REKLAMA

Garmin Epix - recenzja. Gdybym miał teraz kupić zegarek, kupiłbym ten

Możliwości takie same jak te, które oferuje Garmin Fenix, ale z dużo, dużo piękniejszym wyświetlaczem - o czymś takim od dawna marzyło wiele osób. I w końcu stało się - sprawdziłem, jaki jest Garmin Epix i czy warto go kupić.

Garmin Epix - recenzja. Gdybym miał teraz kupić zegarek, kupiłbym ten
REKLAMA

Tak, Garmin Epix to w dużej mierze to samo, co Fenix 7, tylko kosztuje więcej. Tak, Garmin Epix potrafi w większości to samo, co potrafią Fenixy poprzedniej generacji, które można dziś kupić nawet dwukrotnie taniej. Ale czasem liczy się nie tylko to, co się robi - ale i to jak.

REKLAMA

I żeby nie przedłużać, przejdźmy od razu do najważniejszych cech Epixa, które mogą przesądzić o tym, że ktoś zdecyduje się na jego zakup zamiast nowego Fenixa. Albo zdecyduje się zmienić starszego Fenixa właśnie na ten zegarek. A potem przejdźmy do tego, co Garminowi niekoniecznie wyszło najlepiej.

Pierwszy element testu jest raczej oczywisty:

Ekran AMOLED jest fantastyczny.

To jest coś, na co czekałem - i pewnie nie tylko ja - od dłuższego czasu. Zegarek o wyglądzie i możliwościach Fenixa, ale z ekranem, który wygląda po prostu dobrze. I Garmin dostarczył właśnie coś takiego - bez prawie żadnych kompromisów.

Wygląd i wymiary Fenixa zostały jak najbardziej zachowane. Do dyspozycji mamy tutaj wyświetlacz o średnicy 1,3", czyli takiej samej, jak standardowe Fenixy. Koperta też właściwie wygląda identycznie. Różnica polega na tym, że o ile w zwykłych Fenixach znajdziemy typowy dla Garminów wyświetlacz, tak tutaj zdecydowano się na AMOLED o rozdzielczości 416x416 pikseli skryty pod warstwą ochronną Gorilla Glass DX.

Efekt? Jest po prostu... bardzo ładnie i dużo, dużo przyjemniej dla oka. Czerń jest w końcu naprawdę czarna, bez trupiobladej poświaty przy podświetleniu i niebieskawego zafarbu. Wykresy przestały być anemiczne i wyblakłe. I ogólnie - powiało bardziej współczesnością.

Jeśli ktoś obawia się o czytelność w mocnym świetle - nie ma powodu.

AMOLED w Epixie jest wręcz piekielnie jasny. Momentami nawet za jasny, co może bywać problemem, biorąc pod uwagę fakt, że z jakiegoś powodu Garmin nie zdecydował się zastosować w tym zegarku czujnika oświetlenia. Nie ma i już - szkoda. Trzeba zdać się na manualną regulację intensywności podświetlenia - dobrze, że jest harmonogram dla trybu nocnego z osobnym ustawieniem, bo można byłoby wypalić sobie oczy. Aktualizacja: według strony Garmina, Epixa wyposażono w czujnik oświetlenia. Najwyraźniej nie działa aż tak wydajnie, jak oczekiwałem.

Natomiast w pozostałych sytuacjach jest jak trzeba. Skorzystałem ostatnio z kilku chwil słońca we Wrocławiu, wziąłem ze sobą mojego Fenixa 6X Pro, wystawiłem na światło i...

Fenix 6X Pro vs Epix w świetle słonecznym

Przy niektórych ustawieniach w stosunku do kąta padania promieni słonecznych Epix z jego AMOLED-em i potężnym podświetleniem jest nawet bardziej czytelny od Fenixa poprzedniej generacji.

