Wyszli na dworzec, żeby przywitać pociąg. 2021 rok, a w Polsce obrazki, jak z XIX wieku. Wcale im się nie dziwię
Gdyby porównać rozwój kolei w Polsce i Chinach na przestrzeni ostatnich 30 lat, wypadlibyśmy tragicznie. U nas ludzie cieszą się z powrotu pociągów do miejscowości wykluczonych kolejowo w wyniku transformacji systemowej, w Chinach otwierane są kolejne odcinki kolei wielkich prędkości.

Oto dowód na wieloletnią zapaść polskiej kolei. Wraz z nowym rozkładem jazdy PKP do wielu miejscowości powróciły pociągi. Ludzie tak bardzo ich wyczekiwali, że aż przyszli na peron je powitać. Obrazki jak z XIX wieku w 2021 – to jednak nie rekonstrukcja, a powtórka z rozrywki.
W weekend Piotr Chodak z portalu chinytolubie.pl wrzucił na swój twitterowy profil porównanie dwóch zdjęć. Na jednym widzimy starą lokomotywę gdzieś w szarym polu i maszynistę, który zapewne ją prowadził. Na drugim jest już nowoczesny pociąg zatrzymujący się na równie nowoczesnym dworcu.
Mężczyzna jest ten sam, tyle że 26 lat starszy – bo zaledwie tyle różni te dwie fotografie. A jakby zdjęcie z innych epok, przedstawiające najpierw dziadka, a potem wnuka. Chiny zrobiły olbrzymi postęp w tak krótkim czasie.
W weekend pojawiły się też dwie inne fotki. Jarosław Osowski pokazał, jak mieszkańcy Rypina w woj. kujawsko-pomorskim cieszyli się z przybycia pociągu na ich miejscowy dworzec po 25 latach przerwy. Było to huczne święto i trudno się dziwić: po latach zaniedbań wreszcie będzie można zamienić samochód na kolej.
W obrazku jest coś jednak uderzającego. Bowiem dokładnie tak samo świętowano przeszło sto lat temu, kiedy kolej była czymś zupełnie nowym i nieznanym.
Tymczasem żyjemy w XXI wieku, a dla wielu Polaków pociąg jest niemal dokładnie tym samym, czym był wieki temu – abstrakcją, niemożliwością. Gdzieś tam, hen, daleko, owszem, jeżdżą te potężne maszyny, ale u nas?
Nowy rozkład jazdy pociągów PKP. Powrót pociągów
Wraz z nowym rozkładem jazdy, który wszedł w życie 12 grudnia 2021 roku, kolej wróciła do miast, w których dawno jej nie było. Jak chwaliło się Intercity:
W nowym rozkładzie jazdy dostęp do usług PKP Intercity zyskają Sierpc, Rypin, Brodnica i Grudziądz. Wszystko za sprawą nowego pociągu TLK Flisak, który będzie kursować pomiędzy Katowicami a Gdynią. Tym samym mieszkańcy tych miejscowości zyskają możliwość sprawnej podróży do Trójmiasta, stolicy województwa śląskiego, jak również Częstochowy, Łodzi oraz Płocka. Uruchomienie tego pociągu oznacza przywrócenie ruchu pasażerskiego na odcinku Płock - Sierpc - Rypin - Brodnica, gdzie nie kursują nawet pociągi regionalne, a ostatni pociąg dalekobieżny pojechał tą trasą 25 lat temu. Na odcinek Brodnica - Grudziądz pociąg dalekobieżny powróci po 12 latach przerwy. TLK Flisak pozwoli rozwinąć ofertę dla Płocka, dla którego będzie to już drugie połączenie PKP Intercity uruchomione w tym roku. W siatce połączeń PKP Intercity pojawią się nowe miasta z woj. podkarpackiego. Zakończenie elektryfikacji linii nr 71 pozwala na zmianę trasy składu IC Górski relacji Rzeszów - Szczecin, który będzie teraz jeździć przez Kolbuszową, Nową Dębę i Tarnobrzeg, zapewniając mieszkańcom tych miejscowości możliwość dojazdu m.in. do Lublina, Warszawy i Poznania.
Po 12 latach udało się połączyć koleją sąsiadujące (!) ze sobą województwa: łódzkie i świętokrzyskie
Pociąg pojechał z Łodzi do Skarżyska, co uczcili m.in. mieszkańcy Końskich – do ich miejscowości też kolej wróciła.
