Naprawa smartfona znów robi się opłacalna. Świat zwraca się ku odnawianiu elektroniki
Taniej będzie kupić nowe niż zanieść stare do serwisu – kojarzycie ten zwrot? Z pewnością, bo producenci elektroniki w pogoni za wynikami sprzedaży byli gotowi obrzydzać nam naprawę urządzeń za wszelką cenę. To się jednak na całe szczęście szybko zmienia. O czym zresztą na przykładzie firmy Fixit zaraz się przekonacie.
Producenci i konsumenci sprzętu elektronicznego zwracają coraz większą uwagę na to, w jaki sposób ich działania i wybory wpływają na środowisko. Trudno się temu dziwić, nigdy w historii świat nie produkował takich ilości elektroniki jak dzisiaj.
To ma jednak swoje konsekwencje. Produkcja jednego smartfona wiąże się z emisją do 100 kg dwutlenku węgla. To mniej więcej tyle, ile statystyczny Polak emituje łącznie w ciągu 4-5 dni. A teraz przeliczcie to sobie przez 8-9 mln, czyli roczną sprzedaż telefonów w naszym kraju. To potężne liczby, których zmiany nawyków konsumentów nie są w stanie zniwelować.
Z drugiej strony nie możemy przecież ot tak przestać produkować sprzętu elektronicznego. Dzisiejszy świat nazywa się globalną wioską dlatego, że jesteśmy w stanie szybko i bezproblemowo łączyć się z ludźmi na drugim końcu globu. Dlatego od kilku lat marki coraz częściej idą w kierunku tzw. refurbishmentu, czyli odnawiania starych urządzeń.
Możemy przytoczyć tu przykład Apple’a, który odnowione sprzęty sprzedaje bezpośrednio na swojej stronie internetowej. Ogromne platformy sprzedażowe, takie jak Amazon czy eBay, stworzyły dla kategorii odnowionych produktów osobne sekcje. Warto wspomnieć, że producenci i dystrybutorzy nie zostaną do nich wpuszczeni, jeżeli nie zaoferują klientom gwarancji.
W Polsce dowodem na zapotrzebowanie firm na refurbishment jest działalność na rynku takich firm jak Fixit, które uzbrojone w zespoły fachowców diagnozują zepsutą elektronikę, naprawiają ją i udostępniają producentom celem dowolnego dalszego wykorzystania.
Czy to aby nie greenwashing? Wręcz przeciwnie. Trzy czwarte emisji CO2 elektroniki jest uwalniane do atmosfery w trakcie produkcji. Oznacza to, że tworząc obieg zamknięty jesteśmy w stanie znacznie zredukować ślad węglowy.
Najczęściej do procesu odnawiania kierowane są takie urządzenia jak smartfony, laptopy, aparaty czy czytniki e-booków.
Jak znaleźć tanie smartfony
Fixit podrzuca na swojej stronie dość ciekawe studium przypadku współpracy z firmą która naprawia m.in. smartfony Samsunga i iPhone’y. Krakowska spółka posiada własne centrum serwisowe, do którego sprowadza komponenty i moduły do sprzętu elektronicznego bezpośrednio od dostawców. O ile to możliwe usterki można też wyeliminować dzięki rozmowie z konsultantem. Eliminuje to konieczność odwiedzania serwisu firmy.
Jeżeli już jednak taka konieczność zachodzi telefon trafia w ręce ekspertów do napraw. Firma chwali się 95-proc. skutecznością wynikającą z doświadczenia i szerokiego zakresu wiedzy technicznej.