Tutaj jeszcze trochę inny kąt:

Nie, w Fenixie nie wyłączyło się podświetlenie. Zresztą widać, że nie załadowało jeszcze mapy do końca, więc jest tuż po kliknięciu, które aktywuje podświetlenie.

Podświetlenie w F6X było przy tym ustawione na 100%. W Epixie - na prawie maksymalny poziom. Jedną zauważalną różnicę było widać przy świetle padającym idealnie na obie tarcze:

W takim przypadku ekran F6X Pro wręcz zyskuje na tym, że ustawiamy go wprost do słońca. Ale to nie sprawia, że ekran Epixa przestaje być mega czytelny. Nie udało mi się znaleźć żadnej takiej sytuacji, w której AMOLED nie dałby sobie rady - zawsze po uniesieniu ręki pozostawał w pełni użyteczny.

I zawsze jest też włączony?

W standardowym trybie pracy - tak. Domyślnie ekran w Epixie ustawiony jest tak, że w ciągu dnia zawsze wyświetla właściwie wszystkie informacje z tarczy, może poza tymi, które zmieniają się często - np. sekundami. Dopiero w trybie nocnym, ustawianym według harmonogramu, jest wygaszany, po aktywacji wyświetlając uproszczoną i oszczędną wersję tarczy.

Różnicą w porównaniu do ekranów MIP z większości pozostałych Garminów jest to, że AMOLED do bycia czytelnym potrzebuje po prostu często nie tylko samego wyświetlania, ale też mocniejszego podświetlania, które aktywuje się po podniesieniu nadgarstka. Sam system działa bez zarzutu i jest bardzo czuły, ale jeśli będziemy chcieli sprawdzić godzinę bez podnoszenia zegarka, to czasem - bardzo, bardzo czasem - może nas kusić, żeby jednak dotknąć któregoś przycisku aktywującego podświetlenie.

Przy okazji - jeśli zdejmiemy zegarek z nadgarstka, to po pewnym czasie wygasi się całkowicie. Co ciekawe, wybudzi się nawet wtedy, kiedy delikatnie pukniemy w blat, na którym leży. Nie wiem, do czego może się przydać taka wiedza, ale z chęcią się nią dzielę.

Aktualizacja (przegapiona notatka z testów): jeśli w trakcie np. jazdy rowerem przyczepimy Epixa do kierownicy, zamiast trzymać go na nadgarstku, to po określonym czasie podświetlenie zostanie wyłączone, natomiast ekran nie zostanie wygaszony. Natomiast żeby aktywować podświetlenie, niezbędne będzie dotknięcie ekranu.

Co wynika z tego lepszego ekranu? Ale takiego użytecznego?

Jeśli ktoś liczył na jakąś gigantyczną rewolucję, to muszę go rozczarować - nie ma jej. Jest po prostu ładniej i przyjemniej. Może niektóre wykresy są też czytelniejsze, ale zależy to od tego, jak Garmin je zaprojektował. Czasem mam wrażenie, że chciano za wszelką cenę pochwalić się nasyceniem kolorów i ten nadmiar trochę razi w oczy.

Największą użytkową zaletą AMOLED-a o wyższej rozdzielczości są prawdopodobnie mapy. I owszem - są w większości przypadków ładniejsze, bardziej czytelne, a dodatkowo dzięki większej liczbie pikseli są w stanie wyświetlić więcej treści bez konieczności przybliżania obrazu. Łatwiej więc znaleźć na mapie to, czego szukamy - czy chodzi o jakąś ścieżkę, czy o POI-a, czy o cokolwiek innego.

Tyle tylko, że - pomijając walory estetyczne - przyda się to głównie tym, którzy faktycznie przeglądają mapę na zegarku. Różnice przy samej nawigacji na przykład po zgraniu zaplanowanej trasy do zegarka aż takie wielkie już nie są.