Nie wszystko poszło tak idealnie, jak by chcieli tego pasażerowie. Wspomnianych połączeń z Łodzi do Skarżyska jest bardzo mało – raptem dwa kursy na dobę. To zresztą duży problem nowych inwestycji. Wydaje się miliony na remonty, a potem pociągi i tak jadą tak, jak przed modernizacją. Niby jest bezpieczniej i szybciej, ale co z tego, skoro połączeń brakuje.
Na dodatek nie wszędzie udało się wyrobić z realizacją, przez co np. pociąg z Wrocławia do Świdnicy nie pojechał. A takie były plany.
– Wprowadzenie połączeń na trasie, po której pociągi nie jeździły przez 20 lat, wymaga właściwego stanu torów, zapewnienia bezpieczeństwa w łączności służbowej i na przejazdach kolejowo-drogowych oraz jazd zapoznawczych – wyjaśniał Mirosław Siemieniec, rzecznik PKP PLK.
Nie dziwię się mieszkańcom, że tak hucznie witają pociągi na swoich dworcach
To zrozumiałe. Sam z radością obserwuję, jak postępuje przebudowa dworca na wsi, gdzie mieszkają moi rodzice. Być może niedługo będę mógł dojechać do nich właśnie pociągiem. Kolej wstaje z kolan. Czasami niezdarnie, czasami się przewróci, ale gołym okiem widać, że modernizacja postępuje.
Widząc zmiany, nie sposób nie zasmucić się, że do tego stanu doprowadzono. Pociąg w mniejszych miejscowościach nie powinien być świętem, a normą – jak to jest chociażby w Czechach, gdzie kolej zatrzymuje się niemal wszędzie.
Jak wyjaśniał Karol Trammer, autor porażającej książki „Ostre cięcie. Jak niszczono polską kolej”, stało się tak m.in. dlatego, że w latach 80. Czesi przestawili się na transport małym taborem. Generował on mniejsze koszty, więc nie można było przejmować się tym, że kolej jest nierentowna.
A to był właśnie argument, którym przez lata posługiwali się polscy politycy. Zaczęło się jeszcze w PRL-u. Urzędnicy, tnąc połączenia, chcieli się wykazać, pokazując, że realizują plan gen. Jaruzelskiego – cięcie kosztów. W III RP proces gwałtownie przyspieszył, a kolej stała się niemal wrogiem numer jeden, symbolem wyrzucania pieniędzy w błoto.
Nie mogło być inaczej, skoro rozkłady jazdy były kompletnie niedostosowane do potrzeb mieszkańców
Rano pociąg wyjeżdżał z danej miejscowości o nieludzkiej porze, a drugie połączenie było np. po południu – gdy mieszkańcy byli w pracy lub w szkołach. Czasami dało się odnieść wrażenie, że ktoś, ustalając właśnie takie godziny połączeń, celowo sabotuje kolej.
Konsekwencje były ogromne. Jak mówił Karol Trammer w wywiadzie z „Krytyką Polityczną”:
Wycinanie połączeń pociągnęło za sobą kolejne skutki społeczne. Świetne badania na ten temat wykonał na początku XXI wieku profesor Zbigniew Taylor z Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN. Wynika z nich, że po likwidacji połączeń kolejowych w mniejszych ośrodkach ludzie rezygnowali z pracy, bo nie mogli do niej dojechać – co zadaje kłam powszechnemu przekonaniu, że wszyscy od razu rzucili się kupować auta. Młodzież straciła natomiast możliwość wyboru lepszej szkoły. Pogorszył się także dostęp do opieki zdrowotnej, bo ludzie z przewlekłymi chorobami zaczęli leczyć się u lekarza rodzinnego – stracili możliwość dojazdu do specjalisty w większym mieście. W miastach i miasteczkach na likwidowanych liniach zaczęły upadać sklepy i punkty usługowe, bo ludność z okolic straciła możliwość dojazdu na zakupy.
W miejscowościach, do których dziś wróciła kolej, infrastruktura jeszcze nie dojechała. W Końskich pod dworcem nie ma parkingu, w innej miejscowości brakuje chodnika, przez co pasażerowie muszą przedzierać się przez błoto. Widocznie nie wszyscy uwierzyli w to, że pociągi faktycznie powrócą tam, gdzie nie było ich przez lata.
Pozostaje mieć nadzieję, że na tym się nie skończy. Że za remontami pójdą też inwestycje w nowe połączenia, nowe dworce czy przystanki. Zapotrzebowanie jest, co najlepiej pokazują obrazki z dworców i tłumy ludzi witających pociągi.