Wiem, gdzie mieszkasz. Prywatność w mediach społecznościowych to tylko ułuda
A więc myślisz, że jesteś anonimowy w mediach społecznościowych? Masz prywatne konto na Facebooku i nikt się niczego o tobie nie dowie? Pomyśl jeszcze raz.
O tym, że osobę aktywną w mediach społecznościowych łatwo „stalkować”, nie muszę nikomu mówić. Nawet bez przesadnego sieciowego ekshibicjonizmu zostawiamy tyle śladów, że zupełnie obca osoba może dowiedzieć się o nas znacznie więcej, niż sobie życzymy. Każdy lajk, komentarz, zdjęcie dodane na Facebooku, Instagramie, Twitterze czy innym medium społecznościowym, zostawia po sobie ślady. Podążając nimi, można bez problemu wyśledzić człowieka w „prawdziwym” świecie.
Są jednak osoby, które myślą, że udało im się oszukać system. Być w mediach społecznościowych, ale jednocześnie zadbać o swoją prywatność na tyle, by osoba postronna niczego się o nich nie dowiedziała. Czy jednak wystarczy ustawić konto jako „prywatne” i zablokować obcym dostęp do informacji, by uchronić się przed potencjalnym odnalezieniem? Ależ skąd.
30 minut. Tyle zajęło mi ustalenie miejsca zamieszkania człowieka, którego nigdy nie widziałem na oczy, bazując jedynie na jego imieniu i kilku poszlakowych informacjach. Spokojnie — poszło o zakład, a człowiek wiedział, że będzie „poszukiwany”.
Było to porażająco proste. Może lekką przewagę daje mi dziennikarskie doświadczenie i biegłość w poruszaniu się po zakamarkach internetu, ale faktem jest, że nie jestem ekspertem od stalkingu w sieci – nie jestem hakerem, programistą, nikim szczególnym. Każdy może to zrobić, a to oznacza, że absolutnie każdy, kto ma odrobinę rozgarnięcia, może zapukać do twoich drzwi.
Wiem, gdzie mieszkasz. Nie trzeba być ekspertem, by odnaleźć kogoś w sieci.
W kwestii prywatności najgorzej mają przedsiębiorcy, nawet ci na jednoosobowej działalności. Jeśli prowadzisz firmę, nie jesteś anonimowy i żadne ustawienia prywatności na Facebooku nie pomogą. Wystarczy szybka wizyta w CEiDG, by ustalić tożsamość właściciela lokalu czy firmy. Wyszukiwarka pomoże, nawet gdy nie znamy nazwy firmy.
Jako że wielu przedsiębiorców rejestruje działalność we własnych domach (nawet prowadząc je gdzie indziej), często adres mamy podany na tacy. Mało tego – jeśli przedsiębiorca nie zastrzeże informacji, na tacy mamy podany też numer telefonu czy mail. To swoją drogą główny powód, dla którego nowi przedsiębiorcy otrzymują mnóstwo spamu i telefonów z dziwnymi ofertami – wielu z nich nie zastrzega danych kontaktowych w CEiDG, przez co są publicznie dostępne. Przedsiębiorcy — dbajcie o swoje dane i jeśli jest możliwość, zastrzegajcie je od razu przy zakładaniu firmy.
Znajomi zawsze są najsłabszym ogniwem. Jeszcze słabszym są członkowie rodziny.
W dobie internetu wystarczy jeden wspólny znajomy, jedna informacja poszlakowa, by dowiedzieć się naprawdę sporo. Załóżmy, że znamy wyłącznie imię danej osoby. Nie wiemy nawet, jak wygląda, ani jak ma na nazwisko – wiemy tylko, że mieszka w danym mieście i zadaje się z kilkoma znanymi nam ludźmi.
Pierwszym krokiem będzie przejrzenie listy znajomych u znajomych. Zrobiłem przed chwilą mały eksperyment i zajrzałem na profile 10 moich znajomych na Facebooku – tylko 2 z nich miała ustawioną listę znajomych jako prywatną. U całej reszty mogłem bez problemu przeglądać listę ludzi, których znają, miejsca, w których byli i kliknięcia „lubię to”.
A tam, jeśli natrafimy na odpowiedniego znajomego, możemy znaleźć np. zdjęcia, na których jest osoba, o której informacji poszukujemy. I czasem wystarczy drobnostka, by kogoś takiego zlokalizować – np. zdjęcie sprzed zakładu pracy i komentarz znajomych, że „fajnie musi się pracować u rodziców”.
Teraz wystarczy odwiedzić fanpage zakładu pracy i poszukać informacji kontaktowych, np. danych szefostwa, a następnie wyszukać ich po nazwisku na Facebooku. I może się okazać, że chociaż po poszukiwanej osobie nie było ani śladu w gronie potencjalnych znajomych, tak profil jego mamy w średnim wieku okazuje się prawdziwą skarbnicą wiedzy na temat danego człowieka. Starsze pokolenie często ma niewielkie pojęcie o prywatności w sieci. Ich profile zwykle są w 100-proc. otwarte, a wszystkie informacje podane na tacy. W tym np. zdjęcia dzieci i toczące się pod nimi dyskusje, w których można znaleźć dodatkowe informacje, po których można kogoś zlokalizować albo dowiedzieć się o nim więcej. Na przykład gdzie studiował lub pracował, bo ciocia zada pytanie w komentarzu, a mama odpowie zupełnie tak, jakby rozmawiała z ciocią przez telefon.
W ten sposób człowieka, którego w ramach zakładu miałem nigdy nie odnaleźć, odnalazłem w 30 minut. A to i tak dość dużo czasu, zwykle takie „śledztwo” trwa o wiele krócej.
Morał z tego taki, że mediach społecznościowych nikt nie jest anonimowy.
Summa summarum wychodzi na to samo – nawet jeśli twoje konto na FB czy Insta jest prywatne i nie ma o tobie cienia informacji w sieci, zawsze może znaleźć się ktoś, kto będzie słabym ogniwem prywatności i poprzez rzucane wirtualnymi półsłówkami strzępy informacji pozwoli dotrzeć do wrażliwych danych. Np. twojego miejsca zamieszkania.
Prywatność profilu w mediach społecznościowych wcale nie jest gwarancją prywatności informacyjnej. Wystarczy chwila szperania, by — dzięki rodzinie czy znajomym — dowiedzieć się, gdzie bywasz, co lubisz robić, z kim się zadajesz, a nawet nie tylko gdzie, ale i z kim mieszkasz.
Jeśli jednak myślisz, że „oszukałeś system”, bo twoje konta są prywatne i nie zaglądasz zbyt często na Facebooka czy Instagrama – pomyśl jeszcze raz. Prywatność w social mediach jest tylko ułudą.