Tym natomiast, co faktycznie różni doświadczenia mapowe w Epixie np. od Fenixa 6X, jest to, jak sprawnie to działa. W 6X przewijanie mapy było katorgą ze względu na prędkość doczytywania kolejnych fragmentów mapy. Widać zresztą na jednym z poprzednich zdjęć, że zdążyłem oddalić mapę, sięgnąć po aparat, złapać ostrość i zrobić zdjęcie, a i tak boczne kwadraty nie zostały jeszcze załadowane. W Epixie przewijanie jest dużo bliższe temu, które znamy ze smartfonowych map. Dalej nie jest idealne, ale jest już dużo, dużo, dużo lepsze.

A jak jest z dotykiem?

Tak, można teraz dodać do ekranu głównego ikonkę z tygodniowym dystansem na rowerze!

Tę odpowiedź można podzielić na dwie części.

Od strony technicznej jest bardzo dobrze. Ekran idealnie reaguje na wszystkie dotknięcia, a przewijanie jest bardzo przyjemnie animowane. Dodatkowo dostajemy możliwość klikania w widgety na ekranie głównym, więc nie trzeba już przewijać, żeby dostać się np. do pogody - wystarczy kliknąć odpowiedni fragment naszej cyfrowej tarczy.

Nie ma też właściwie żadnego problemu z przypadkowymi dotknięciami - podczas dwutygodniowych testów zdarzyło mi się to może raz. Zresztą można dowolnie blokować i odblokowywać obsługę dotykiem - domyślnie jest ona wyłączona dla aktywności, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby dla wybranych ją odblokować. Albo zablokować i odblokować ręcznie poprzez jednoczesne wciśnięcie i przytrzymanie przycisku start i przeciwległego guzika.

Jeżeli natomiast chodzi o to, czy korzystałem z tego często, to odpowiedź brzmi: nie. Może to lata przyzwyczajenia do obsługi guzikowej, może coś innego, ale pomimo tego, że dotyk w Epixie działa wzorowo, to korzystałem z niego głównie na początku, a potem po prostu zapomniałem i klikałem sobie guziczkami.

Druga potężna zmiana - GPS. I to jest dobra zmiana.

Na początek ważna uwaga - tak, nowa seria Fenix i Epix wprowadza obsługę tzw. multi-band, ale nie dla wszystkich modeli. Ta nowość dotyczy wyłącznie wersji z szafirowym szkłem, czyli nie tego, który trafił do mnie na testy.

Nie oznacza to jednak, że nie ma tutaj żadnych zmian. Już na początku pojawia się nowość w postaci wyboru trybów pracy naszego GPS. Od teraz możemy wybierać pomiędzy samym GPS, oszczędnym UltraTrac, a... wszystkimi systemami. Zegarek po prostu sam wybierze system lokalizacji, który w danej chwili oferuje najlepsze pokrycie. Koniec z pytaniami, czy ustawić GPS, czy GPS + GLONASS.

I to wszystko? Nie.

Nie, bo nawet ten gorszy system lokalizacji z nie-szafirowego Epixa spisuje się fenomenalnie - szczególnie w porównaniu np. z 6X Pro i szczególnie tam, gdzie starsze Fenixy nie dawały sobie rady. Przykładowo Epix rozwiązał w moim przypadku problem z dramatycznie spadającym tempem chwilowym po wbiegnięciu do lasu.

Różnicę widać i na wykresie tempa, i na samej mapie z zapisem trasy:

Po wbiegnięciu do niezbyt wielkiego, ale za to dość gęstego lasu (z tego miejsca jest też wcześniejszy wykres ze spadkiem tempa), widać wyraźnie, że 6X - o iPhonie nie wspominając - zaczyna się gubić i błądzić, w pewnym momencie ścinając nawet niezbyt elegancko spory kawałek trasy. Epix takiego problemu w tym miejscu nie ma.

Tak samo przy wyjściu z lasu w innym miejscu 6X wyraźnie skrócił sobie trasę - Epix ponownie poradził sobie bez zastrzeżeń.

