REKLAMA

Diablo 2: Resurrected. Chciałem polecić tę grę, ale niestety nie mogę

To miał być tekst, w którym polecę zakup Diablo 2: Resurrected. Jednakże Blizzard sprzedaje tylko cyfrowe kopie remastera, dlatego zakupu nie mogę polecić. Oto moja opinia o modelu dystrybucji gry.

Diablo Immortal - dlaczego warto?
REKLAMA

Żyjemy w erze sequeli, spin-offów, rebootów, remake’ów i remasterów, a Blizzard jest jednym z wielu wydawców, którzy zdecydowali się sięgnąć po ten przysłowiowy wiszący nisko owoc. Diablo 2: Resurrected, które miało premierę w ubiegłym tygodniu, to kolejna po niezwykle chłodno przyjętym Warcraft 3: Reforged reedycja hitu legendarnego studia sprzed lat.

REKLAMA

Nie polecam zakupu Diablo 2: Resurrected

Sam kupiłem tę grę na premierę i nie polecam, 2/10. Nie chodzi tu już nawet o fakt, że Activision jest pod ostrzałem za wieloletnie zaniedbania jeśli chodzi o ochronę swoich pracowników przed mobbingiem, ani o to, że remastery to typowy „prosty trik, dzięki któremu wydawca napełni mieszki ze złotem małym nakładem pracy”. Ba, nie chodzi nawet o jakość gry per se - tylko o model dystrybucji.

Brakuje mi Diablo 2: Resurrected w wersji na fizycznym nośniku, czyli na płycie (Xbox, PlayStation) lub na kartridżu (Switch). Takie wersje mógłbym polecić w ciemno fanom oryginału, bo pozwoliłaby odzyskać przynajmniej część środków tym graczom, którym hack’n’slashowanie się szybko znudzi. Sam wolę zagrać w coś z kupki wstydu niż w tego przypudrowanego nieumarłego po dwóch dekadach w limbo.

Problem w tym, że aby się o tym przekonać, musiałem wysupłać 170 zł na Diablo 2: Resurrected, których już nigdy nie odzyskam.

Oczywiście znam politykę zwrotów Nintendo (a raczej jej brak) i pogodziłem się z tym, że mogę utopić tę kasę, gdy klikałem Kup teraz w eShopie, do tego tak pro forma przed napisaniem tego tekstu napisałem do Nintendo z prośbą o zwrot pieniędzy (firma oczywiście odmówiła). Mimo to mam pewien zgrzyt, z tym że zostałem z tym Diablo 2: Resurrected jak Himilsbach z angielskim.

Jestem więcej niż pewien, że moi rówieśnicy, czyli dorośli ludzie, którzy podobnie jak ja za dzieciaka spędzili przy Diablo 2 setki godzin, są dziś w podobnej sytuacji, a Blizzard musiał zdawać sobie z tego sprawę przed premierą. Brak edycji pudełkowej Diablo 2: Resurrected odbieram jako takie nieme przyznanie się handlowców do… braku wiary w sprzedawany przez siebie produkt.

Nostalgia to potężny sojusznik dla korporacji, który skłania nas do zakupu, ale czasem nawet ona nie wystarczy.

Uwagę współczesnych graczy trudno utrzymać na dłużej niż kilka chwil, a Diablo 2: Resurrected to w dodatku taki leniwy remaster. Nowa-stara gra Blizzarda nie obsługuje trybu cross-play, na Switcha ogranicza liczbę graczy do czterech, nie dodano w nim kanapowego co-opa rodem z Diablo 3 ani obsługi ekranu dotykowego na konsoli Nintendo. Do tego graczom znikają postacie z serwera (sic!).

REKLAMA

Mimo to, gdyby tylko wersja płytowa/kartridżowa istniała, to bym i tak fanom polecił kupno gry z perspektywą jej późniejszej odsprzedaży. Dla wydawcy to jednak byłby fatalny scenariusz, ale z drugiej strony brak pudełka limituje zakup impulsywne, a moja kopia Diablo 2: Resurrected wyleczyła z zakupu już ładnych kilka osób, które poprosiły mnie o pokazanie im jej na moim Switchu.

Tyle dobrego, że prędzej czy później pojawi się jakaś promocja na Diablo 2: Resurrected (choć po prawdzie ze względu na brak pudełek będzie to raczej później). No i kto wie — może za jakiś czas remaster hitu Blizzarda może trafi do Xbox Game Passa? Na dziś na miejscu niezdecydowanych graczy wstrzymałbym swe konie, bo 170 zł za 15 minut zabawy to dość wysoka cena.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA