Bohatersko walczą z betonozą za 170 tys. zł. Szkoda, że sami są za nią odpowiedzialni
Była betonowa pustynia, będzie w końcu zielony placyk. Mówimy jednak nie o inwestycji sprzed 30 lat, a projekcie, który oddany został raptem trzy lata temu. Dziś miasto i łódzki biznes bohatersko walczy z betonozą – problemem stworzonym przez nich samych.
Plac między pałacem Poznańskich i hotelem Puro właśnie się zazielenia. Firmy mające swoje siedziby w najbliższej okolicy włączyły się aktywnie w wymianę granitowych płyt na rośliny. Sfinansują też ich późniejsze utrzymanie – czytamy na stronie łódzkiego urzędu miasta.
Zieleń pojawi się aż na 300 m2, powierzchnia biologicznie czynna zwiększy się o 750 proc., będzie także trzy razy więcej drzew. Na placu powstanie także ogródek.
- Chcemy, żeby ogródek, nad którym pracujemy, był jedną z wizytówek tego placu i miejscem, w którym będzie można napić się wyśmienitej kawy w otoczeniu pięknej architektury. Dużą wartością całego projektu zazielenienia placu jest fakt, że większość firm sąsiadujących z placem bierze udział w tym przedsięwzięciu. Poczucie, że wspólnie zmieniamy tę przestrzeń, jest bardzo budujące. Jestem przekonany, że wspólnie uda nam się stworzyć wyjątkową przestrzeń w naszym mieście – mówi Tomasz Rajkowski, Dyrektor Generalny PURO Hotel Łódź.
To wszystko brzmi naprawdę pięknie i miło. Sęk w tym, że mówimy o placu, który został oddany do użytku w… 2018 roku. I odkąd pamiętam, wielu mieszkańców narzekało na to, że przestrzeń jest pusta, co więcej – stanowi idealny parking dla samochodów. Gdyby tylko dało się to przewidzieć wcześniej…
Oczywiście krytykowanie tej renowacji wydaje się być pewnym przesadzonym czepialstwem. No bo co: beton – źle, zieleń wcale nie lepiej, nic ci nie pasuje, zdecyduj się.
W końcu dobrze, że miasto widzi własne błędy. Lepiej późno niż wcale
Zgoda. Ale gdy czytam prasówkę na stronie urzędu, aż trudno nie złapać się za głowę. Spójrzcie, co się w niej wypisuje:
Firmy dosłownie prześcigają się w tym, kto bardziej lubi zieleń. Jakby faktycznie był to plac nieruszany od 30 lat – zgoda, świetna inicjatywa. Ale jeszcze trzy lata temu beton był OK.
A już najbardziej rozczuliło mnie to:
Jeśli to nie jest pewna forma greenwashingu, to nie wiem, co mogłoby nim być
Wcześniej sama prezydent, Hanna Zdanowska, mówiła: „Ten plac powinien być bardziej zielony”. Świetnie – tylko dlaczego oczywiste jest to teraz, a nie w 2018 roku, kiedy betonoza też była głośno krytykowana?
Trudno, stało się. Ale teraz widzimy, ile takie błędy kosztują. Jak czytamy. „dzięki współpracy z partnerami biznesowymi, na nasadzenia i pielęgnację zieleni na placu w kolejnych latach miasto otrzyma łącznie aż 170 tysięcy zł”.
Rodzi się pytanie – ile pieniędzy wrzucono w błoto i beton niepotrzebnie wcześniej?
Dużo – już wiadomo, że plac przy hotelu Hampton by Hilton przy ul. Piotrkowskiej też ma przejść rewitalizację. Inwestycja została oddana do użytku… w grudniu 2020 roku!
Niby w tym (i być może przyszłym) przypadku firmy wydają pieniądze z własnych kieszeni, więc same płacą za swoje pomyłki. Co z tego, skoro przez te trzy lata mieszkańcy musieli męczyć się z betonowym placem, szybko zamienionym w szpetny parking?
Spojrzałbym na sprawę przychylniejszym okiem, gdyby nie fakt, że miasto i łódzki biznes wcale nie uczą się na własnych błędach. Przecież nie tak dawno na profilu miasta pochwalono się inwestycją, w której rządzi beton, beton i jeszcze raz beton. Jeśli nikt nie zareaguje na głosy mieszkańców, to pewnie za 3-4 lata znowu będziemy czytać o bohaterskiej akcji firm, które zwracają uwagę na zieleń.
Właśnie to denerwuje najbardziej. Przestrzeń betonowa przed biurowcem nie powstała sama. Nie wzięła się znikąd. Ktoś to zaprojektował, ktoś przyklepał, komuś wcześniej nie przeszkadzało. Dobrze, że teraz widzi się, że to był błąd, ale niech w takim razie nie będzie to obchodzone z aż taką pompą.
Chwalenie się nieumiejętnością przewidzenia przyszłości i robieniem z siebie zbawców – podczas gdy jest się odpowiedzialnym za całą sytuację – to przesada.
zdjęcie główne: uml.lodz.pl