Niska zabudowa - również plus dla Epixa (czerwony ślad):

Wysoka zabudowa (w dolnej części zrzutu) - tutaj już F6X totalnie odleciał. Epix - wzorowo:

I jeszcze jedno z wysokiej zabudowy, ale tym razem między wysokimi blokami:

Ślad Epixa (tym razem fioletowy) jest najbliższy prawdzie. Szczególnie w tym fragmencie z wbiegnięciem między bloki.

I jeszcze hyc pod wiaduktem:

Nie, drogi Fenixie, zdecydowanie nie było możliwe, żebym pobiegł tak, jak zapisałeś. Ponownie punkt dla drużyny Epixa.

Czy to ma faktycznie wielkie znaczenie?

Tak i nie.

Tak, bo ludzie kupujący zegarek sportowy za 3000 czy 4000 zł oczekują, że będzie miał jak najlepszy GPS i będzie im rysował trasy tak piękne, jak sobie to wyobrażali.

Z drugiej strony - poza tempem chwilowym te różnice w końcowym dystansie, w większości przypadków, nie są gigantyczne. Na 10 km mowa przeważnie o ok. 100-200 m, a i to przy dobieraniu trudniejszego terenu.

Czy za lepszą dokładność warto dopłacić, sprzedać Fenixa i kupić Epixa (albo pewnie nowego Fenixa - test też niedługo)? Ja bym tego akurat nie zrobił - ale też rzadko kiedy poza testami siedzę z lupą i oglądam zapis trasy.

Mieszane uczucia mam odnośnie czujnika tętna.

To Elevate 4, stosowany już wcześniej w niektórych nowych zegarkach Garmina i... jakoś nie mogę się z nim dogadać.

W przypadku komfortowych warunków, czyli np. jazdy na trenażerze w pomieszczeniu, jest właściwie perfekcyjnie:

Nuda, wszystko się zgadza, może poza samym początkiem. Potem rozbieżności są właściwie pomijalne, a opóźnienie w stosunku do wzorcowego u mnie Polara OH1 - właściwie żadne.

Znowu nuda.

Jeszcze nudniej.

Dobra, to teraz przejdźmy na dwór do dwóch aktywności, które wybitnie Epixowi nie wyszły. Możliwe, że to kwestia nadmiaru zimowo-deszczowych ciuchów albo mojej niekompatybilności z Elevate 4, ale wyglądało to tak:

I to już zdecydowanie piękny wykres nie jest. Albo mówiąc wprost - to jest bardzo brzydki wykres, bo wszystkie istotne fragmenty, czyli interwały, zostały ścięte.

Drugi przykład - tutaj już był spokojniejszy bieg, z tylko jednym, trwającym minimalnie dłużej przyspieszeniem. I co? I tutaj też niespecjalnie dobrze to wyszło:

O dziwo w podobny sposób wysypał się też 6X Pro, rysując w tym momencie wykres o podobnym kształcie, ale z wyraźnie niższą wartością. Dopiero pod sam koniec biegu wszystkie sprzęty postanowiły się dogadać co do tego, jak szybko pracuje moje serce. Trochę późno.

To jak jest?

Przejrzałem kilka recenzji Epixa i nie widziałem, żeby ktoś miał podobne problemy, więc może jestem jednostkowym przypadkiem, który wykazuje niezgodność z tym czujnikiem tętna. Będę miał niedługo kolejne okazje, żeby się oswoić z Elevate 4, więc może wyciągnę jakieś ciekawsze wnioski.

Tyle dobrze, że i tak przeważnie biegam z dodatkowym czujnikiem tętna, więc problem byłby dla mnie kompletnie pomijalny.

Nie jestem też fanem nowej konstrukcji przycisków.

A raczej konstrukcji dookoła przycisku Start/Stop. W poprzednich Fenixach nic w tym miejscu oprócz przycisku nie było. Tutaj mamy natomiast dodatkową zabudowę, która momentami sprawiała, że zamiast wcisnąć przycisk, wciskałem jego obudowę.

