bioróżnorodności w polskich lasach. Chociaż zapada na sen zimowy, zdarza mu się zrobić przerwę i trafić na człowieka.
Ostatnio jenot został zauważony na warszawskim Ursynowie. To kolejny przykład na to, że dzikie zwierzęta coraz częściej zapuszczają się w rejony zamieszkiwane przez człowieka. Populacja jenota zwiększa się, ale spotkać go nie jest tak łatwo – przez to, że prowadzi nocny tryb życia. Zdarza się jednak być zauważonym za dnia, z daleka przypominając ni to lisa, ni to psa.
Umiejętności adaptacyjne jenota są bardzo duże. Jenot nie jest wybredny, a przy tym dość zwinny. Może nawet wspinać się na drzewa, wykradając jajka czy młode z gniazd.
Niestety jenot to zagrożenie dla zwierząt
To po prostu bardzo trudna konkurencja. Jego niemal wszystkożerność doprowadza do tego, że kradnie pokarm innym. Na dodatek zapada w sen zimowy, zabierając schronienia borsukom. Sen może być jednak przerwany, więc tak naprawdę jenot jest aktywny cały rok. I to bardzo: oprócz tego, że się wspina, może też pływać, więc łatwiej mu zdobywać i uszczuplać pokarm innym.
Zagrożeniem są też choroby, które jenot może przenosić. To nie tylko wścieklizna.
– Jenoty często chorują na świerzb, ponieważ ich futro jest przystosowane do ochrony przed niskimi temperaturami, ale nie do wysokiej wilgotności polskich zim. W konsekwencji, w okresie jesienno-zimowym, łapią świerzb – mówiła portalowi opowiecie.info Marta Węgrzyn, prezeska Opolskiego Centrum Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt "Avi".
To właśnie tam takie dzikie zwierzęta będą mogły liczyć na dożywotni azyl. Od 2019 roku jenot zaliczany jest przez Unię Europejską do gatunku zwierząt inwazyjnych. W Polsce można na niego polować cały rok.
Takie miejsca są potrzebne, bo jenot trafia do lasów polskich niekoniecznie z własnej woli. Zdarza się, że zwierzęta uciekają z farm futrzarskich. I chociaż zagrażają polskim lisom czy borsukom, to przecież nie oznacza, że muszą zostać zabite. Lepiej żeby dostały schronienie będąc pod opieką fundacji dbającej o życie dzikich zwierząt.
Bardzo często właśnie człowiek zaburza naturalne środowisko. Widać to najlepiej na przykładzie ryb. Niedawno w Poznaniu wyłowiono 4280 ryb o łącznej biomasie 65 kilogramów. Kilkanaście z nich to "złote rybki", czyli ozdobna wersja karasia.
– Największym zagrożeniem dla nich, poza niszczeniem siedlisk, są ryby wpuszczane do miejsc ich rozrodu. Znajdziemy tutaj też ropuchę szarą. Niegdyś występowała traszka zwyczajna, ale wyginęła pod wpływem presji drapieżniczej ze strony ryb - komentował dr inż. Mikołaj Kaczmarski, herpetolog z Katedry Zoologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
W stawach można znaleźć też żółwie – inny gatunek inwazyjny
Cóż, to wszystko wpisuje się w kolejny rozdział opowieści pod tytułem "jak człowiek na własne życzenie niszczy środowisko". Warto pamiętać o tym, gdy nam się poszczęści i na swojej drodze zobaczymy między innymi jenota.