Indie się nie szczypią. Albo się zaszczepisz, albo zapomnij o dzwonieniu
Indie to jedno z państw, które najbardziej odczuły pandemię. Nic więc dziwnego, że tamtejsze regiony nie zamierzają patyczkować się z osobami unikającymi szczepienia. Żadnych marchewek, tylko kij.
– Dzień dobry, dlaczego mój telefon nie działa?
– A zaszczepił się pan?
– Eee, no wie pan, jakoś nie było czasu i w ogóle ta plandemia...
– No to nie zadziała. Do widzenia!
Brutalne? Być może. Ale to ma być sposób na zwiększenie liczby zaszczepionych.
Władze stanu Pendżab uznały, że kluczem do zaszczepienia populacji nie jest nagradzanie, a karanie. Dlatego też zostaną zablokowane karty SIM osób, które nie przyjmą preparatu – donosi „Rzeczpospolita”.
Mowa o regionie, w którym żyje… 80 mln ludzi
Celem jest zaszczepienie 67 mln osób do końca roku. Poprzeczka zawieszona jest więc bardzo wysoko, ale władze zdają sobie sprawę, że tylko zwiększenie zbiorowej odporności pomoże w walce z koronawirusem.
A Indie to region mający olbrzymi problem z pandemią. W szpitalach brakowało wolnych miejsc, ale przede wszystkim tlenu. Dlatego w pomoc zaangażowały się państwa oraz władze Microsoftu czy Google’a, wszak szefowie mają indyjskie korzenie. Nic więc dziwnego, że jedna z największych prowincji musi działać stanowczo.
I to mi się podoba!
Kiedy w grę wchodzi ludzkie życie, nie ma czasu na półśrodki. A tym bardziej wątpliwej jakości zachęty. Naprawdę sugerowanie, że joint, piwo albo niewielka suma może przekonać przeciwników szczepień jest skrajną naiwnością.
Jasne, nie każdy, kto jeszcze się nie zaszczepił, to typowy szur. Czasami powody są niby banalne, ale jednak kluczowe – jak zwykły brak czasu przez nadmiar obowiązków. Jeśli już więc państwo chce pomagać, to na przykład poprzez wymuszenie na pracodawcach jednego dnia wolnego, który byłby przeznaczony na szczepienie.
U nas na razie tak radykalnych kroków jak Indie nie planuje się raczej wprowadzić. Wprawdzie eksperci sugerowali choćby godziny policyjne czy zakaz opuszczania województwa, ale prędzej niezaszczepieni nie wejdą na koncert. Niektórzy już się buntują, ale tylko tak zbudujemy zbiorową odporność. Wahający muszą liczyć się z tym, że są potencjalnym zagrożeniem i powinni odczuć to na własnej skórze. Dopóki nie poczują na niej igły.
A jeśli ktoś uważa, że Indie mimo wszystko przesadzają, to niech pamięta, że indyjski wariant koronawirusa już rozprzestrzenia się po Europie. To, co dzieje się tam, ma również wpływa na to, jak wygląda nasze życie.
Zdjęcie główne: Manoej Paateel