Do czego to miało służyć - nie mam bladego pojęcia. W życiu nie wcisnąłem przypadkiem żadnego przycisku w Fenixie.

Przy okazji - mój testowy egzemplarz właściwie od razu miał odrobinę "lepkie" przyciski. Działały poprawnie, ale nie miały tego przyjemnego kliku, którego można byłoby oczekiwać. Traumy z 945 powróciły z pełną mocą.

Świetnym pomysłem jest natomiast Stamina. Aczkolwiek przyda się ograniczonej liczbie użytkowników.

W dużym skrócie - to funkcja, która szacuje w momencie startu aktywności, w jakiej akurat jesteśmy formie. Ile spaliśmy, jak ciężko danego dnia pracowaliśmy i tak dalej. Na tej podstawie określa, ile mamy "wytrzymałości", a potem pokazuje, ile nam jej pozostało - i to w podziale na potencjalną i aktualną, żeby można było lepiej rozplanować dalszy wysiłek.

Pokażę to może na przykładzie, żeby było czytelniej. Startujemy z aktywnością, system oblicza, ile mamy jeszcze zapasu - może podać to w formie dystansu albo czasu - i oczywiście procentów:

Obliczenia gotowe - według Garmina z takim wysiłkiem mógłbym jechać bez przerwy przez ponad 5 godzin. Polemizowałbym z tym, bo według mnie z takim wysiłkiem mógłbym jechać całą dobę, ale niech będzie.

Pomarańczowy kolor wskaźnika oznajmia, że zużywanie wytrzymałości postępuje w normalnym trybie.

Zaczyna się interwał, czas gwałtownie spada, wskaźnik zmienia się na czerwony, a przy okazji na wykresie pojawia się biały pasek:

Ten biały pasek to różnica między wytrzymałością aktualną a potencjalną, którą możemy odzyskać, zmniejszając poziom obciążenia.

Rzeźbimy jeszcze chwilę mocniej w interwale i mamy coś takiego:

Czas spadł do zaledwie 40 minut, zaczynamy krótką regenerację, w trakcie której wskaźnik zmienia się na zielony i zaczyna wypełniać białe pole:

Oczywiście nie da się wiecznie odzyskiwać wytrzymałości do tego samego poziomu. Pod koniec ostatniego mocniejszego fragmentu mogę już dobić tylko do 86 proc. i to będzie koniec:

Kilka minut wolnej jazdy i znowu teoretycznie mógłbym w takim tempie jechać kolejne 4,5 godziny. Przy czym ten wynik wydaje mi się bardziej wiarygodny niż te 5 godzin z początkowych szacunków.

W końcu Garmin nie wiedział, że mam przed sobą bardziej wymagające fragmenty. Możliwe, że gdybym od początku utrzymywał taką niską moc i tętno, ten dystans z czasem jeszcze by wzrósł.

Jeśli ktoś ma potrzebę, może potem sprawdzić w podsumowaniu treningu zapis naszego zużycia wytrzymałości, nakładając na to np. wykres tętna, mocy czy tempa.

Czy to się przyda?

W większości przypadków - szczerze wątpię. Jeśli mamy zaplanowany jakiś trening, to raczej i tak go wykonamy, niezależnie od tego, czy będziemy mieć 80 czy 20 proc. "Staminy". Na luźne wybieganie po pracy też nie będzie to miało większego wpływu.

Prawdopodobnie bardziej przyda się podczas jakichś naprawdę długodystansowych zawodów - niezależnie od dyscypliny - z masą przewyższeń i przypadkami, gdzie musimy szacować, czy warto pod daną górę wbiegać pełnym ogniem, czy może jednak lepiej trochę sobie odpuścić, bo zabraknie nam siły potem. Traktowałbym to więc trochę nielogicznie, jako rozwinięcie... PacePro, które też narzucało nam tempo na poszczególnych odcinkach, jeśli chcieliśmy uzyskać ostatecznie określony wynik lub średnią. Tutaj po prostu jest to dostosowane bardziej do naszego faktycznego samopoczucia i potencjału danego dnia.

