Znaleźliśmy polskie organizacje narodowe na czarnej liście Facebooka. Występują obok państwa islamskiego
Czarna lista niebezpiecznych jednostek i organizacji, którą prowadzi Facebook została ujawniona. Serwis umieścił na niej polskie organizacje, między innymi ONR.
Trzy polskie organizacje znalazły się na liście niebezpiecznych jednostek i grup Facebooka. Lista właśnie wyciekła.
Co łączy NSA, ABW, Mosad i Facebooka? Nie, tym razem nie chodzi o szpiegowanie bez pozwolenia, ale działania antyterrorystyczne.
Mało kto zdaje sobie sprawę, że Facebook, oprócz dostarczania nam codziennej dawki fake newsów i bezwartościowych treści śmiesznych kotów, viralowych filmów i zdjęć z wakacji naszych znajomych, mierzy się każdego dnia z mieczem obosiecznym, jakim jest wolność mediów społecznościowych. Można sądzić, że Facebook nadal robi za mało, zwłaszcza że w ostatnim czasie raporty ujawniły, iż pewne negatywne zachowania są Facebookowi na rękę, bo prowokują do dyskusji i impulsywnych zachowań, co w konsekwencji napędza ruch w serwisie.
To jednak pikuś w porównaniu z tym, co mogłoby się dziać w Facebooku, gdyby nie wdrożone już w 2012 r. ostre reguły dotyczące aktów terroru i propagowania przemocy.
Niebezpieczne osoby i organizacje – Facebook ma na swojej liście ponad 4000 grup i osób.
O istnieniu swoistej listy proskrypcyjnej Facebooka wiadomo od kilku lat, gdyż komisja nadzoru (niezależny organ, który Facebook powołał celem rozstrzygania drażliwych kwestii, w tym np. banu dla Donalda Trumpa) zaleciła upublicznienie informacji o tym, czemu służy taka lista.
Jak czytamy w uzasadnieniu istnienia listy niebezpiecznych osób i organizacji:
Facebook jednak nie zdecydował się upublicznić tej listy, pomimo zaleceń komisji nadzoru. Aktualnie wniosek o upublicznienie ma status „sprawdzania, czy to w ogóle możliwe”. Do pełnej listy dotarł jednak serwis The Intercept. Można z niej wyciągnąć dość ponure wnioski.
Facebook chroni przed terrorem, ale mowę nienawiści traktuje wybiórczo.
Lista niebezpiecznych osób i organizacji Facebooka podzielona jest na trzy szczeble, zależnie od rodzaju zagrożenia:
- Szczebel 1: Terroryzm, zorganizowane propagowanie nienawiści, działalność kryminalna na dużą skalę, zabójstwa masowe lub wielokrotne oraz brutalne wydarzenia
- Szczebel 2: Dopuszczające się przemocy podmioty niepaństwowe
- Szczebel 3: Zmilitaryzowane ruchy społeczne, sieci konspiracyjne nakłaniające do przemocy oraz podmioty zablokowane za nienawiść
W obrębie tych szczebli Facebook decyduje również o usunięciu postów powiązanych z którymkolwiek z podmiotów lub ludzi oznaczonych jako „niebezpieczne”. Dotyczy to m.in. pochwał względem ugrupowań terrorystycznych, wyrażania wsparcia lub chęci przekazania datków materialnych na cel uznany za niebezpieczny, albo przyznanie się do reprezentowania grupy terrorystycznej, etc. Facebook nie pozwala też na propagowanie ideologii takich jak faszyzm, nazizm czy pochwalania działań związanych z nimi postaci (Hitler, Mussolini, etc.)
Pełną listę, obejmującą ponad 4000 pozycji, można znaleźć w serwisie The Intercept. Lista obejmuje nazwę podmiotu, przyczynę wciągnięcia na listę (nienawiść, terroryzm, przestępczość, organizacje paramilitarne), a w przypadku konkretnych osób także powiązania z grupami terrorystycznymi lub organizacjami przestępczymi. Są tam nie tylko organizacje, ale także wspierające je media, artyści, pisarze, czy zespoły muzyczne.
Specjaliści zatrudnieni przez The Intercept przeanalizowali listę, by ocenić, przed kim w zasadzie chroni nas Facebook. Analiza wykazała, że bezwzględnie najczęściej na liście występują organizacje i osoby powiązane z Islamem. W przypadku szczebla 1 aż 70 proc. to ugrupowania terrorystyczne ze środkowego wschodu i południowej Azji, a aż 80 proc. osób wymienionych na liście to terroryści. Facebook oczywiście nie wziął sobie tej łatki znikąd – lista terrorystów i ugrupowań pochodzi bezpośrednio od amerykańskiego rządu i są na niej zarówno terroryści działający lokalnie, jak i grupa ponad 1000 osób oznaczonych jako SDGT – specially designated global terrorists – pochodzących z listy zapoczątkowanej przez George’a Busha w 2001 r., utworzonej na mocy rozkazu wykonawczego 13224 po atakach na World Trade Center.