- W efekcie końcowym pozwala to na realizowanie niezwykle zaawansowanych i często niedostępnych na lokalnym rynku usług serwisowych obejmujących zarówno wymianę jak i naprawę komponentów do poziomu elementów BGA (obudowy układu scalonego – przyp. red.) włącznie – czytamy na stronie spółki
W ciągu roku przez ręce pracowników Fixit przechodzi bardzo wiele urządzeń. W przypadku braku możliwości naprawy (co jest potwierdzane certyfikatem) sprzęt trafia do utylizacji. Jest to o tyle istotne, że zwykły użytkownik nie może wyrzucić starego telefonu czy laptopa do śmietnika. Można za to dostać nawet 5 tys. zł kary.
Dlaczego? Bo recykling elektroniki jest dość skomplikowany. Z urządzeń trzeba najpierw usunąć elementy zawierające pierwiastki ciężkie. Innym wyjściem jest kupno nowej pralki czy laptopa. Wtedy sklep ma obowiązek odebrać od nas sprzęt tego samego rodzaju i zutylizować na własną rękę. Tyle, że to rozwiązanie jest po pierwsze droższe niż kupno używanych produktów, a pod drugie – zdecydowanie mniej ekologiczne.
Jak wygląda odnawianie sprzętu
Dlaczego jednak sprzęt w ogóle ląduje z powrotem w rękach sprzedawców? Powody mogą być różne. Czasem zwraca go niezadowolony klient, bo towar zepsuł się jeszcze w transporcie, albo po prostu się rozmyślił. W innym wypadku może być to firma, która nie zdecydowała się wykupić urządzenia wziętego w leasing. Takie towary nie mogą rzecz jasna z powrotem trafić na półkę, tym bardziej, że zazwyczaj widać na nich ślady eksploatacji.
I teraz co dzieje się dalej. Fachowcy sprawdzają stan sprzętu. Oglądają go z każdej strony, licząc każdą rysę na obudowie. Testują działanie oprogramowania i każdego podzespołu osobno. Jeżeli któryś z nich wymaga wymiany, wkładają do środka oryginalną część. Proces refurbishmentu obejmuje też czyszczenie pamięci. Na koniec produkt jest pakowany i może trafić do powtórnej sprzedaży. Klienci są informowani, że urządzenie nie wyszło właśnie z fabryki i miało przynajmniej jednego właściciela. Z drugiej strony końcowa cena jest dzięki temu znacznie niższa.
Być może trafiliście już kiedyś na nagranie prezentujące odnawiania telefonu w praktyce, ale na wszelki wypadek podrzucę wam wideo nagrane przez pewnego australijskiego vlogera:
Podobnie wygląda to w przypadku laptopów. Proces polega na wymianie wadliwych podzespołów i usunięciu wszystkich danych z dysku twardego za pomocą specjalnego urządzenia. Tak jak na załączonym nagraniu:
W sieci można znaleźć wiele takich przykładów. Kolejny to odnowa całkowicie zdezelowanej lodówki. Polega ona w dużej mierze na drobiazgowym wyczyszczeniu każdej części za pomocą pędzla i spryskaniu powierzchni urządzenia sprayem. Czynności te są w teorii w zasięgu każdego laika wymagają jednak sporo czasu i odpowiednich narzędzi.
Unia Europejska wyznaczyła kierunek
Refurbishment jest przyszłością. Minimalizuje emisję gazów cieplarnianych, zmniejsza wykorzystanie metali ziem rzadkich i nie zaśmieca planety. A dla klientów oznacza możliwość kupna tych samych przedmiotów, ale o kilkaset złotych taniej.
Podobnie sądzi Unia Europejska. W marcu bieżącego roku w życie weszły przepisy dotyczące sprzedaży urządzeń RTV i AGD. Producenci muszą teraz zapewnić dostępność części zamiennych dla serwisów przez 7 do 10 lat po zakończeniu ich produkcji i wprowadzeniu ostatniej partii do obrotu. Unijni urzędnicy położyli też nacisk na dostępność elementów, która posłużą użytkownikom do prostych napraw.
Kierunek został więc wytyczony. Mamy naprawiać, a nie kupować nowe. Teraz pozostaje tylko czekać na efekty.