A jak jest z akumulatorem?

Zdecydowanie gorzej niż w Fenixie - to jest właściwie jedyna rzecz, z której musimy zrezygnować (może poza opcją Solar), decydując się na Epixa.

Maksymalny deklarowany przez Garmina czas pracy Epixa ze stale włączonym podświetleniem ekranu to 6 dni. Jeśli pozwolimy mu się wygaszać po każdym opuszczeniu ręki, wtedy bez ładowarki obejdziemy się przez 16 dni. Dla porównania Fenix 7, który ekran ma zawsze włączony, wytrzyma bez ładowarki 18 dni, a 7X - 28 dni. To jest potężna różnica.

Na szczęście te deklarowane 6 dni nie są dalekie od prawdy - faktycznie da się tyle uzyskać i to nawet niekoniecznie siedząc cały czas nieruchomo. Tak czy siak, trzeba się jednak przyzwyczaić do ładowania częściej niż raz na tydzień, co dla posiadaczy Fenixów może być szokiem. Mnie tam przesadnie nie przeszkadzało, bo lubię co jakiś czas spędzić noc bez kołpaka na nadgarstku.

Różnice w czasie pracy dotyczą oczywiście też aktywności. I tak np. Fenix 7X dociągnie na jednym ładowaniu do prawie 90 godzin pracy z GPS, a w ekstremalnych trybach oszczędzania można odstępy między ładowaniami liczyć w dniach. I to naprawdę wielu dniach.

Epix w trybie maksymalnego oszczędzania akumulatora posłuży nam przez 75 godzin. W trybie samego GPS - 30 godzin, a w trybie najwyższej dokładności - 24 godziny (32, jeśli wyłączymy tryb always on). Nie miałem wprawdzie okazji bic bez przerwy przez 75 albo 30 godzin, ale mogę potwierdzić, że zużycie akumulatora podczas standardowego treningu z maksymalną dokładnością i włączonym czujnikiem tętna to zużycie na poziomie ok. 3-5 proc. na godzinę, więc dla zdeterminowanych ta doba powinna być osiągalna.

W przypadku włączenia nawigacji i ustawienia jej na domyślnie wyświetlany ekran, zużycie - bez zaskoczenia - dość znacząco wzrasta. Z moich obserwacji wynosi ok. 8 proc. na godzinę, czyli powinniśmy się spodziewać 10-12 godzin używania. Aczkolwiek pewnie przerzucenie ekranu danych na coś mniej kolorowego i ruchomego powinno poprawić trochę ten wynik.

Mniejsza, ale fantastyczna zmiana: w końcu można zmieniać pola dancyh z telefonu.

Dlaczego dopiero teraz, a nie np. od 2012 roku? Nie wiem. Ale dobrze, że w ogóle to wprowadzono, bo taka obsługa i konfiguracja jest wielokrotnie łatwiejsza, przyjemniejsza i dużo mniej ma się ochotę rzucić zegarkiem o podłogę.

Czy trafi to też do innych urządzeń - nie wiem. Po cichu liczyłem, że podłączenie Epixa do Garmin Connecta odblokuje możliwość dokonywania takich zmian i na moich starszych Garmina, ale tak się nie stało.

Daję też plusa za dostępność map. Ale i przy okazji minusa.

Epix w wersji nie-szafirowej dociera do nas bez preinstalowanych map, ale spokojnie - możemy sobie je pobrać w dowolnej chwili, całkowicie bezpłatnie, dla obszaru, który nas interesuje. Super.

Epix w wersji szafirowej z kolei ma już od początku mapy na pokładzie. Z czego więc wynika różnica?

Z tego, że nie-szafirowy Epix nie tylko ma gorszy GPS, ale też mniej pamięci wewnętrznej. Zamiast 32 GB dostał tylko 16 GB. Mapy prawdopodobnie nie są do niego wgrane, bo... na dzień dobry zajęłyby prawie całą dostępną przestrzeń.