Analitycy zauważają jednak, że Facebook jest bardzo wybiórczy, jeśli chodzi o sankcje wobec szerzących mowę nienawiści, a lista momentami zakrawa o rasizm i ksenofobię. The Intercept jako przykład podaje np. przedstawicieli białych suprematystów i amerykańskiej radykalnej prawicy; 250 tego typu organizacji umieszczono w szczeblu 1, ale większość z nich trafiła do najłagodniej traktowanego szczebla 3. Co więcej, analitycy zwrócili uwagę, iż Facebook uważa Muzułmanów za największe zagrożenie, a także nie uwzględnia na liście żadnych organizacji szerzących nienawiść względem przedstawicieli Islamu.
Rzecznik prasowy Facebooka kategorycznie zaprzeczył, jakoby łagodne traktowanie organizacji prawicowych w Stanach Zjednoczonych wynikało z ich powiązań z konserwatywnymi rządami Donalda Trumpa. Nie da się jednak ukryć, że organizacje białych konserwatystów są traktowane ze znacznie większą pobłażliwością niż te prowadzone przez Czarnoskórych, Latynosów czy Azjatów, nawet gdy mówimy o tym samym spektrum niepożądanych zachowań.
Czarna lista Facebooka – są trzy organizacje z Polski.
Na liście Facebooka znajdziemy tysiące ugrupowań z całego świata, w tym również trzy z Polski:
- Obóz Narodowo-Radykalny (ONR)
- Narodowe Odrodzenie Polski (NOP)
- White Boys Wielkopolska
Wszystkie trzy znalazły się na czarnej liście Facebooka w szczeblu 3, jako organizacje propagujące mowę nienawiści. Warto odnotować, iż żadna z nich nie jest w Polsce uznana za nielegalną, a ONR np. opisuje się jako ruch społeczny skupiający młodych Polaków, którym bliskie są takie wartości jak Bóg, Honor, Ojczyzna, Rodzina, Tradycja i Przyjaźń. Cóż, Facebook najwyraźniej ma na ten temat inne zdanie.
Obecność ONR-u i NOP-u na liście niepożądanych osób i organizacji wyjaśnia jednak tak częste bany (słuszne i niesłuszne) dla osób w jakikolwiek sposób powiązanych z polską radykalną prawicą. Facebook w oficjalnych wytycznych tłumaczy, że blokuje dostęp do swojego serwisu administratorom profili powiązanych z takimi ugrupowaniami, jak również wspomniane wcześniej pochwały czy wyrazy wsparcia wysyłane w kierunku organizacji umieszczonych na czarnej liście.
Facebookowi należy patrzeć na ręce.
Analiza listy proskrypcyjnej Facebooka dobitnie pokazała, że przy swojej ogromnej skali serwis dalej nie radzi sobie z właściwą moderacją. Wielokrotnie dochodzi do sytuacji, w których moderatorzy usuwają bez większej przyczyny treści niestanowiące żadnego zagrożenia (raport przytacza np. przypadek usuwania postów Palestyńczyków dokumentujących atak na meczet Al Aqsa lub użytkowników linkujących do artykułów Al Jazeery), a z drugiej strony każdego dnia pozwala szerzyć się mowie nienawiści i otwartym pochwałom w kierunku organizacji terrorystycznych, jeśli tylko są one napisane w sposób nieoczywisty dla algorytmu, który ma je wychwycić i przekazać do weryfikacji moderatorom. Nie mówiąc już o tym, jak wybiórczo Facebook traktuje wpisy zależnie od rasy, afiliacji politycznej czy religijnej.
W jednym analitycy The Intercept na pewno mają rację – ta lista powinna być upubliczniona, a działania Facebooka w jej obrębie powinny być weryfikowane przez organy państwowe i służby, by nie dopuszczać do wybiórczego traktowania, jakie obserwujemy dzisiaj. Jeśli Facebook banuje prawicowych radykałów nawołujących do przemocy, powinien robić to samo z ugrupowaniami lewicowymi o tym samym charakterze. Nie powinno też dochodzić do sytuacji, w której organizacje paramilitarne nie są za takowe uznawane tylko dlatego, że ich działania popierają politycy konkretnych ugrupowań (tu raport przywołuje przykład ataku na Kapitol).
Konkluzja raportu The Intercept jest dość złowieszcza, ale trudno się z nią nie zgodzić – Facebook w wielu miejscach nie radzi sobie z moderacją, ale w wielu innych dalece przekroczył wytyczne stosowane np. przez amerykański rząd. Sam fakt istnienia takiej czarnej listy pokazuje, że największemu serwisowi społecznościowemu na świecie trzeba bacznie patrzeć na ręce, jeśli nie chcemy obudzić się w rzeczywistości rodem z dystopijnego science-fiction, w którym o praworządności decydują nie państwa, a prywatne korporacje. Facebook wcale nie jest od tego tak daleki, jak może się wydawać.
*Grafika główna: MOZCO Mateusz Szymański/Shutterstock