Alert RCB nie poinformował o potężnej wichurze nad Polską. Wyjaśniamy, dlaczego tak się stało
Uszkodzone drzewa, powywracane samochody, a nawet ofiary śmiertelne – to skutki przejścia przez Polskę wichur. Wiele osób zwraca uwagę, że w czwartek nie otrzymały Alertu RCB albo dostały go zbyt późno – gdy wiatr już szalał. Dlaczego?
Na problem zwrócił uwagę na Twitterze poseł Piotr Borys. „Dlaczego Rządowe Centrum Bezpieczeństwa RCB nie ostrzegło ludzi na czas? Komunikaty przyszły już po uderzeniu wiatru, po g.16.30”.
Czym jest Alert RCB?
Żeby wyjaśnić sprawę, trzeba zacząć od podstaw i opisać, czym Alert RCB jest. To system powiadomień, które mają ostrzegać przed zagrożeniem. Rządowe Centrum Bezpieczeństwa podkreśla, że wykorzystuje się je „w sytuacjach nadzwyczajnych, wtedy, gdy występuje naprawdę duże prawdopodobieństwo bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia na znaczącym obszarze”.
Zwykle chodzi o zjawiska pogodowe, natomiast zdarzyło się już, że komunikaty informowały o będącym na wolności i poszukiwanym przez policję zabójcy.
Niewątpliwie silny wiatr musiał „zasługiwać” na alert RCB, tym bardziej że przed wichurami ostrzegało IMGiW. A to jeden z podmiotów, który informuje o konieczności powiadomienia Polaków przed występującym zagrożeniem.
Alert RCB powstaje na podstawie informacji o potencjalnych zagrożeniach otrzymywanych z ministerstw, służb np. policji, straży pożarnej, straży granicznej, urzędów i instytucji centralnych np. Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej oraz urzędów wojewódzkich. Rządowe Centrum Bezpieczeństwa 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu monitoruje sytuację pod kątem wystąpienia różnego rodzaju zagrożeń i w razie potrzeby uruchamia Alert – czytamy na rządowej stronie.
Alert RCB przyszedł, ale nie do każdego
Na twitterowym profilu Alertu RCB w czwartkowy poranek napisano, że SMS-y z ostrzeżeniem przesłano do odbiorców w części woj. zachodniopomorskiego i pomorskiego. Ale jak się okazuje – nie tylko.
Na przykład u nas w redakcji jedna z osoba z Warszawy także dostała komunikat w czwartkowy poranek. Inne jednak nie. Ja, mieszkaniec Łodzi, również nie otrzymałem SMS-a, mimo że mieliśmy do czynienia z drugim najsilniejszym wiatrem w tym roku. Od czego to więc zależy?
Na stronie programu czytamy, że „najmniejszym obszarem, na który może być wysyłany Alert RCB, jest powiat”. Kluczowe jest „przebywanie w zasięgu stacji bazowej (BTS), który jest położony na terenie objętym potencjalnym zagrożeniem”.
Autorzy rządowego systemu zaznaczają też, że niektórych zjawisk, szczególnie lokalnych, nie da się przewidzieć. „Podmuch wiatru może powalić np. uszkodzone drzewo, co może stanowić zagrożenie dla życia” – trudno jednak ustalić, że akurat dane osiedle czy ulica będzie szczególnie zagrożone.
Innym problemem jest to, że nie da się poinformować milionów Polaków o zagrożeniu w tym samym czasie
Z tego mogą też wynikać ewentualne opóźnienia, na co twórcy systemu zwracali uwagę:
Alert RCB nie jest więc ostateczną i przede wszystkim jedyną wyrocznią. To dodatkowa forma ostrzeżenia przed zbliżającym się zagrożeniem. Nie można jednak uznawać, że skoro SMS nie przyszedł, to znaczy, że trzeba machnąć ręką na pozostałe prognozy.
Niestety tak się dzieje i np. na Twitterze już pojawiły się narzekania osób, które sugerowały, że przez brak SMS-a jechały trasą, na której zawaliło się drzewo. Alert RCB nie jest superbohaterem mającym ratować przed każdym incydentem. To po prostu system wspomagania.