Powyżej widać zrzut ekranu z Garmin Express, gdzie widać, ile miejsca zostanie po instalacji map TopoActive Europe - jakieś 700 megabajtów. Dorzucimy do tego kilka playlist i już jesteśmy zapakowani pod koreczek.

Co jeszcze nowego, a czego zabrakło?

Z braków - porządny głośnik i mikrofon. Epix dalej nie pozwala na prowadzenie rozmów telefonicznych, nawet przy podłączonym telefonie, a w wielu przypadkach zdecydowanie doceniłbym taką funkcję. O braku czujnika oświetlenia już wspominałem, ale warto się przypomnieć.

Poza tym doszło jeszcze kilka trybów sportowych, ale większość z nich trafi też w ramach aktualizacji na Fenixy. Dodano też wykres trendów przewidywanego czasu ukończenia wyścigu (wcześniej było widać tylko najnowsze szacunki), a także automatyczne wykrywanie podziału na bieg, marsz i postój w trakcie aktywności:

Poza tym jest niemal po staremu, co w przypadku Epixa oznacza pełen Fenixowy wypas. Są płatności, jest muzyka, jest pomiar absolutnie wszystkiego, co tylko możliwe - od całodobowego tętna, przez sen, saturację, efekt treningowy, sugestie treningowe, Garmin Coacha, pułap tlenowy i tak dalej, i tak dalej.

Czy warto kupić? I czy ja sobie kupię?

Żeby nie było, że z tym zakupem to tylko taka recenzyjna figura retoryczna - większość sprzętów, które rekomendowałem jako warte zakupu, kupiłem sobie potem sam. Wliczając w to m.in. 945, Rally (choć na razie w wersji RS100) czy Forerunnera 45 (ten akurat nie był dla mnie).

W przypadku Epixa... to skomplikowane. Gdybym teraz nie miał żadnego zegarka, bo moje dotychczasowe strawiłby pożar, i miałbym do wydania te 4300 zł, to tak - kupiłbym bez zawahania. Garmin Epix ma dokładnie wszystko, co najbardziej lubię w Garminie, ale podane w dużo lepszym sosie - z piekielnie lepszym ekranem, z lepszym GPS niż w moim aktualnym Fenixie, lepszymi i sprawniejszymi mapami, i kilkoma ciekawymi gadżetami, które uprzyjemnią trening i dalej niezłym czasem pracy na jednym ładowaniu. Nie zdziwię się swoją drogą - o ile cena nie przerazi klientów - jeśli Epix będzie się z czasem sprzedawał lepiej niż Fenix. To jest po prostu to samo, ale lepsze i wymagające częstszego ładowania. Jestem kupiony.

Z drugiej strony - nie pędzę teraz do sklepu i nie podejrzewam, żebym popędził w najbliższym czasie. Różnice między takim 6X czy 6 Pro a Epixem są, ale nie takie, żeby nagle z portfela wysypało mi się 4300 zł podpisanych "na Epixa". Ten nowszy zegarek schowałem już do pudełka i czeka na kuriera, i jakoś po powrocie do Fenixa nie odpadła mi ręka ani nie wzrosło tętno spoczynkowe. Trochę mnie wprawdzie bolą oczy od patrzenia na jego ekran, ale pewnie za jakiś czas o tym zapomnę.

REKLAMA

Inna sprawa, że szanse na to, że kupię kolejnego Fenixa, wiedząc, jak wygląda ekran w Epixie i jak spisuje się na co dzień, są właściwie zerowe. Chyba że nagle zacznę biegać 100-godzinne ultra, to wtedy zmienię zdanie.

A jeśli nie, to pewnie z chęcią przeczekam jeszcze tak z jedną generację - chociażby po to, żeby dostać w końcu głośnik i mikrofon.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA